|20.2|Karuizawa

10 1 0
                                    

Izuku nie miał pojęcia ile minęło czasu, kiedy poderwał się. Nie wiedział gdzie się znajdował. Łapał nerwowe oddechy, bojąc się chociażby drgnąć. Czuł jak pot spływał mu po plecach. Jego nadgarstki przeszywał ból rozlewający się po całym ciele. Z każdą chwilą cierpły mu coraz bardziej, bo się na nich wspierał. Wszystkie jego mięśnie krzyczały z bólu; ale z jego ust nie wydobył się ani jeden dźwięk. W pewnym momencie nie wytrzymał i na granicy omdlenia zapalił światło.

Wówczas przypomniał sobie, że znajdował się w domu rodziny Hamasaki; ale nie było mowy o tym, żeby wrócił do snu. On tam na niego czekał. Izuku nie chciał do niego wracać, dlatego zaraz wstał z łóżka, aby przypadkiem nie trafić ponownie w jego macki. Ściągnął z oparcia krzesła bluzę, po czym zarzucił ją na siebie. Później wyszedł.

Po cichu stąpał korytarzem, aby nie zbudzić Ayame, która spała w sypialni naprzeciwko. Kiedy znalazł się w salonie, otworzył okno. Wówczas owiał go chłodny, jesienny wiatr. Izuku nie zniechęcony tym, wyszedł na drewniany podest i usiadł na jego krawędzi.

Dyndał bosymi nogami nad trawnikiem upstrzonym opadłymi liśćmi. Ta część posiadłości była urządzona w tradycyjnym stylu. Przed nim roztaczał się widok na japoński ogród oraz altanę otuloną bladym blaskiem księżyca. W oczku wodnym pluskały się karpie koi. Wzrok Izuku jednak przyciągało atramentowe niebo połyskujące konstelacjami gwiazd. Przypomniał sobie jak bardzo jest nieistotny wobec tego ogromu – a nawet wśród równie nieistotnych jak on.

— Nie śpisz? — usłyszał za sobą.

Mimowolnie drgnął w miejscu, a Ayame parsknęła śmiechem.

— Tym razem nie jako zjawa. — usiadła obok niego.

— Cóż za ulga.

— No nie? — uśmiechnęła się, po czym ziewnęła przeciągle.

— Obudziłem cię. — stwierdził.

— Nie. Wyobraź sobie, że cały świat nie kręci się wokół ciebie.— Szłam do łazienki i kiedy otwarłam drzwi zrobił się przeciąg. Myślałam, że zostawiłam gdzieś otwarte okno i zrobiłam obchód...

— A jednak świat kręci się wokół mnie. — wtrącił sarkastycznie.

Ayame wymierzyła mu kuksańca w bok.

Przez chwilę siedzieli w ciszy delektując się chwilą, razem wymachując stopami. Księżyc przysłoniły chmury. Nagle Ayame kopnęła go na wysokości kostki czerwoną skarpetą, przywołującą na myśl Elmo z Ulicy Sezamkowej.

— Przeziębisz się. — spojrzała wymownie na jego stopy.

— Nawet jako czarna owca nosisz gen rodziny lekarskiej. — westchnął przeciągle i zaczął przesadnie wymachiwać nogami.

Wbrew obawom dziewczyny, nie było mu zimno – a wręcz przeciwnie – cały wrzał i nie potrafił ochłonąć. Czuł się jak w gorączce i miał wrażenie, że zaraz zacznie majaczyć. Jego myśli przepływały z zawrotną prędkością. Czuł się jak stary przegrzewający się laptop Shoto, z którego kiedyś wysyłał maila. Jeszcze trochę i Izuku przegrzeje się i wyłączy. Ale co miał zrobić, skoro atakowały go zewsząd bodźce?

— Wszystko w porządku? — zerknęła na niego z niepokojem Ayame.

Zdawał sobie sprawę, że jego nerwowość trudno przeoczyć. Z resztą Ayame wiedziała, że nic nie było w porządku. Izuku wmawiał sobie, że wcześniej puściły mu nerwy przez wódkę; ale tak naprawdę coraz gorzej to wszystko znosił. Czasami żałował, że ze sobą nie skończył. Czasami także myślał, żeby to wreszcie zrobić. I tak był tylko nic nieznaczącym pyłkiem, którego wszyscy wykorzystywali.

tsunami; tddkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz