|38|Okinawa

6 1 0
                                    

Nie mógł wytrzymać, więc wrócił do tego mieszkania. Nawet jeśli Izuku miał źle zareagować na jego widok, Shoto musiał się przekonać, że był bezpieczny. Toya miał rację: nikt prócz niego nie zrozumie Izuku.

Było już całkiem późno i o tej porze jak i środki transportów, tak i ulice świeciły pustkami w kontraście do tłoków w godzinach szczytu. Shoto w ogóle już zapomniał czasy, kiedy korzystał z metra; bo kiedy to było? Jednak za bardzo nie rozczulał się nad tym faktem. Jego myśli krążyły wokół zdjęcia, niezaadresowanej koperty, słów ojca i Toyi, dziesięciu tysięcy jenów oraz jego dwóch byłych partnerów różniących się od siebie jak słońce i księżyc. Gdy się poznali, Izuku promieniał jak słońce. Księżyc choć równie piękny, nie pałał własnym światłem; co Todoroki rozumiał dopiero teraz.

Tej nocy księżyc znajdował się w nowiu, co nie umknęło uwadze Shoto, doszukującego się jakiejś przychylnej symboliki. Z tą myślą zmierzał pogrążonym w mroku korytarzem.

Szedł niemal po omacku, bo najpewniej wybiło korki czy coś takiego. W pewnym momencie jednak oblała go panika, bo szedł i szedł i nie mógł znaleźć tych odpowiednich drzwi. Wydawało mu się, że ostatnio nie zmierzał tak długo tym korytarzem; że to mieszkanie było bliżej. Wówczas desperacko chodził od drzwi do drzwi, ledwo dostrzegając numerek.

Co za skandal! Żeby nie było światła oburzał się w myśli.

Kiedy ledwo podszedł pod kolejne drzwi, nagle oślepiła go światłość.

— Dobrze cię widzieć w dobrym zdrowiu, Shoto. — usłyszał. — Czekałem na ciebie.

Chwilę później poczuł lekki pocałunek na policzku i ramiona oplatające się wokół jego klatki piersiowej. Shoto z przyzwyczajenia odepchnął od siebie tego kogoś i przyłożył dłoń do blizny jakby chcąc ją osłaniać. Wówczas oczy przyzwyczaiły mu się do jasności i zobaczył Kiyoshiego.

— No tak. Słyszałem, że złamałeś żebra. Przytulanie to nie najlepszy pomysł. — kiwał głową, przybierając wyraz twarzy wyrażający dogłębne zrozumienie.

Po chwili wyciągnął dłoń w kierunku jego twarzy. Shoto cofnął się, unikając jego dotyku.

— Nadal cię kocha-

— Nienawidzę cię. — uciął Todoroki.

— Między miłością, a nienawiścią jest cienka granica. — Kiyoshi uśmiechał się. — Szkoda, że nie przyszedłeś wcześniej. Teraz trochę się śpieszę. Z pewnością jeszcze się spotkamy. — skradł mu z zaskoczenia pocałunek. — Co za skandal! — westchnął znikając w mroku. — Żeby nie było światła w dwudziestym pierwszym wieku...

Shoto czuł niesmak w ustach, ale on też nie miał czasu przejmować się tym. Bardziej liczył się Izuku. Kiyoshi był ostatnią osobą, którą chciałby tu i teraz spotkać; bo jego obecność znaczyła tylko jedno.

Wbiegł przez otwarte na oścież drzwi i rozbieganym spojrzeniem szukał Izuku. Mieszkanie okazało się niewielkie i trudno było się w nim zgubić, ale Shoto czuł się zdezorientowany – a z każdą sekundą coraz bardziej zdenerwowany.

Nie widział nigdzie Izuku. Serce swoim łomotem rozrywało mu od środka klatkę piersiową. Napinało do granic możliwości każde żebro, nie litując się nad tymi niedawno połamanymi. Ciemniało mu przed oczami, kiedy uznał że w salono-kuchni go nie ma. Później zerknął do łazienki, ale też okazała się pusta. Zostało mu do sprawdzenia jeszcze jedno pomieszczenie – najprawdopodobniej sypialnia. Ostrożnie zajrzał do środka.

Izuku zaraz rzucił mu się w oczy. Leżał w kompletnym bezruchu w łóżku. Shoto wystraszył się, że był martwy i podbiegł do niego. Dopiero wówczas zauważył jak nieznacznie jego klatka piersiowa unosi się i opada. Shoto wcale nie spadł kamień z serca, bo dostrzegł jak bardzo zostało pokaleczone jego ciało.

tsunami; tddkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz