Izuku przenosił nieufne spojrzenie to na Ayame, to na Inko. Obie spuściły głowy jakby popełniły jakąś zbrodnie.
Ten westchnął przeciągle, przecierając podkrążone oczy.
— Obiecuję, że nie będę wam długo przeszkadzać. Nawet wrócę do domu dzisiaj, tylko chciałam cię zobaczyć... — podjęła wreszcie Inko, nie wytrzymując ciężkiego milczenia.
Nie śmiała jednak podnieść wzroku na Izuku, co nieco zaintrygowało Ayame.
Może nie udało im się wieczorem więcej porozmawiać, ale i tak uznała, że matka Izuku była zupełnie inna od jej. Jej matka po pierwsze nigdy by jej nie odwiedziła; po drugie nie przejmowałaby się tym czy jest zaproszona, czy nie.
— Ale nie przeszkadza pani. — przekonywała Ayame. — Może pani zostać, ile pani tylko zechce. — wówczas Izuku wbił w nią wymowne spojrzenie jakby nie życzył sobie takiej deklaracji.
— Zostań ile potrzebujesz. — podjął z apatią, ale tyle wystarczyło aby Inko się rozpromieniła. Chciał odejść, ale zamarł w pół kroku. — Skąd miałaś mój adres?
— Wysłałeś mi kartkę noworoczną.
— Ach, tak. — skrzywił się nieznacznie.
Ayame patrzyła się z konsternacją na Izuku.
*
Tak jak zwykle miała w zwyczaju w dni wolne, przed południem przyszła do kuchni i zajęła się zmywaniem naczyń nagromadzonych od rana, aby zrobić sobie przestrzeń do gotowania.
— Mogę w czymś pomóc? — usłyszała cichy, acz przyjemny w brzmieniu głos Inko.
Ayame chciała grzecznie podziękować, ale uznała, że właśnie mają perfekcyjną okazję do rozmowy. Bowiem Izuku odsypiał nocną zmianę.
Inko z widocznym entuzjazmem pomogła jej w zmywaniu, a później i także w gotowaniu. Ayame zaraz dostrzegła, że kuchnia to jej świat.
— Jak długo tak pracuje? — zagaiła Inko, starając się ukryć zmartwienie za słabym uśmiechem.
Wówczas Ayame co nieco poopowiadała jej o pracy Izuku.
— Twierdzi, że to jest najlepsze, co go spotkało i nie da mu się wyperswadować, żeby zrezygnował — ciągnęła. — Co prawda, obiecał że jak znajdzie lepszą to zrezygnuje z tej, ale coś mało stanowczo szuka. — skrzywiła się, spoglądając jak garnek z zupą wesoło gulgocze.
— Cały Izuku. — westchnęła Inko — Po mnie tego uporu nie odziedziczył. Ma to po swoim ojcu. — skończyła kroić mięso i wrzuciła je na patelnię. — Zawsze mnie to zaskakuje jak bardzo podobni są do siebie... — wówczas uniosła nieśmiało wzrok na Ayame. — Przepraszam, rozgaduję się jak stara ciotka... — parsknęła śmiechem pozbawionym radości.
— Proszę nie przepraszać...
— Nie powinnam się wpraszać. — wyrzuciła sobie kobieta. — Jesteście młodzi i pewnie ostatnim, czego pragniecie to matka-przyzwoitka.
Ayame zrobiło się zaraz przykro, że Izuku rano potraktował tą kobietę tak oschle. Pewnie przez to czuła się jak nieproszony gość.
W ogóle co to było za pytanie o ten adres? Tak jakby miał problem, że jego matka wie, gdzie mieszka. — pomyślała, mszcząc się nożem na warzywach.
— Naprawdę się cieszę, że mogę panią poznać. Proszę mnie więcej nie przepraszać.
— Przepraszam. — Inko wyglądała jakby miała w tej chwili uciec; mimo to Ayame niespodziewanie parsknęła śmiechem.

CZYTASZ
tsunami; tddk
FanfictionPlanowany rewrite Życie lubi spłatać figla; szczególnie wysokie ryzyko niesie ze sobą przypadkowo poznany koneser wina. Izuku może jedynie zdać się na jego łaskę i starać się zrozumieć dotychczas niezrozumiałe. {warnings!: bnha; bxb: tododeku; au!:...