Rozdział 52: Występki

586 69 7
                                    


– Kochani, możemy rozmawiać szczerze, prawda? – Feliks pochylił się nad siedzącymi na kanapie braćmi Beilschmidt. – Wiecie, w naszych długich życiach personifikacji... No, Ludwig, w twoim przypadku krótkim, acz ekstremalnym życiu...

– Czego chcesz, Polen? – Niemcy, siedząc sztywno, równie sztywno odchylił głowę do góry.

– ...zdarzało się nam robić rzeczy niezbyt moralne – kontynuował Polska tym samym przedziwnie poufałym tonem. – Wiecie, łamanie prawa, okazjonalne kradzieże niezwykle ważnych dokumentów z biurka szefa, porwania, czasem, nad czym ubolewam głęboko, posłanie komuś kulki w imię większego dobra...

– Do rzeczy, Polen – westchnął Prusy, wpatrując się w ekran. Borussia znowu grała z Bayernem, ale tym razem, dla bezpieczeństwa, Gilbert i Ludwig oglądali mecz w domu Feliksa, nie wśród reszty braci. Polska z radością oddał im salon na dzisiejszy wieczór. Teraz ta wspaniałomyślność wydała się Gilbertowi podejrzana. – Nie możesz poczekać do przerwy...?

Feliks zerknął na murawę.

– Nie – stwierdził, widząc jak Lewandowski strzela kolejnego gola dla Bayernu. Ludwig z satysfakcją uderzył pięścią o otwartą dłoń, a Prusy syknął jak oparzony i spojrzał na brata z wyrzutem. – Pamiętajcie, że to tylko dzięki mnie oglądacie teraz mecz, a nie ustawkę kiboli...

– Dobra, dobra – Gilbert wypuścił powietrze z płuc i obrócił się ku Polsce, nie chcąc oglądać powtórki gola. – Łaska pańska na pstrym koniu jeździ... Co chcesz w zamian? Tylko szybko.

– Robił któryś z was kiedyś włam do prywatnego mieszkania? – wypalił Feliks, skupiając na sobie uwagę obu braci. – Bo ja jakoś nie miałem nigdy okazji, a...

Beilschmidtowie spojrzeli po sobie i zapadli się głębiej w kanapę.

– Skocz po piwo do Żabki – rzucił Ludwig w kierunku brata, wyraźnie ignorując Feliksa.

– Sam leć. Bozia nóżek nie dała...?

– Ej! – Polska złapał za pilota i wyłączył telewizor, nim Beilschmidtowie zdążyli go powstrzymać. – Odpowiedzcie mi! – rzucił, zakładając ręce na ramiona i stając przed kanapą z mordem w oczach.

Na Niemcu i Prusaku to spojrzenie, rzecz jasna, nie zrobiło większego wrażenia.

– Po co ci ta wiedza? – zapytał Ludwig, patrząc na Polskę podejrzliwie. – Szantaż czy odszkodowanie...?

– Ja? Szantażować? Was...? – Polska spojrzał nań z oburzeniem, zbyt przesadzonym, by było prawdziwe. – Wiedzy mi trzeba, muszę się gdzieś dostać, wewnętrzne sprawy państwowe, nie podejrzewajcie mnie o tak niekoleżeńskie rzeczy w dwudziestym pierwszym wieku. Macie jakieś rady dla początkującego...?

Ludwig westchnął.

– Raz próbowaliśmy. Ja wziąłem kominiarkę, a on łom – Wskazał na brata pozbawionym entuzjazmu gestem.

– I jak poszło...? – Feliks uniósł wysoko brew, mając dziwne wrażenie, że nie dostanie żadnych pożytecznych wskazówek. Ludwig, potwierdzając jego przeczucia, wypuścił powietrze z rezygnacją, twarz Prus natomiast nabrała lekkich rumieńców.

Bracia milczeli długo. Feliks posłał znaczące spojrzenie na wyłączony telewizor. Minuty meczu mijały bezpowrotnie, odliczane rytmicznym uderzaniem pilota o dłoń.

– Tam był potworny bałagan – wydusił z siebie Niemcy, przerażony samym wspomnieniem. – Do rana nam zeszło ze sprzątaniem...! Nic nie ukradliśmy, bo musieliśmy wracać do domu po miotłę!

– Zadowolony...?! – Prusy spojrzał wrogo na Polskę, który nagle zaczął głośno rechotać. – Dawaj pilota, może jeszcze się odbili w drugiej połowie...!

– B-biedactwa – wychrypiał Feliks, niemalże zwijając się w pół ze śmiechu. – Dobra, widzę, że instynkty były silniejsze... Idę zapytać kogoś innego...

Prusy na odchodne rzucił w niego kapslem.

– Idź w cholerę.

[aph] Bóle fandomoweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz