Rozdział 54: Katharsis

707 72 33
                                    

A/N: taki trochę... metafic :D 


Wybiła północ. Polska, siedząc przy biurku, posłał poważne spojrzenie dwóm pozostałym personifikacjom obecnym w pokoju. Gdy w odpowiedzi pokiwali głowami, Feliks poruszył niecierpliwie palcami ponad klawiaturą laptopa.

Ekran był jedynym źródłem światła w pomieszczeniu.

– Dobra, już czas... Witam was na kolejnym, siedemnastym już spotkaniu czytelniczym personifikacji, na naszym fanfikowym katharsis, gdzie zmierzymy się z naszymi demonami... – zaczął wolno Feliks, wstukując w przeglądarkę adres znanej strony z twórczością fanowską. – Kto idzie na pierwszy ogień? Kto pierwszy zmierzy się z przekraczaniem granic i wpieprzaniem obcych fantazji w swoje życie romantyczno-seksualne?

– Ty. Ciebie lubią shippować ze wszystkim, co się rusza, powinieneś już przywyknąć – Prusy rozsiadł się wygodniej w fotelu, uśmiechając się szeroko. W dłoni miał pełną butelkę piwa. – Najpierw idziemy na ilość, potem na jakość, najlepsze fiki ze mną zostawiamy na sam koniec.

– Ale zawsze zaczynamy ode mnie, to już się robi nudne! – zawołał Feliks z markotną miną. – Teraz ktoś inny, biorę po dwieście złotych z konta każdej drużyny i słucham państwa...

Państwa (w tym jedno na emeryturze) w ten piątkowy wieczór siedziały w warszawskiej kawalerce w otoczeniu alkoholu i przekąsek. Z butelek można było już stworzyć choinkę na przyszłe święta, a stos pudełek po pizzy sięgał do połowy wysokości fotela.

– Mogę być ja – odezwał się Litwa z podłogi. Kilka minut wcześniej stoczył walkę o powyższy fotel i przegrał, więc pozostawało mu siedzenie na dywanie. – Ale bez traumatycznych gore RusLietów, dobra?

– Nie no, jasne, nawet ja nie mam odwagi tam zaglądać... – mruknął Polska, zagłębiając się w niezbadane otchłanie Internetu. – Już szukam czegoś z tobą, to z opisu wygląda nieźle... Czekaj, tagi sprawdzę... – Z wolna jego mina rzedła, a twarz zieleniała. – Major character death, gore, angst, extreme violence, wyrywanie kręgosłupa...?! Nieeee... Tego czytać nie będziemy, to wygląda jak crossover naszej rzeczywistości z Mortal Kombat...

Prusy poderwał się z fotela i przyskoczył do Feliksa.

– Dlaczego zawsze skreślasz wszystkie fanfiki z gore?! – zapytał z wyrzutem.

– Bo widziałem już w życiu tyle gore, że podziękuję – prychnął Feliks. – A i tak rzeczywistość zawsze w tym temacie przebija fikcję, jestem tu, by się bawić, a nie rozpamiętywać traumy.

– Zawsze tak mówisz i potem kończymy, czytając fluffy bez fabuły! Gore są przynajmniej ciekawe i coś się w nich dzieje!

– Bez obrazy, ale ja też wolę czytać coś, w czym mnie brutalnie nie mordują.

– Nie umiesz się bawić, Lit – westchnął Prusy, spoglądając na Taurysa z urazą. – Ja umieram śmiercią tragiczną w co drugim fiku i jakoś się nie skarżę. Cienias.

– Ja w niektórych jestem zombie! – zawołał Polska, z wypiekami na policzkach przeglądając listę fanfiction. – Porypane, nie? Gdyby personifikacje umierały, jak tylko znikną z mapy, to w tysiąc dziewięćset osiemnastym moglibyśmy nakręcić pierwszą zombie apokalipsę w historii kina... O, mam coś. LietEst. Może być?

– Jakie tagi? – spytał spokojnie Taurys, marszcząc lekko brwi.

– Hurt/comfort, okruchy życia i chyba plus osiemnaście. Krótkie, jakieś osiemset słów.

– Nie jest źle – ocenił Prusy tonem znawcy. – Dajesz, im szybciej przez to przejdziemy, tym szybciej dojdziemy do fików o mnie. Tych najlepszych.

[aph] Bóle fandomoweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz