A/N: Niecałe 800 słów. Bo jest gorąco :)
SHIP: PrusPol
– O, przyszli – szepnął Feliks, wychylając się zza rogu. – Bad Friends Quintet już na miejscu...
– Dlatego kwintet? – zapytał cicho zaciekawiony Taurys.
– Bo ego Gilberta i Francisa liczę osobno – odparł Polska, przygotowując broń. – Ubezpieczaj mnie, Licia, zajdę ich od flanki...
– Że też znowu dałem się w to wciągnąć... – westchnął Litwa, ale również upewnił się, że jego pistolet jest gotowy do akcji.
– Spokojnie – Feliks przybrał pozycję, z której mógł łatwo rozpocząć bieg. – Uśpiliśmy ich czujność... Nie będą się nas spodziewać w lipcu... Oni myślą, że zapomniałem tamten poranek... ale ja wszystko pamiętam, wszyściutko... – Wychylił się raz jeszcze, złapał spojrzenie kryjącej się po drugiej stronie ulicy Erzsébet i pokazał jej otwartą dłoń. – Ale tym razem wziąłem wsparcie... Dzisiaj będzie rzeź... Wal w głowę, Licia...
– Przecież wiem... – Litwa wziął głęboki oddech, widząc jak Feliks nagle zwija dłoń w pięść i upewniwszy się, że Węgry dostrzegła sygnał, rusza pochylony wzdłuż budynku. Taurys wysunął się lekko zza węgła i opuścił palec na spust. Sekunda, dwie, trzy...
– I wtedy ja... Co jest, kurwa?!
– Pomsta! – zawył Polska, pojawiając się za Gilbertem z pistoletem na wodę w rękach. – Za Lany Poniedziałek! Lej, kto w Boga wierzy!
Taurys zaatakował od przodu, kierując lufę swojego plastikowego, zielono-niebieskiego sprzętu prosto między zaskoczone oczy Prus. Z drugiej strony ulicy Węgry już wytoczyła artylerię – długi wąż ogrodowy – i rozpoczęła ostrzał.
– Nie szlauchem! – zawył Francja, próbując osłonić się ramionami przed wodą. Bezskutecznie; nie upłynęło pięć sekund, a był już całkowicie przemoczony.
– Kurwa, za co?! – Gilbert, wzięty w krzyżowy ogień, rzucił się w bok. Hiszpania poszedł w jego ślady; rozbiegli się w dwie strony, próbując rozproszyć napastnika. – Polen?!
– Za to wiadro, które wasza trójca wylała mi na łeb w kwietniu! – Feliks, zorientowawszy się, że zaczyna brakować mu wody, ruszył biegiem w kierunku budynku, za którym schowali wcześniej zapasy płynnej amunicji.
– To była integracja kulturowa! – Gilbert, zauważywszy, że Polska chwilowo nie ma jak atakować, ruszył w jego stronę, ciągle osłaniając się ramionami przed atakiem Litwy. Węgierka wzięła na siebie dwóch pozostałych przeciwników, tańcząc z wężem jak szalona bogini wojny. – Sam chciałeś, żebym się uczył polskich zwyczajów!
– Ale są pewne granice! – Dobiegło ich zza ściany. – Szklanką, pistoletem, bombą z foliowej torebki, ale nie, kurwa, cebrem w łóżko! To jest zabronione konwencją genewską! Przeładowuję, wiązać ich ogniem! Wodą! Czymkolwiek! Bez litości! Ela, Licia! Lać! Aaaa!
Gilbert skoczył za budynek, znikając Litwie i Erzsébet z oczu. Moment później rozległ się cichy pisk i głośny plusk wody, a następnie głuche uderzenia w wiadra. Przeczuwając, że Polska został pokonany, Litwa wyskoczył na środek ulicy i puścił salwę w kierunku Hiszpana, który próbował odebrać Węgierce zabójczą broń.
Francja, chwilowo pozostawiony samemu sobie, powiódł wzrokiem po nowiutkim, ociekającym wodą ubraniu, a potem ciężko, rozpaczliwie westchnął.
Gilbert, ciężko dysząc, wypadł zza rogu z triumfalnym uśmiechem na ustach. Za nim pojawił się Feliks, potrząsając ociekającą wodą głową i z trudem łapiąc powietrze.
Za tą dwójką krok w krok szła powódź – zgromadzona woda popłynęła ulicą i zaczęła znikać w najbliższej studzience.
– Odwrót! – krzyknął Feliks. – Straciliśmy zaplecze! Ratujcie się! Do bazy! Do bazy! Biorę ich na siebie!
– To moja żona – powiedział cicho Austria, patrząc z pewnego oddalenia, jak Węgry rzuca tryskającego wodą węża w twarz Antonia, a potem puszcza się biegiem.
Litwa również zaczął uciekać, od czasu do czasu odwracając się i strzelając na odchodne ostatkiem amunicji. W końcu pompa plastikowego pistoletu powiedziała mu, że zbiornik jest pusty, więc zarzucił broń na plecy i pobiegł za kobietą.
Na polu walki pozostali Francja, nadal stojący w bezruchu i rozpaczy, Antonio, któremu udało się zapanować nad wężem i teraz szukał kranu, by odciąć dopływ wody, no i Gilbert z Feliksem.
Podobni do dwóch kanałowych szczurów, mokrzy i rozczochrani, stali obok siebie, ni to w przyjaznym uścisku, ni to w próbie powstrzymania tego drugiego przed ucieczką.
– A to – Ludwig, stojący obok kuzyna, wskazał powyższą parkę. – Mój brat... i szwagier.
– Przepędziliśmy ich, mimo że byliśmy bezbronni! – zawołał entuzjastycznie Hiszpania, zakręciwszy wodę. – I zdobyliśmy część ich sprzętu!
Francja, uznawszy, że gorzej już być nie może, usiadł na pokrytej wodą i błotem ziemi.
– Ale jakim kosztem – jęknął, wyżynając wodę z rękawów koszuli. – Gilbert, nigdy więcej nie dam się wkręcić w żadne Lane Poniedziałki!
– Mówiłem wam, że się zemszczę – zaśmiał się Polska, wcale nie próbując już uciec od ramion Gilberta, który trzymał go mocno przed sobą. – Misja wypełniona!
Austria i Niemcy spojrzeli po sobie, a potem ogarnęli wzrokiem pole bitwy; woda pokrywała każdy metr uliczki i sprawiła, że jasne ściany budynków pociemniały.
– I my musimy z nimi żyć – westchnął Ludwig.
Austria pokiwał głową.
– Musimy – stwierdził spokojnie, z lekką rezygnacją w głosie. – Chyba usunę wąż ogrodowy z ogrodu. By... nie kusić losu. Erzsi wyglądała na... zafascynowaną.
– Słuszna decyzja – stwierdził Ludwig, obserwując Polskę i Prusy. Najwyraźniej uznali, że całkowite przemoczenie nie przeszkadza w całowaniu się. – Masz ochotę na jedno piwo w barze?
– W ten upał? Z chęcią, kuzynie, z chęcią.
CZYTASZ
[aph] Bóle fandomowe
FanficGarść hetaliowych drabbli i okruszków, just for your entertainment :) Komedia, oklepane motywy, absurd bez większego sensu, pisane z doskoku one-shoty. Zbiorek wszystkiego, co jest zbyt małe na własną opowieść i miejsce na ewentualne eksperymenty z...