A/N: 200 słów. W ogóle, ale mi trylogia wyszła z tym piwem z sokiem :D Część trzecia, chyba ostatnia :D
***
Gilbert próbował trafić kluczem w zamek. Biorąc pod uwagę, że żarówka na klatce schodowej migotała, a jemu samemu świat nieco się rozmazywał, było to zaskakująco trudne zadanie.
Odetchnął z ulgą, gdy Ludwig otworzył drzwi od wewnątrz. Pewnie usłyszał, jak chwilę temu klucze spadły po schodach... albo jak Gilbert pomylił włącznik światła z dzwonkiem.
– Dzięki, brasz..siszku... Życie mi ratu-e-sz...
Ludwig zmarszczył brwi i spojrzał na brata z góry.
– Dobrze się bawiłeś w barze z Feliksem?
– Zaee-biście – odparł Prusy głosem wesołym i zdecydowanie wskazującym na spożycie. – Zabra... zabrakło barmanowi wódeczki, a-ale Polen saaaam ogarnął spyrytus i jusz było... dobsze było.
– Chuchnij – nakazał Ludwig surowo.
– Po szo, przecież widzisz, sze...
– Chuchnij, chcę coś sprawdzić – Niemcy przyjrzał się bratu krytycznie. Gdy Gilbert, zgodnie z życzeniem, tchnął alkoholowymi wyziewami, Ludwig westchnął ciężko. – Piłeś.
– No szo ty...
– Piwo z sokiem piłeś – Niemcy wyglądał na rozczarowanego. – Wiśniowym. Nie spodziewałem się po tobie czegoś takiego. Kładź się, Gilbert – dodał, łapiąc brata za ramię i prowadząc w kierunku pokoju. – Mam nadzieję, że jak wytrzeźwiejesz, to przemyślisz swoje zachowanie... To jest przecież barbarzyństwo, tak pogwałcić bawarskie prawo czystości...
– A sząd... – zaczął Prusy. – Sząd ty wiesz, jak pachnie przethhhrawione piwerkooo z sooookiem? Próbowaeś?
Ludwig nagle poczerwieniał.
– Nie będę o tym rozmawiać.
CZYTASZ
[aph] Bóle fandomowe
FanfictionGarść hetaliowych drabbli i okruszków, just for your entertainment :) Komedia, oklepane motywy, absurd bez większego sensu, pisane z doskoku one-shoty. Zbiorek wszystkiego, co jest zbyt małe na własną opowieść i miejsce na ewentualne eksperymenty z...