Rozdział 89: Mój brat jest fanatykiem ziemniaków...

282 45 5
                                    


– Zwołałem was tutaj, bo chciałem was z całego serca przeprosić – odezwał się Saksonia, wpatrując się w nieskazitelnie czyste płytki podłogowe, a raczej w jedyną płytkę, która pozostawała wolna od butów, skarpetek i ich właścicieli; walne zgromadzenie rodziny Beilschmidtów w tak niewielkiej kuchni było kiepskim pomysłem.

Saksonia odetchnął, poluzował odrobinę krawat – było duszno, gdzieś w tle Holsztyn mocował się z oknem, które nie chciało się otworzyć – i uniósł spojrzenie.

Prusy piorunował brata wzrokiem. Założył ręce na piersi i nie wyglądał na przekonanego.

– Jest mi niezwykle przykro – powiedział Christian, głęboko skruszony. – Nie zdawałem sobie sprawy, jak wielką krzywdę wam wyrządziłem, narzucając wam... moje nawyki żywieniowe...

– Chciałeś powiedzieć, obsesję... – wpadł mu w słowo Gilbert.

– Daj mu mówić – warknął Brandenburgia, machając dłonią, jakby odganiał dokuczliwego komara. Prusy tylko prychnął i mocniej oparł się o lodówkę.

– Dotarło do mnie – Saksonia wziął głęboki oddech. – Że to... nie jest zdrowe.

– Mein Gott, wreszcie... – dobiegł jakiś cichy szept z tłumu.

– Chociaż, oczywiście, ziemniaki są zdrowe i pożywne, z tym musicie się zgodzić...

Tłum niemieckich królestw i księstw zgromadzony w kuchni jęknął zgodnie. Christianowi udało się dokonać niemożliwego; zniechęcić wszystkich i każdego z osobna do kartofli. Nie bez powodu był znany jako najbardziej uparta osoba z tej rodziny.

– Zdaję sobie jednak, że to było dla was za dużo – dokończył Saksonia i uśmiechnął się zakłopotany. – Z tego powodu, chciałem was przeprosić i zaprosić... – Zerknął na siebie, na kuchenkę i wielki gar przykryty pokrywką. – Na obiad. Pozbawiony ziemniaków, oczywiście.

Rodzina zareagowała wyjątkowo entuzjastycznie; rozległy się okrzyki, oklaski, Saksonia niemal utonął pod zalewem poklepywań po plecach i uściskach. W kuchni dwa na dwa zrobiło się jeszcze ciaśniej i duszniej.

– Kurwa, wypuście mnie – Prusy wyślizgnął się spod czyjegoś ramienia, krzywiąc się niemożebnie. – Pomysł Thanosa nie był taki głupi, czemu jak się jednoczyliśmy, to nie wyparowała połowa z was...

Stojący w drzwiach Ludwig, reprezentujący zjednoczone Niemcy, patrzył na kłębowisko kończyn stłoczone w jego własnej kuchni. Widząc Gilberta, przesunął się, by zrobić mu miejsce. Oprócz nich dwóch jedynie Brandenburgia trzymał się na dystans, obserwując chaos zmrużonymi oczami.

– Postanowiłem ugościć was czymś wyjątkowym – Saksonia, wyjątkowo potargany, wyprostował się dumnie i powiódł iskrzącym się wzrokiem po wielkiej, germańskiej rodzinie. – Odkryłem niedawno to warzywo i pokochałem je z całego serca. Mam nadzieję, że również wam zasmakuje...

– Powieszę go na własnych kudłach – wyszeptał nagle Brandenburgia. Wpatrywał się w Saksonię z rządzą mordu w oczach, podczas gdy ten z dumą ściągał pokrywkę z gara.

Ludwig i Gilbert spojrzeli na Friedricha z trwogą.

– Jedliście kiedyś bataty? – zapytał Saksonia z uśmiechem, który mógłby przyćmić słońce.

– Zakopię go dla ciebie – zadeklarował się Niemcy niemalże natychmiast.

– Wiedziałem – Prusy poruszył ledwo słyszalnie ustami. – Raz fanatyk, zawsze fanatyk.

[aph] Bóle fandomoweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz