Rozdział 91: Nirvana

226 46 3
                                    

Luźne spotkanie w knajpie przebiegało – co było zaskakujące w gronie personifikacji – w spokojnej, kameralnej atmosferze, wypełnionej rozbawionymi rozmowami i subtelnym stukaniem szkła o szkło; przynajmniej do momentu, w którym Prusy dorwał się do sprzętu do karaoke i wszystko trafił szlag.

A mulatto! An albino! A mosquito! My libido!

– Bardzo lubię Nirvanę – Feliks łypnął nieprzychylnie w kierunku szalejącego z mikrofonem Gilberta. – Ale jeśli zaśpiewa to czterdziesty piąty raz z rzędu, to oszaleję.

Francis przesunął palcem po krawędzi wysokiej szklanki. Aperol spitz zniknął z niej już niemalże całkowicie, pozostawiając jedynie wolno topniejący lód.

– Struny głosowe Prus są niesamowite, mój drogi – zauważył z uznaniem. – Jego rekord w karaoke, nim jego gardło odmówi posłuszeństwa, to siedemdziesiąt dwie godziny.

Polska zerknął z niedowierzaniem na Francisa, otworzył szeroko oczy, przeniósł spojrzenie na szalejącego Gilberta (Hello, hello, hello, how loooooow...), a potem utopił wzrok w mizernych reszkach swojego Sex on the beach.

– Dwa akordy, darcie mordy... – wymamrotał do siebie i wyprostował się jak struna, gdy uśmiechnięta kelnerka podeszła zabrać puste szklanki i zapytać, czy życzą sobie czegoś jeszcze.

Dokonał w głowie odpowiednich obliczeń i wyszło mu, że Gilbert jest w stanie zaśpiewać „Smells like teen spirit" osiemset sześćdziesiąt cztery razy, nim zaniemówi.

Westchnął i podjął decyzję, której na pewno będzie później żałować, ale czasami należało sięgnąć po drastyczne środki, by przetrwać.

– Siódemeczkę Wyborowej proszę.

Gdy chwilę później przed nimi wylądowało wiaderko z lodem, a w nim oszroniona butelka, Francis niemal niezauważalnie przełknął ślinę.

– Więc w taki sposób chcesz osiągnąć nirvanę.

A denial! A denial! A denial! A deniaaaaaaal!


[aph] Bóle fandomoweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz