Gdy zwracają się do ciebie pełnym imieniem, podskórnie czujesz, że masz przechlapane.
– Zakonie Szpitala Najświętszej Maryi Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, podejdź tu natychmiast! – Przez dziedziniec twierdzy kroczył wysoki, barczysty mężczyzna o surowym obliczu. – Czeka cię solidne lanie!
Dwóch wyrostków wbiałych płaszczach, okładających się entuzjastycznie drewnianymi mieczami, spojrzało nań z nietęgimi minami.
– Ale nic nie zrobiłem – zaprotestował Gilbert, opuszczając miecz. – Dzisiaj – dodał po krótkim namyśle. – A za to wczoraj to... Auć!
Drugi z chłopców spróbował ukradkiem się wycofać, ale mężczyzna był szybszy; strategicznie przydeptał zbyt długi płaszcz i złapał jego właściciela za ucho.
– A ty gdzie się wybierasz, Zakonie Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona?! – zagrzmiał ponad głowami schwytanych Zakonów. Miecze upadły na ubitą ziemię. – Ja już wam takie zachowanie wybiję z głowy!
– Ale my naprawdę nic...
– Cicho! A gdzie ten trzeci? – Mężczyzna rozejrzał się dookoła. – Nie ważne. Kara go nie ominie. Idziemy. Już!
– Ale ja nic nie zrobiłem! – Gilbert zaparł się nogami; tabuny piasku wzbiły się wokół nich, ale nie zrobiło to na mężczyźnie większego wrażenia; ruszył w kierunku twierdzy, ciągnąc obu chłopców za sobą. – Naprawdę! Tym razem to nie ja!
– Jeśli kłamiesz, dostaniesz lanie za to, co zrobiłeś i za kłamstwo. Jak nie kłamiesz, to dostaniesz lanie na przyszłość, bo na pewno już coś kombinujesz – stwierdził mężczyzna boleśnie pragmatycznie i na tym skończyła się ta dyskusja.
Gdy jakiś czas później we dwóch skulili się wokół ogniska, grzejąc dłonie i patrząc posępnie na zachodzące słońce, Gilbert nagle poderwał głowę:
– Wiesz co? Mam tego dość.
– Mów ciszej – Zakon Templariuszy rysował patykiem po ziemi jakieś niestworzone stwory, co chwila pociągając nosem. – Nie chcę znowu oberwać za twoje pomysły.
– Potrzebuję nowego imienia – Gilbert zignorował sugestię. – To obecne jest za długie i za mało wspaniałe. Nie godzi się, żeby ktoś taki jak ja nosił takie nudne imię. Zaczynam ziewać, zanim skończę się przedstawiać.
– Nie jest tak łatwo zmienić imię. Jesteś całym zakonem, a nie pojedynczym człowiekiem. Wiesz, co byś musiał zrobić? – Templariusz zastanawiał się przez chwilę. – Hmmm... Sam nie wiem... Ale nikt nie zgodzi się na to, żebyś zmienił imię. Ani Mistrz, ani papież.
– Nie będę nikogo prosił o pozwolenie – Zakon Krzyżacki założył ręce na piersi. – Zobaczysz. Znajdę sobie nowe imię. I nowy dom, w innym miejscu. Kiedyś będę kimś znacznie większym i nikt mi nie podskoczy. Może nawet zostanę krajem i podbiję świat.
Zakon Templariuszy westchnął ciężko i oplótł kolana ramionami. Za duże płaszcze wyróżniały się w zapadającym zmierzchu.
– Ty to zawsze masz takie szalone pomysły.
CZYTASZ
[aph] Bóle fandomowe
FanfictionGarść hetaliowych drabbli i okruszków, just for your entertainment :) Komedia, oklepane motywy, absurd bez większego sensu, pisane z doskoku one-shoty. Zbiorek wszystkiego, co jest zbyt małe na własną opowieść i miejsce na ewentualne eksperymenty z...