Sześćdziesiąty drugi ~ ona

339 26 4
                                    

- Zamieszkaj ze mną, Daisy.

- Zwariowałeś? - szepczę, bo nie wierzę w to co słyszę. - Remy...

- Nie, Daisy. Posłuchaj mnie - przerwał mi. - Przecież mogłabyś jeździć do mamy, kiedy tylko byś chciała - zaczął. - Po prostu... Moglibyśmy spędzać więcej czasu, mógłbym pomagać ci z lekcjami, to dla mnie nie jest problem.

Przegryzłam wargę i kiedy chciałam wstać z jego kolan, chłopak pociągnął mnie z powrotem. Jego plan brzmiał szalenie, ale też nabierał barwy snu, tego naprawdę przyjemnego snu.

- Remy... Cudownie byłoby się budzić tu, witać cię, kiedy wrócisz, lub wiedzieć, że jesteś, kiedy wracam ja... - wciągnęłam trochę powietrza, aby nabrać odwagi. - Ale ja mam szesnaście lat i...

- Prawie siedemnaście - zauważył.

- No tak - kiwnęłam głową. - Jednak ty wyprowadziłeś się będąc dorosły, przecież... Przecież moja mama by się w życiu nie zgodziła.

- Widzisz same czarne scenariusze - upomniał mnie.

Pomyślałam, że przecież to on ma depresję, ale od razu zbeształam się za tę myśl. Gdyby życie było utopijne miałabym szanse zamieszkać właśnie tutaj, ale w prawdziwym świecie wydawało mi się to conajmniej niewłaściwe. Moja mama nie zawsze bywała taka "luźna", zawsze zależało jej na moim szczęściu, ale również w jej głowie zdążały się myśli schematyczne. Jedną z nich na pewno była właśnie taka wyprowadzka.

- Nie chcę denerwować mamy...

- Wątpię, żeby Emma się zezłościła, może potrzebują przestrzeni, no wiesz razem z moim ojcem.

- Fuj - szepnęłam i zasłoniłam na moment twarz.

Remy roześmiał się i poprawił mnie na swoich kolanach, bo zdążyłam się delikatnie zsunąć. I zaczął, rozbawiony mówić:

- A ty tylko o jednym - zażartował mężczyzna, przez co poczułam się jeszcze bardziej zażenowana.

- Ta-ak ten argument na pewno ją przekona - zająknęłam się, kiedy powróciłam do tematu. - Myślę... Myślę, że to nie będzie takie proste.

- Od kiedy ty się jąkasz? - zapytał, na co wzruszyłam ramionami.

Poważnie, tylko to go przejęło z mojego krótkiego monologu?
Miałam nadzieję, że chłopak nie pomyśli, że nie chcę z nim mieszkać. Znał mnie dobrze, więc powinien zrozumieć tę sytuację. Skończyłam szesnaście lat, ale to nie zmieniało zbyt wiele. Wciąż miałam jakieś zobowiązania w stosunku do mojej rodzicielki.

- Zamierzasz czekać, aż skończysz dwadzieścia jeden? - zabrzmiał pretensjonalnie. - Tyle razy mówiłaś, że jesteś dojrzała, więc w czym problem?

- Może nie do dwudziestu jeden, ale... - przerwałam, zdając sobie sprawę, że wcale nie muszę mu tego tłumaczyć, chciałam wstać, ale znowu przyciągnął mnie do siebie. - Nawet jeśli do trzydziestki, to nic ci do tego - westchnęłam. - Zresztą wiesz, że chodzi o rodziców.

Poczułam jak ciało chłopaka uniosło się delikatnie i od razu opadło, co wskazywało na to, że ciężko westchnął. Remy nie lubił, kiedy coś nie szło po jego myśli. Był osobą, która chciała, aby wszystko było w porządku, który odpowiadał jemu. Nie przeszkadzało mi to, bo moja umiejetność w podejmowaniu decyzji, była naprawdę uwsteczniona, a on często mnie w tym wyręczał, nawet w najprostszych rzeczach, za co zawsze byłam mu wdzięczna. Jednak irytowało mnie, kiedy udawał, że nie może mnie zrozumieć. Bo rozumiał, na pewno rozumiał... Co do tego raczej nie powinnam mieć wątpliwości, nawet kiedy się na mnie denerwował, czułam zrozumienie, płynące z jego duszy.

- Nie zaszkodzi zapytać, prawda? - mruknął cicho. - Cudownie byłoby, mieć cię zawsze przy sobie.

Roześmiałam się na ten przypływ romantyczności ze strony chłopaka. Sam nie lubił ckliwych słów, ale czasami chyba każdy ich potrzebował, przynajmniej w małej ilości.

- Chodziłbyś do pracy, a ja do szkoły - przypomniałam. - mielibyśmy dla siebie wcale nie tak dużo czasu.

- Więcej niż teraz - zauważył. - Zastanów się, chciałbym jeszcze dzisiaj pogadać z Emmą.

Skrzywiłam się na jego słowa.

- Powinnam sama z nią porozmawiać... Nie weźmie mnie na poważnie, skoro nawet nie potrafię sama załatwić takiej sprawy.

- Oboje wiemy, że nie potrafisz - westchnął Remy. - Z twoją rozmową prędzej ja wrócę do was, niż ty zamieszkasz tutaj, nawet po trzydziestce.

- Ej! - wykrzyknęłam delikatnie urażona. - Skąd możesz wiedzieć... Wcale nie jesteś lepszy w tym.

Chłopak spojrzał na mnie wyraźnie rozbawiony. Uniósł jedną brew do góry, a jego prawy kącik ust, uniósł się nieznacznie do góry.

- Przypominam ci, moja droga - zrobił pauzę. - Dotychczas tylko ja rozmawiałem z nią sensownie na temat tego, że musisz zostać u mnie, czy w innych podobnych sprawach. Ty do niedawna pytałaś się, czy możesz wyjść z domu - zadrwił. - Kto wie czy wciąż tego nie robisz.

- Nie musisz być takim dupkiem - warknęłam, bo poczułam się skrzywdzona. - To, że chcę być z nią szczera, nie znaczy, że jestem...

- Dzieckiem? - przerwał mi.

Żałowałam, że nie zapanowałam nad sobą, ale ręka tym razem zadziałała szybciej niż myśl, zrozumiałam co zrobiłam dopiero, gdy moja dłoń odbiła się od jego policzka. Moje serce zabiło mocniej i szybko spojrzałam w oczy chłopska. Wyobraziłam sobie, że to on mnie uderzył, wyobraziłam sobie, co poczułabym w takiej sytuacji.

- O Boże - szepnęłam. - Przepraszam... - powiedziałam nie wiedząc co innego mogłam zrobić. - Remy...

Nagle zrobiło mi się bardzo niewygodnie na jego kolanach. Tym razem jednak nie chciałam wstawać, bałam się, że tym razem mnie nie zatrzyma.

- Mam ci oddać? - wiedziałam, że nie mówił poważnie, ale usłyszałam gorycz w jego głosie. - Daisy, dlaczego mnie uderzyłaś?

- Przepraszam, zdenerwowałam się i nie zapanowałam - mówiłam prawdę. - Wybacz, nigdy bym tego nie zrobiła, jestem opanowana.

Mówiłam niepewnie, ale wiedziałam, że mężczyzna mnie słucha. Po dłuższej ciszy, w końcu się odezwał, mówiąc, że jednak to zrobiłam. Nie miałam mu za złe, że zabolał go mój gest. Myślę, że bardziej od ciała, ból dotknął jego uczuć. Policzek piekł go maksymalnie kilka sekund, moje uderzenie nie było mocne.

- Daisy, w porządku - w końcu westchnął. - Niepotrzebnie mówiłem, co o tym myślę.

Naprawdę uważał mnie za niedojrzałą osobę?

- Po prostu nie bij mnie więcej - przewrócił zabawnie oczami. - Ja tego nie robię, byłoby miło, gdybyś ty też się powstrzymała.

Skradł mi szybkiego całusa, w wyniku czego poczułam, że już wszystko jest w porządku. Wtuliłam się w chłopaka, układając głowę w zgłębienie jego szyi.

- Przepraszam - mruknęłam po raz kolejny. - Jeśli chcesz możemy porozmawiać z nią razem - zaproponowałam.

Naprawdę nie chciałam, żeby robił to za mnie, tak byłoby zdecydowanie łatwiej, ale nie tak jak powinno być.

- Okej - mruknął. - Chcesz robić tę matmę? - zapytał, jednocześnie zmieniając temat, który stał się zbyt drażliwy.

- Oczywiście, że nie - zaśmiałam się, jakby to co powiedział było najbardziej absurdalną rzeczą na świecie. - Możemy pooglądać filmy, a później ogarnąć naukę, co ty na to?

- Niech będzie - uśmiechnął się, ulegając na moją prośbę. - Później nie będzie nam się chciało - dodał.

- Mnie nie chce się nawet teraz - cmoknęłam go szybko i zaskoczyłam z jego kolan. - No chodź! - zawołałam, ruszając w stronę salonu.

(Prawie) idealna para Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz