Czterdziesty pierwszy ~ on

858 82 16
                                    

Stęskniłam się za perspektywą Remy 💕

- Nie zakładasz koszuli? - zapytała Daisy.

- Mam dzisiaj wolne, jadę tylko cię zawieźć - wyjaśniłem.

Dziewczyna pokiwała zaskoczona głową i ruszyła do samochodu. Poprawiłem swoje przeciwsłoneczne okulary i poszedłem za nią. Pogoda wciąż była bardzo ładna, było ciepło i słonecznie. Podobało mi się to, ale widziałem, że niedługo nie będzie już tak fajnie.

Do szkoły jechaliśmy bardzo szybko, dzisiaj ku mojemu zdziwieniu panował bardzo mały ruch na drodze. Kiedy zaparkowałem Daisy pochyliła się żeby mnie pocałować, ale nieznacznie się odsunąłem. Dziewczyna potrząsnęła głową uświadamiając się co chciała zrobić i wyszeptała: „Przepraszam". Mrugnąłem do niej, a ona po chwili wysiadła z auta. Spojrzałem na siedzenie obok. Oczywiście zostawiła swoją torebkę. Złapałem szybko jej własność i wysiadłem z samochodu.

- Daisy!

Nastolatka odwróciła się, a ja uniosłem jej torbę do góry. Zarumieniła się i przybiegła po swoją rzecz. Zaśmiałem się cicho, a ona wzruszyła ramionami i podziękowała mi.

Miałem już wsiadać do auta, ale zatrzymał mnie głos nawołujący moje imię. Odwróciłem się w stronę, z której pochodził ten dźwięk. Zauważyłem Jennifer, pomachała mi i szeroko się uśmiechnęła.

- Cześć - przywitałem się, kiedy do mnie podeszła.

- Hej - mruknęła. - Masz w zwyczaju podwozić swoje uczennice?

Nic nie poradziłem na to, że się zaśmiałem. Uczennice nie, ale moją dziewczynę - owszem.

- Tylko Daisy - sprostowałem.

Kobieta popatrzyła na mnie dziwnie. A ja westchnąłem, dlaczego zawsze muszę się przed kimś tłumaczyć? To zaczynało się robić ciężkie, a mnie wcale się nie podobało.

- Nasi rodzice się spotykają, a ona ze mną mieszka - wyjaśniłem.

- Aha.

Uniosłem prawą brew do góry, w oczekiwaniu, aż powie coś więcej.

-  Nie idziesz dziś do pracy?

- Nie, mam wolne.

- Dopiero zaczęła się szkoła!

- Tak, ale jest jakiś praktykant i przejmuje moje klasy - wyszczerzyłem się.

„Szczęściarz" - mruknęła Jennifer, a ja kiwnąłem głową. Odpowiadając, że również się cieszę.

- Muszę już lecieć. Może dałbyś się zaprosić dzisiaj na kawę? - zaproponowała.

- Przykro mi, ale nie dam rady - powiedziałem. - Może kiedy indziej się uda?

- Oczywiście - przytaknęła. - Masz mój numer?

- Nie - pokręciłem głową. - Ale i tak widzimy się niemal codziennie.

- No tak - bąknęła. - Dobrze, uciekam. Trzymaj się.

Również się pożegnałem i wsiadłem do swojego samochodu. Pojechałem prosto do Caluma. Mój przyjaciel pewnie śpi, ale cóż obudzę go. Powiedziałem mu, że będę rano. Tylko, że mamy inną definicję słowa rano. Wyjąłem swoje kluczyki do domu przyjaciela. Już pare lat temu dorobiłem je sobie, bo Cal i tak mieszkał sam, a nie zawsze chciało mu się otworzyć, zwłaszcza w takich sytuacjach jak ta dzisiejsza - było wcześnie.

(Prawie) idealna para Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz