Dwudziesty czwary ~ ona

1.1K 95 26
                                    

OSTATNIEGO ROZDZIAŁU NIE PRZECZYTAŁO BARDZO DUŻO OSÓB, WIĘC PROSZĘ SPRAWDŹCIE, CZY WY TO ZROBILIŚCIE. Koniec krzykliwych literek.

Jesteśmy z Remy razem już od dwóch tygodni, mogłabym powiedzieć, że dogadujemy się coraz lepiej - ale nie, jest raczej tak samo. Jedyne czułe słówko jakie od niego słyszałam, o ile mogę je tak nazwać, to "moja dziewczyno". Nie mówi na mnie inaczej, niż po imieniu i wyżej wspomniane. Ja zresztą sama też nie nazywam go inaczej, chyba się boję jego reakcji. Wciąż czuję się niezręcznie rozmawiając o naszym związku, wszystko na świecie przypomina mi, że jest siedem lat starszy. To dla mnie przepaść, bo w końcu ja jestem w liceum, a on po studiach. Cud, że mamy o czym rozmawiać. Czy ja już wspominałam o tym cudzie?

- O czym myślisz?

- O tobie - mówię z prawdą.

- Jak zwykle - uśmiecha się.

Przewracam oczami mrucząc: "Nie pochlebiaj sobie". Przytula mnie mocniej do siebie. Czuję jego ciepło, bijące z ciała i chciałabym się nim otulić na zawsze.

- Zimno ci?

Jakby czytał mi w myślach. Wstaje i bierze kocyk z krzesła, którym mnie otula.

- Dziękuję - mówię szczerze. - Jeszcze przytul mnie i będzie idealnie.

Zgodnie z moją zachcianką, chłopak wraca do poprzedniej pozycji, tuląc mnie do siebie.

- Czujesz się dobrze? - pyta z lekką troską. - Jest gorąco, a tobie wręcz przeciwnie.

- Wszystko okej - zapewniam. - To ta klimatyzacja.

-Mogę zmniejszyć - proponuje od razu.

- Nie, tak jest idealnie.

Mówiąc to, unoszę delikatnie kocyk w górę, aby pokazać mu o co mi chodzi. Kiwa głową w zrozumieniu.
Większość czasu spędzamy w domu, lub na spacerach w okolicy. Nie wyjechaliśmy na wakacje, bo rzeczywiście moja mama i Liama, zaczęli planować to zbyt późno. Remy ucieszył się na wieść, że nigdzie nie lecimy. Kompletnie go nie rozumiem, bo to w końcu byłyby nasze pierwsze wakacje. Mogłoby być naprawdę fajnie. Kiedy tak o tym myślę, Remy ziewa, po raz enty dzisiaj.

- Może się prześpij - mówię do niego. - Wyglądasz jak trup.

- Dzięki młoda - odpowiada. - Jeśli pójdę spać to znowu nie posiedzimy razem z mojego powodu.

- Nie przejmuj się tym - nakłaniam go. - Możesz przespać się tutaj - proponuję.

- A co to zmienia?

Remy wiecznie jest zmęczony, trochę się o to niepokoję. Jeśli jednego dnia ma energię, to drugiego pada. Chciałam zaciągnąć go na badania, ale on przecież w życiu mnie nie posłucha.

- Remy - mówię. - Nie chcę żebyś przeze mnie czuł się źle.

Kiwa głową, ale jego nastawienie wcale się nie zmienia. Przekonuje mnie, że czuje się lepiej niż jakiś czas temu i że mu przejdzie. Nie chcę w to uwierzyć, ale nie mam innego wyjścia.

- Twoja mama próbuje namówić mnie żebym zabrał cię na randkę - zręcznie zmienia temat.

- O Boże - jęczę. - Przepraszam cię, czasami zachowuje się... Żałośnie.

Uśmiecha się delikatnie i kontynuuje:

- I dlatego postanowiłem, że jutro gdzieś pojedziemy.

- Co? - wyrywa mi się. - Na randkę?

Niemal piszczę, tak bardzo chciałam z nim gdzieś wyjść, tylko we dwoje. Mój ogromny uśmiech, rozdziera się na całą twarz. A chłopak głośno się ze mnie śmieje.

- Twój entuzjazm - mówi, prychając. - Gdybym wiedział, już dawno zabrałbym cię na prawdziwą randkę.

Klaszczę w dłonie i niemal tańczę taniec szczęścia, ale się powstrzymuję. Później będzie mi bardzo wstyd. Tak jak zazwyczaj, po moich infantylnych wybuchach.

- Przepraszam - mamroczę, nieco zawstydzona. - Uwielbiam randki!

I to z tobą! - dodaję w myślach.

- Czasami przestaję wierzyć w ten związek - mówi, chowając głowę w zgłębienie obok mojej szyji.

Daję mu kuksańca w bok, po którym udaje, że zwija się z bólu.

- Jesteś beznadziejny - bąkam.

Leżymy przez chwilę w spokojnej ciszy, ale wpadam na pomysł, a właściwie przypomina mi się coś co widziałam w Internecie i koniecznie muszę powiedzieć o tym Remyemu.

- Musimy kupić sobie takie słodkie bluzy! - wykrzykuję, pełna energii w przeciwieństwie do niego. - No wiesz pan i pani.

- Raczej pan i junior.

- Nienawidzę cię.

Odwracam się do niego plecami, udając obrażoną. Wspominałam, że jego aluzje do mojego wieku są zbyt częste? Sam powtarzał, że jestem dla niego za młoda, a teraz ma takie teksty. Uh.

- No już, nie gniewaj się - mówi, bawiąc się moimi włosami, kiedy nie reaguję zmienia taktykę. - Okej, w takim razie nigdzie jutro nie idziemy.

- Co?

Odwracam się w jego stronę z wyrzutem wypisanym na twarzy.

- Tak się nie robi! - krzyczę na niego. - Obiecałeś.

- Nic nie obiecywałem.

- Ale Remy... - mamroczę. - No weź.

Jeszcze będziesz mnie prosić, żeby gdzieś wyjść.

- Chyba nie - odparowałam. - Jesteś dla mnie za stary.

Umyśle wracaj do teraźniejszości natychmiast!
Remy uśmiecha się, jakby wiedział co sobie przypomniałam.

- Nawet nie wyobrażaj sobie, że będę cię prosić - warknęłam. - Ty to zaproponowałeś, więc koniec kropka.

I dwa przecinki, koleś.

- Dobra, ale jak chcesz iść ze mną, gdy jesteś obrażona?

- Normalnie - bąkam.

Przecież oboje wiemy, że już mi przeszło, nie jestem z tych, co potrafią się długo gniewać. Czasami właśnie to jest moją zgubą.

- No dobra, jeśli przestaniesz udawać nadąsane dziecko.

- Przecież jestem dzieckiem - rzucam zła.

- Jezu, nie obrażaj się - mówi z lekkim wyrzutem.

I tak nasza kłótnia trwała przez kolejne minuty. Aż w końcu stwierdziłam, że jestem zbyt leniwa na wymyślanie argumentów i docinek, dlatego chłopak wygrał tę słowną bitwę. Później rozmawialiśmy (już na spokojnie), aż zrobiło się późno i Remy, wrócił do swojego pokoju. W czasie, kiedy on był u siebie, szybko zajęłam naszą wspólną łazienkę, żeby nie zdążył mnie wykurzyć. Zamknęłam mu drzwi dosłownie przed nosem, niestety mój plan się nie powiódł, bo chłopak miał o wiele więcej siły niż ja i wygrał szarpaninę o drzwi, zanim zdążyłam zamknąć się na klucz. Później wyniósł mnie na korytarz. Tak wyniósł. Przerzucił mnie przez swoje ramię, jak jakiś zwyczajny worek. A kiedy już postawił mnie na ziemi, wygrał maraton biegu do toalety. Dlatego nie mając wyjścia cierpliwie czekałam, aż chłopak się wykąpie. Usiadłam na podłodze przed wejściem do łazienki i wyjęłam telefon. Zaczęłam przeglądać bezsensownie Internet. Kiedy to mi się znudziło, Remy nadal nie wychodził. Niemal leżałam już na tej podłodze. Kiedy nareszcie łaskawie wyszedł z łazienki, nie zauważył mnie, siedzącej na ziemi i uderzył mnie z wielką siłą, kiedy otworzył drzwi. Z moich ust wydobył się mimowolny jęk, a chłopak westchnął zaskoczony. Pochylił się nad moim ciałem i coś mruknął, ale nie skupiłam się na tym.

- Daisy, co ty do cholery tu robisz?

Ze skrzywioną miną i trzymając się za najbardziej bolące miejsce odpowiedziałam:

- Czekałam, aż skończysz.

Przysiadł na piętach i spojrzał na mnie z góry. Pogładził mnie po policzku, czym automatycznie zmienił jego wyraz twarzy na łagodniejszy.

Zagój pocałunkiem moje rany.

(Prawie) idealna para Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz