Pierwszy ~ on

3.9K 188 69
                                    

Nie wiem, jak smakuje śmierć, ale na pewno nie tak, jak myślałem. Odpłynąłem w nicość, ale żyję, śmierć przez postrzelenie, to najgorszy sposób, jaki mogłem wymyślić.
Podnoszę się z cichym sykiem, który wydostaje się z moich ust. Cóż, wolałbym, żeby wydostawał się z nich dym papierosowy. Jeszcze nigdy nie miałem takiej ochoty, jak teraz, żeby zapalić.
Wyciągam telefon i czekam, aż się włączy. Kto do cholery postrzela w ramię, kiedy chce zabić? Trzeba było celować w ryj albo serce. Wybieram numer.

- Remy?

- Nie, kurwa anioł - przewracam oczami. - Przyjedź po mnie, musisz mi to wyjąć.

Słyszę szelest po drugiej stronie, później chwila ciszy i w końcu Calum się odzywa:

- Żyjesz?

- Nie, rozmawiasz z trupem - nawet teraz, nie mogę pozbyć się sarkazmu. - Przyjeżdżaj, bo to cholerstwo boli -  oznajmiam, tak jakby nie było to oczywiste..

Strzelił we mnie dwa razy, tylko zranił, nie zabił.

- Mogę ci poprawić - śmieje się niezręcznie, ale po chwili milknie. - Boże, stary nie wiem dlaczego dałem się na to namówić - w jego głosie słychać poczucie winy.

- Dzięki, ale Bogiem nie jestem.

- Jestem takim debilem... - jęczy.

Ale my nie mamy na to czasu, podczas gdy on lamentuje, mnie zaczyna się robić słabo. O nie, nie zemdleję. Nie ma takiej opcji.

- Rusz dupę - mamroczę i rozłączam się.

Siadam na ziemi, mój organizm jest na tyle osłabiony, że nie mam siły stać, zwłaszcza jeżeli nie widzę ku temu powodu. Ostatnio miałem wiele na głowie i mało spałem, a dodatku ta próba...
Mam wrażenie, że zanim przyjeżdża Calum, mijają godziny, a w rzeczywistości, to tylko kilkanaście minut.

- O stary!

Podchodzi do mnie i pomaga mi wstać. Widzę, że chce coś powiedzieć, ale ku mojemu zdziwieniu, nie odzywa się. W duchu mnie to cieszy, teraz nie mam ochoty na pogaduszki.

- Nie sądzisz, że śmierć w środku dnia, to był słaby pomysł? - odzywa się.

Patrzę przez okno samochodu, obserwuję, jak zmienia się krajobraz. Mógłbym się zgodzić z moim przyjacielem, ale nie sądzę, że pragnę to zrobić. Lubię mieć rację.

- Najwyżej by cię złapali.

Chcę wzruszyć ramionami, ale nagle przeszywa mnie straszny ból.

- Właśnie - mówi. - Następnym razem radź sobie sam, a nie wplątujesz mnie we własne samobójstwo.

- Nie, to nie byłoby samobójstwo - stwierdzam.

Chciałbym powiedzieć coś więcej, ale czuję, że nie mam już na to siły, dlatego milknę. Kiedy dojeżdżamy do domu ciemnowłosego, jestem na skraju utrzymania świadomości. Oczu jednak nie zamykam, nie robię tego nawet wtedy, kiedy przyjaciel wyciąga mi kulę, a później drugą. Boli. Ale to właśnie ból lubię czuć. Chociaż... Nie, nie lubię, ale go potrzebuję.

- Nadal nie chcesz znieczulenia? - pyta. - Wszystko w porządku?

- Tak, jest zajebiście - mój głos jest zachrypnięty. - Daj mi zapalić.

Nie chce się zgodzić, ale w końcu ulega. Zazwyczaj nikogo nie słucha, mnie tylko sporadycznie. Ostatnio, zadziwiająco często to robi. Ja również staram się, brać do siebie, co mówi. Przyjaźń z tym facetem to chyba jedna z nielicznych rzeczy, która mi wyszła w życiu. Chociaż nie do końca, Calum to niezły wariat.
Zanim podaje mi fajkę, kończy robić opatrunek. Jest w tym niezły. Ukończył studia medyczne, na papierku jest chirurgiem. Jego fach, często się przydaje.

(Prawie) idealna para Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz