Dwunasty ~ ona

1.2K 93 15
                                    

- Musisz skręcić teraz w lewo -poinstruowałam.

- Nie możemy użyć po prostu nawigacji?

- GPS to nie rozwiązanie - burknęłam. - Tak jest zabawniej.

Okej, chyba tylko jedno z nas dobrze się bawiło i to na pewno nie był Remy. Mężczyzna co chwilę spoglądał na mnie protekcjonalnie. Miałam ochotę wykrzyczeć mu w twarz: "To, że jestem młodsza nie znaczy, że dziecinna!"; ale ostatecznie zrezygnowałam. Może jestem trochę infantylna.

- Nawet nie umiesz tego czytać - stwierdził. - Może po prostu mi to oddasz...

- Potrafię to czytać - zaoponowałam. - A ty pojechałeś źle.

- Bo mnie nie poinstruowałaś!

- Bo ciągle gadasz!

Sprzeczanie się nie miało zupełnego sensu, tylko irytowało nas oboje.
No dobra, teraz nawet ja nie bawiłam się dobrze.

- A nie potrafisz dojechać tam bez mapy? - zapytał.

- Gdybym potrafiła nie wzięłabym mapy.

- Jezu - jęknął. - Dziewczyno w życiu tam nie dojedziemy.

To nie moja wina, że Colleen postanowiła zorganizować ognisko. I że zorganizowała je w zupełnie nie znanym mi miejscu. Cholera, gdzie ona je wytrzasnęła?

- To włącz tę swoją nawigację - burknęłam. - I daj mi spokój.

Popatrzył na mnie przez chwilę i ciężko westchnął, a później zrobił coś, czego zupełnie się nie spodziewałam - skręcił na pobocze i zatrzymał samochód.

- Daj mi to - powiedział.

Domyśliłam się, że chodzi mu o mapę. Ucieszyłam się, że chce to zrobić. No chyba, że ją wyrzuci.
Z ukrywanym uśmiechem podałam mu to o co prosił.

- Gdzie mamy dojechać?

- Tutaj.

Wskazałam mu z pośpiechem - do póki się nie rozmyśli - mały punkt na mapie.

- Muszę zawrócić... - stwierdził. - To nie jest tak daleko. Ile mamy czasu?

- Powinniśmy być dziesięć minut temu - przyznałam ze skruchą.

Prawda była taka, że jeśli użylibyśmy technologii już dawno bylibyśmy na miejscu. Tak przynajmniej myślę. Szkoda, że nie zrobiłam tego wcześniej. Nie pomyślałam.

- Świetnie - odezwał się Remy. - Najlepsi goście przychodzą spóźnieni.

Nie byłam pewna, czy on w to wierzy i pochwala taką zasadę. Ale postanowiłam nie zastanawiać się nad tym dłużej.
Po tym jak chłopak prześledził trasę wzrokiem po papierze, oddał mi go spowrotem. Miałam sprawdzać co jakiś czas czy jedzie dobrze, bo wątpił, że zapamiętał wszystko z mapy.

- Remy - odezwałam się, kiedy byliśmy mniej więcej w połowie drogi. - Dzięki.

- I co dalej? - zapytał

Zaparkowaliśmy na starym parkingu, w totalnym odosobnieniu. Powoli zaczynałam zastanawiać się czy to Halloween, ale przecież była połowa wakacji. 

- Chyba... - zaczęłam. - Musimy przejść przez kawałek lasu i ma być jakaś rzeka - westchnęłam. - Sama do końca nie wiem.

- Nie możesz napisać do tej swojej Co... Colleen?

Mogłabym, ale nie miałam zasięgu, więc musiały wystarczyć nam te wskazówki.
Weszliśmy do lasu i nie musieliśmy przebyć długiej drogi, żeby usłyszeć krzyki nastolatków. Tak, zdecydowanie teraz będzie nam łatwo tam trafić. I tak było, po kilku minutach znaleźliśmy się w naszym miejscu docelowym. Okazało się, że wcale to nie było w środku lasu, tylko za nim, na plaży.
Przywitały nas walające się butelki, po piwie, na piasku, a przecież ta impreza dopiero się zaczęła.

- Odprowadziłem cię - zaczął Remy. - To wracam, zadzwoń do mnie, kiedy mam po ciebie przyjechać.

Zmarszczyłam brwi, co pewnie dostrzegł w panującym półmroku.

- Dlaczego? - zapytałam, ale nie oczekiwałam odpowiedzi. - Zostań.

Nie jestem pewna czy brzmiała przekonywując, ale byłam pewna co teraz myśl. "Banda gówniarzy zrobiła sobie imprezę". Był starszy, ale mam wrażenie, że czasami zachowywał się, jakby miał jeszcze więcej lat niż w rzeczywistości.

- O mój Boże - usłyszeliśmy głos, który bez trudu rozpoznałam. - Daisy!

To była Colleen, od razu ją uściskałam. Była jeszcze trzeźwa, właściwie w ogóle nie wyczułam od niej alkoholu. Zanim się przywitałyśmy minęło kilka minut i ku mojemu zaskoczeniu, Remy wciąż cierpliwie czekał.

- Colleen to jest mój... eee - zawahałam się - Remy.

Co miałam powiedzieć? Nie byliśmy w żaden sposób spokrewnieni, nawet się nie przyjaźniliśmy się. Dosłownie nic nas nie łączyło, oprócz wspólnej łazienki.

- Colleen - mruknęła dziewczyna.

Znałam ten ton, bardzo dobrze go znałam i wcale mi się to nie podobało.
Kiedy Remy zajął się krótką rozmową z moją przyjaciółką, do mnie doskoczyło kilka osób. Przywitałam się ze wszystkimi z uśmiechem. Chłopaki byli już trochę wstawieni, pewnie jak zwykle pili, zanim cokolwiek zdążyło się zacząć.

- Denis się o Ciebie pytał.

- Denis? - zmarszczyłam brwi na słowa jednej z dziewcząt.

- Po co u diabła miałby się o mnie pytać?

Ale nie zdążyłam uzyskać odpowiedzi, bo nagle ktoś przytulił mnie od tyłu. Zesztywniałam, nie znałam tego dotyku, ale kiedy odwróciłam głowę, wszystko stało się jasne. To podpity Denis.

- O wilku mowa - odezwał się ktoś.

Wyswobodziłam się, jak na mój gust, ze zbyt mocnych objęć chłopaka i udałam, że wcale nie czuję się niezręcznie.
Nie znaliśmy się za dobrze, rok temu chodziliśmy razem na matematykę, czasami widziałam go na kilku imprezach, na które sporadycznie chodziłam, ale to wszystko.
Nagle na ramieniu poczułam dotyk, odwróciłam głowę w stronę osoby od której on pochodził. To był Remy.

- Co jest? - zapytałam.

- Chodź na chwilę.

Zgodnie odeszłam z nim kilka kroków na bok.

- Miałem jechać - zaczął. - Ale teraz na pewno nigdzie się nie ruszam.

Uśmiechnęłam się na to rozpromieniona, mimo że był dla mnie niemiły, w jakiś sposób zdążyłam go polubić.

- To świetnie - powiedziałam z lekkim entuzjazmem. - Skąd zmiana planów?

Pomyślałam o tym, że może spodobała mu się Colleen, ale zaraz odgoniłam od siebie tę myśl. Skoro mnie miał za dziecko, dlaczego ją miałby traktować poważnie?

- Raczej wątpię, że twoja mama ucieszy się jak wrócę z tobą i jeszcze kimś w twoim brzuchu.

- Co? - dopiero po chwili zrozumiałam sens jego słów. - Jesteś okropny! - fuknęłam.

- Nie, okropni są ci kolesie. A ja jestem za ciebie odpowiedzialny.

- Przecież nic nie robię - broniłam się.

Przewrócił oczami.

- Ty nie, ale oni.

Wybucham śmiechem i zupełnie nie wiem dlaczego. Właściwie to się z nim zgadzam, ale co to ma do rzeczy?

- Są po prostu wstawieni - mówię, jakby to wszystko wyjaśniło. - Nie martw się, nie będziesz miał mojej mamy na głowie.

- Okej - kiwa głową. - W takim razie mogę iść.

Kręcę zrezygnowana głową i łapię go za rękę, aby po chwili ciągnąć go w stronę większej grupy ludzi.

- Hej wszyscy to jest Remy - mówię. -Remy to są wszyscy.

Mężczyzna prycha pod nosem, ale wita się z każdym po czym siada na ławce przy ognisku. Kiedy poklepuje miejsce obok siebie, posłusznie je zajmuję. A w głowie kłębi mi się myśl, że być może poprawimy swoje relacje.

Tak, bardzo o to proszę.

(Prawie) idealna para Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz