Dziewiętnasty ~ On

1.1K 107 33
                                    

Budzę się o dwunastej, nie mam kaca, bo takie zjawisko u mnie to rzadkość.
Obudziłem się w swoim łóżku we wczorajszych ubraniach. Kiedy wróciliśmy byłem trochę pijany, a szczególnie zmęczony, dlatego zaraz muszę pójść koniecznie pod prysznic, bo wczoraj w końcu tego nie zrobiłem.

Pociągam za klamkę, drzwi są zamknięte. Pukam.

- Zajęte!

Słyszę krzyk dziewczyny i przeklinam pod nosem. To był głupi pomysł mojego ojca, żebyśmy mieli z Daisy jedną łazienkę.

- Rusz się! - odkrzykuję i pukam jeszcze raz.

Odsuwam się od drzwi i opieram się o ścianę, z założonymi rękami na piersi, czekam aż dziewczyna wyjdzie. Po około dwóch minutach słyszę szelest, a później swoje imię:

- Remy?

- Co? - odpowiadam zniecierpliwiony.

- Możesz zawołać moją mamę? Nie wzięłam ubrań, a nie wyjdę w ręczniku.

- To załóż to w czym tam przyszłaś - wywracam oczami, ale ona nie może tego widzieć.

- Wrzuciłam do kosza na pranie, za dużo zarazków, no proszę - mamrocze, tak że ledwo ją słyszę.

Z westchnięciem odchodzę od drzwi i zbiegam po schodach, szukam Emmy, ale nigdzie jej nie ma, w końcu rezygnuję i wracam tam, skąd przyszedłem. Informuję o sytuacji Daisy, a ta jęczy sfrustrowana.

- Remy, to ty mi przynieś - prosi. - Podasz mi szybko, nie wyjdę w ręczniku.

Wzdycham, ale bez żadnego słowa idę do jej pokoju i otwieram garderobę.
Wybieram zwykłe spodenki i koszulkę i zanoszę jej pod drzwi łazienki, w które pukam kilkakrotnie.

- Ja wystawię rękę, a ty mi podasz. Tylko zamknij oczy, bo jestem w ręczniku!

Śmieję się z tego, jaka jest niewinna i wstydliwa, ale podaję jej ubrania.

- A bielizna? - jęczy. - Otrę sobie tyłek.

Wybuchem głośnym śmiechem i odpowiadam:

- Ostatnio krzyczałaś, że zaglądam ci do majtek, to teraz tego nie robiłem!

Dopiero gdy to powiedziałem zdałem sobie sprawę jak źle to zabrzmiało.

- Synu?

Boże, tylko nie on.

- Co?

- Komu zaglądasz do majtek?

Zabijcie mnie.

- Nie powinno cię to interesować - burczę. - Mam dwadzieścia trzy lata nie w jedne majtki zaglądałem.

- Dobra, nie chcę tego słuchać - odpowiada mój ojciec i odchodzi, wyraźnie zawstydzony.

Nie bardziej niż ja, albo...

- Mój Boże...

Albo ona.

- Ale wstyd - szepcze. - To wszystko przez ciebie! - oskarża mnie. - Myśl co mówisz.

Przewracam oczami i znów opieram się o ścianę, czekając aż opuści łazienkę.

- No wreszcie - mówię kiedy drzwi się otwierają.

- Wyglądasz okropnie - komentuje mój wygląd.

- Nie gorzej niż ty - ripostuję.

Zapłata ręce na piersi i wydyma obie wargi. Mamrocze, że chciała pobawić się we mnie, ale jak zawsze wszystko popsułem. Ignoruję ją i wymijam w drzwiach, ale kiedy chcę je zamknąć Daisy mi to uniemożliwia.

- Nie olewaj mnie - burczy.

- Olewać to cię może pies - wzruszam ramionami, na swój słaby żart. - A teraz wyjdź, bo chcę wziąć prysznic.

Nastolatka w końcu rezygnuje ze swoich prób przekonania mnie, jakim jestem głupkiem i w końcu wychodzi, a ja mogę wziąć spokojnie prysznic. Ja w przeciwieństwie do dziewczyny sprawdzam czy mam się w co ubrać i dopiero wtedy się myję.

Po wyjściu z łazienki idę na śniadanie, które nie jest zbyt duże, bo składa się z dwóch jajek i tak naprawdę to wszystko. Mało kiedy mam ogromny apetyt, a już na pewno nie rano. No tak jest prawie trzynasta - "rano" - to umowne pojęcie.

- Mnie też zrobiłeś? - do kuchni przyszła Daisy. - Ostatnio ja zrobiłam ci gofry, koleś, bo tobie się nie chciało ruszyć tyłka, teraz twoja kolej.

- Mówiłaś, że nie lubisz jajek - przypominam.

- Fuj, to jajka? - mamrocze, zaglądając do patelni. - W ciastach i w innych takich, mi nie przeszkadzają - prostuje.

- Ale to nie jest ciastko - wywracam oczami. - Dobra siadaj, zrobię ci naleśniki. Z jajkiem.

Dziewczyna klasnęła w dłonie i usiadła przy wyspie kuchennej. Nie czułem zmęczenia jak codziennie, było okej, właściwie mogę powiedzieć, że czułem się całkiem czysto w środku. Co na pewno wykorzystam na siłowni - przynajmniej pobiegam.

Daisy nuci coś pod nosem, w czasie kiedy ja robię jej późne śniadanie - albo obiad - właściwie nie wiem czy coś już dzisiaj jadła.
Wspominałem, że lubię w niej to, że cokolwiek nie zrobię głupiego w jej kierunku, ona mi tego nie wypomina? A właściwie chodzi mi o wczorajszy pocałunek, pamiętam to doskonale, ale za to, nie pamiętam kompletnie co mnie podkusiło, aby to zrobić. Dlatego nie lubię się upijać, zawsze później robię coś głupiego i żałosnego.

Stawiam przed nią talerz z kilkoma naleśnikami z truskawkami i syropem klonowym. Później podaję jej szklankę soku pomarańczowego i bez słowa siadam obok niej ze swoim obiadem.

- Wygląda pysznie - komentuje swój posiłek. - Czemu nie zjesz tego co ja.

- Nie mam apetytu - odpowiadam. - To mi wystarcza.

- Dziwny jesteś - mówi. - Ja ledwo bym się tym najadła, a co powiedzieć o tobie wielkoludzie...

Wzruszam ramionami i zabieram się do jedzenia, które zdążyło już dawno wystygnąć, ale nie chce mi się tego odgrzewać.
Jemy przez chwilę w ciszy, ale po niedługim czasie dziewczyna wymyśla temat do rozmowy.

- Słyszałeś, że nasi rodzice planują wakacje?

Rodzice?

- Masz na myśli swoją matkę i mojego ojca? - pytam.

- No... - odchrząkuje. - Chcą lecieć do Tajlandii.

- Trochę późno się opamiętali - mamroczę. - Myślałem, że takie wyjazdy powinno planować się wcześniej.

Oczywiście, że się powinno, ale mój tato to mistrz nie planowania takich rzeczy, ale Emma wydaje się bardziej zorganizowana od niego, dlatego w jakimś stopniu mnie to dziwi. Ale skoro chcą odpocząć od pracy, od nas to właściwie świetny pomysł.

- Mielibyśmy lecieć w następnym tygodniu, jeśli w ogóle polecimy.

- Ty też lecisz? - pytam popijając kawę.

- No i ty również.

Na jej słowa zakrztusiłem się gorącym napojem.

- Co?

Wywraca oczami i odpowiada: "To co słyszysz". Teraz ten pomysł w ogóle mi się nie podoba, beznadzieja. Nie mam ochoty opalać się na plaży, nie z tym jak wyglądam teraz i jak będę wyglądał w przyszłości, o ile moja przyszłość się wydarzy.

- Nie ma mowy - kręcę głową.

- Dlaczego taki jesteś - jęknęła. - Nic dziwnego, że ci nie powiedzieli.

I tak im nie wyjdzie. Nie panikuj. Za mało czasu na planowanie takiej podróży. Biorę kolejny łyk kawy. I tłumaczę swoją niechęć: "przymusem przygotowywania się do pracy". Ale, kiedy dziewczyna pyta mnie gdzie będę pracował, śmieję się i kręcę głową, ale odpowiadam, że jako nauczyciel.

- Jasne, ty i uczenie kogoś - przewraca oczami. - Prędzej uwierzę w to, że tańczysz w balecie.

To lepiej w to uwierz.

(Prawie) idealna para Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz