Pięćdziesiąty pierwszy - on

918 81 24
                                    

Aaaa, kochani mam taką wenę! Ostatnio wyświetlenia pną się tak szybko w górę, a dziś doznałam ogromnego szoku, bo jesteśmy czwarci, aaa, C Z W A R T E M I E J S C E w kategorii D L A N A S T O L A T K Ó W.

Uwielbiam takie zakończenie roku :) Jesteśmy prawie na podium! Nawet BBINB najwyższe miejsce, które zajęło to zaledwie 8, a tutaj takie coś. I to tylko z 17 k wyświetleń! Mam wspaniałych czytelników.

Ah i wesołego Nowego Roku! ❤️

Gaszę papierosa i wracam do salonu gdzie na kanapie siedzi rozwalony Calum. Przewracam na ten widok oczami i stwierdzam z ironią:

- Wyglądasz jak menel.

Moje słowa widocznie nie dotknęły mężczyzny, bo nie ruszył się nawet na milimetr. Rzuciłem się na drugi fotel i podniosłem ze stołu szklankę whisky, pociągnąłem z niej duży łyk i oddetchnąłem.

- Jak tam Lucy?

- Zerwałem z nią - mruknął. - Za bardzo mnie wkurwiała.

- Jezu, stary w ten sposób nigdy nie znajdziesz kobiety.

- Co ty wiesz o kobietach, masz jakąś gówniarę za dziewczynę i ty chcesz mn...

- Uważaj na słowa - gromię go wzrokiem.

- Nie mam nic do Daisy - unosi obie ręce w geście obrony. - Jest spoko, ale ma...

- Wiem ile ma lat - warczę, ale po chwili się opanowuję. - Dobra, mieliśmy gadać o tobie, a nie o mnie. Masz fajny dom, pracę, jeszcze brakuje ci tylko żony.

Nie próbuje być niemiły, ja naprawdę tak uważam. Mój przyjaciel nie ma szczęścia do kobiet, co trochę mnie dziwi, bo potrafi być naprawdę fajnym facetem, mimo tego, że czasami zachowuje się jak prosiak jego rodzice dobrze go wychowali.

- Poznałem ostatnio fajną dziewczynę - zaczyna.

- Kolejną?

- Koleś, o co ci, kurwa chodzi?

- Zawsze kończy się to tak samo, opowiadasz mi o dziewczynie, a góra dwa tygodnie później mówisz, że to koniec, chociaż nawet dobrze się nie zaczęło.

- To co mam zrobić? - jęczy. - Nie potrawię wejść w stały związek, nawet jeśli się staram.

- Bo szukasz ich w klubach.

- A gdzie mam znaleźć? Stary, to nie jest takie proste.

Wzruszam ramionami i zastanawiam się przez chwilę, ma rację to wcale nie jest takie proste. Trudno znaleźć kogoś na siłę.

- No dobra, to opowiedz o tej dziewczynie, którą spotkałeś...

***
- Remy! Obiecałeś, że zawieziesz mnie dziś do Colleen.

- Przecież cię zawiozę - burczę.

- Jesteś pijany do cholery! - krzyczy na mnie, a ja wywracam oczami.

- Już wiem dlaczego nie masz dziewczyny - zwracam się do Caluma. - To pojedziesz do Colleen jutro - to mówię do Daisy.

- Jesteś nieodpowiedzialny - mówi z wyrzutem. - Umówiliśmy się! Czekałam na ciebie godzinę, bo nawet nie raczyłeś odebrać telefonu, a i tak to ja musiałam się fatygować do ciebie.

- I nic ci się nie stało.

Wzdycha zirytowana i krzyżuje ręce na piersi, po czym mamrocze:

- Mogłeś mi nie obiecywać.

Nic jej nie obiecałem, po prostu się zgodziłem i o tym zapomniałem, ale nie chce mi się jej tego tłumaczyć, bo nic to nie da.

- Pojedziesz jutro, daj spokój.

- Nie widziałam się z nią już długo i umówiłyśmy się na dzisiejszą noc, a nie jutrzejszą.

- Jutro masz szkołę.

- Jutro jest sobota, debilu! - krzyczy. - Jak ja tego nienawidzę!

Po chwili spogląda na mnie i nic nie mówi. Drapie się po głowie i odchrząkuje.

- No dobrze, przepraszam kochanie, że na ciebie nakrzyczałam. Ja po prostu... naprawdę liczyłam na tę noc z Colleen.

Spoglądam na nią spod przymrużonych powiek i mrugam parę razy, aż mój widok się stabilizuje.

- Kurwa mać.

Wstaję i na chwiejnych nogach opuszczam salon, kieruje się do łazienki. Wchodzę pod prysznic, nie fatyguję się nawet aby ściągnąć ubrania. Ustawiam wodę na najzimniejszą i odkręcam kran. Lodowata ciecz moczy mnie i moje ubrania, sprawiając, że alkohol powoli staje się mało ważnym wspomagaczem myślenia. Właściwie nigdy nie był ważny. Wracam do pokoju zostawiając na podłodze mokre ślady. Daisy patrzy na mnie z dziwnym wyrazem twarzy, Calum - nie wiem, mało mnie teraz obchodzi.

- Do jasnej cholory czy zaczniesz się zachowywać normalnie? Nawaliłem, a ty mnie jeszcze przepraszasz. Opanuj się dziewczyno!

- Posłu...

- Nie, to ty posłuchaj młoda, jeszcze raz a naprawdę, kurwa, nie ręczę za siebie. Ile ja mam lat, żebyś mnie niańczyła i poklepywała po główce?

Kiedy kończę swój wywód, wyjmuje telefon i wybieram numer, czekam chwilę, aż osoba po drugiej stronie odbierze.

- Remy?

- Ta, Will potrzebuję twojej pomocy.

- Ty mojej? - prycha.

- Też nie mogę w to uwierzyć - mamroczę. - Jesteś dziś wolny?

- Dla ciebie zawsze, skarbie.

Jęczę w duchu.

- Świetnie, przyjedź pod Caluma, musisz zawieźć gdzieś moją dziewczynę. Zapłacę ci za paliwo.

- Będę za pół godziny.

Rozłączam się.

- Muszę się przebrać. Cal pozwól, że wezmę coś z twojej szafy.

Mężczyzna coś mamrocze pod nosem, ale jestem pewny, że się zgadza. Rozbieram się do bokserek i idę coś znaleźć. Wiem, że bokserek też będę musiał się pozbyć, a przecież nie pożyczę od niego bielizny. Strasznie mnie to irytuję, ale już wiem, że mój tyłek poczuje dziś na sobie jedynie materiał spodni.
Kiedy jestem już ubrany, wracam do salonu, Daisy przykryła Caluma kocykiem, a ten zasnął. Nie odezwała się do mnie ani słowem, dopóki ja nie zacząłem pytać:

- Masz tutaj swoje rzeczy?

- Wzięłam torebkę, nie sądziłam, że jesteś pijany, myślałam, że od razu mnie zawieziesz.

- Spoko.

Spoko. To chyba nie jest najbardziej zadowalająca odpowiedź, którą pragnęła usłyszeć. Mam wyrzuty sumienia, że doprowadziłem się dziś do takiego stanu, akurat dzisiaj, kiedy coś miałem zrobić. Zresztą, czuje się jeszcze gorzej z myślą, że zapomniałem, że miałem ją dziś zawieźć. Jak mogło wylecieć mi to z głowy?

Odkąd Daisy pomogła wybrać mi meble do mieszkania, zdawało się, że nasza relacja idzie w dobrym kierunku, ale teraz znów jest zachwiana. Przez moje idiotyczne zachowanie, chciałbym ją przeprosić, ale jeśli już to zrobię, to wtedy, kiedy będę w pełni trzeźwy. Tak po z...

- O mój Boże, Remy?

Marszczę brwi i przekręcam głowę w jej kierunku.

- Przecież ty nie możesz pić alkoholu! O Boże, o Boże... - panikuje, a ja nie wiem o co jej chodzi.

- Jezu, uspokój się... O co chodzi?

- Jesteś na lekach, Remy! A co jeśli umrzesz?

Nic nie poradzę na to, że wybuchłam śmiechem.

- Od czegoś muszę.

- Remy!

- Dobra, dobra - unoszę ręce do góry w geście poddania. - Nic mi się nie stanie, najwyżej pogorszy mi się nastrój, nie jestem samobójcą.

Dziewczyna posyła mi groźne spojrzenie, a ja uświadamiam sobie co powiedziałem.

Nie jestem samobójcą.

Skłamałem?

(Prawie) idealna para Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz