Dwudziesty siódmy ~ on

1K 89 24
                                    

- Jestem tym zmęczony, rozumiesz? - warczę. - Mam dość, że ciągle się w coś pakujesz.

Rzucam kluczyki na ławę i patrzę jak mój przyjaciel wychodzi z kuchni z workiem lodu. 

- Ja się pakuję? Cholera, to ja zawsze wyciągam ciebie z bagna. To ja ciągle zastanawiam się czy zobaczę cię następnego dnia żywego, to ty masz, kurwa, problem.

Patrzę na jego obitą twarz, przykrytą okładem i blokuję przekleństwa cisnące mi się na język. Calum ma sporą rację, ale to nie znaczy, że on się w nic nie pakuje. Często muszę go ratować, bo w coś się wpierdzieli. Albo obity ryj, albo krycie go. On ze mną nie ma łatwiej, ale to wszystko staje się powoli straszne.

- Daisy cię wycisza - odzywa się niepewnie.

Wcale nie chciałem gadać o mnie. Ale on oczywiście zmienił temat, a myślałem, że to ja jestem w tym mistrzem. Unoszą na niego wzrok i z sarkazmem odpowiadam:

- Ta, masz rację. Ciekawe na ile: miesiąc, dwa?

- Chcesz z nią zerwać? - pyta.

Dobrze wie, co myślę o tym związku, dobrze wie dlaczego z nią jestem. Tak jak ona wie o tym, że kocham ją całować, ale to jedyna rzecz, którą w niej kocham.

- Niespecjalnie - wzruszam ramionami.

- Jesteś dupkiem - zwraca się do mnie. - Zwłaszcza, że to jeszcze dziecko.

- Dzięki za wsparcie - przewracam oczami.

- Ranisz ją i dopóki ty to robisz, ona będzie robiła to samo tobie. Nieświadomie.

- Myślałem, że nie masz specjalizacji z psychiatrii - mówię z przekąsem.

Śmieje się lekko, ale po chwili poważnieje, pewnie przez ból na twarzy spowodowany obiciem. Przez chwilę słucham jak kontynuuje swój wykład, ale puszczam to mimo uszu. To nie tak, że nie obchodzi mnie to co ma mi dopowiedzenia, ale po prostu jest mi wygodnie. Psychicznie wygodnie, kiedy się nie angażuję.

- Zamęczycie się oboje.

- Pewnie tak - potakuję, ale tylko po to żeby się odczepił. - Ale nie chcę z niej rezygnować.

-  z niej czy z jej ust?

- Daj spokój - mamroczę. - Całkiem dobrze mi się z nią gada - bronię się.

Calum uśmiecha się lekko jakby wiedział o czymś, o czym ja nie mam świadomości i nie chce mi tego zdradzić. Może i tak było.

- Muszę zapalić - rzucam i wychodzę z salonu na taras.

Zaciągam się i wpuszczam dym do moich płuc, dym który niesie ukojenie. Po kilku minutach wracam do środka. Rozmawiamy z Calumem jeszcze przez jakiś czas. W końcu postanawiam wrócić do domu i przygotować się do pracy, którą mnie niedługo czeka. Do pracy, do której zupełnie się nie nadaję. A Daisy wciąż o niej nie wie, będzie ciekawie. Zastanawia mnie jedynie dlaczego rodzice nie chcą jej przepisać do innej szkoły. Okej, jest blisko, ale wiedzą co nas łączy. Chwila. Rodzice? Miałem na myśli jej mamę i mojego ojca.
Parkuję samochód w garażu i idę w kierunku domu. Emmy i Daisy jeszcze nie ma - rano pojechały spędzić razem trochę czasu - i wciąż nie wróciły. Mój tato oczywiście pracuje, więc nawet nie staram się mu przerywać. Idę do kuchni i biorę szklankę wody. W swojej sypialni siadam do biurka i zaczynam pracę. Zerkam na mój plan, podesłany przez dyrektora i mam cichą nadzieję, że plan Daisy nie będzie pokrywał się z moim w żadnym stopniu, to by wszystko komplikowało, lepiej, żebyśmy się nie spotkali na lekcjach.
Po około godzinie pracy dzwoni mój telefon, ekran się podświetla, a moim oczom ukazuje się obraz roześmianej dziewczyny.

- Co tam? - odbiera.

- Remyyy - przeciąga moje imię, co oznacza, że zaraz mnie o coś poprosi. - Skończyło się nam paliwo. Możesz przyjechać? - A nie mówiłem?

Wzdycham głośno, aby wyraźne to usłyszała i odpowiadam:

- No, przyjadę tylko powiedz mi gdzie mam przyjechać i ile mam tego kupić.

Po wskazówkach Daisy ruszam w drogę.
Zastaję je przy pewnej słabo ruchliwej ulicy, jednej z niewielu w tym mieście. Emma klaszcze w dłonie, kiedy mnie zauważa i uśmiecha się szeroko, odwzajemniam uśmiech i wychodzę z auta.

- Cześć - zwracam się do nich.

Odpowiadają mi i przystępuję do tego, po co tu przyjechałem. Kiedy kończę mama Daisy mi dziękuje słowami i uśmiechem. Mówimy, że spotkamy się w domu i wsiadamy z swoich aut.

***

- Daisy nie możesz liczyć, że będę spędzał z tobą sto procent mojego czasu - jęknąłem. - I tak poświęcam ci go dużo.

- Czemu się złościsz? - westchnęła. - Tylko zapytałam, czasami zastanawiam się czy nie masz okresu.

Pokręciłem zrezygnowany głową i wziąłem paczkę fajek, wychodząc z jej pokoju na balkon.

- Co ty robisz? - fuknęła, kiedy zabroniłem jej wejść za mną.

- Mówiłem ci już, nie palę przy dzieciach.

Dziewczyna mocno się oburzyła, chyba nawet poczuła się trochę urażona.

- Nie jestem dzieckiem - warknęła.

- Ale się tak zachowujesz - odpowiedziałem.

Moglibyśmy się tak kłócić w nieskończoność, ale to chyba za dużo czasu. Prawda jest taka, że wszystko mnie dziś denerwuje i mam dość każdego człowieka na tej ziemi. Najchętniej zamknąłbym się w pokoju i przeczekał całą dobę, aż wkurzenie na wszystko mi przejdzie.
Kończę palić po raz kolejny dzisiejszego dnia, nie jestem uzależniony, ale czasami po prostu tego potrzebuję. Wracam do pokoju Daisy, którą siedzi obrażona na swoim łóżku. Nie mam ochoty dzisiaj jej przepraszać, więc po prostu wychodzę z pomieszczenia bez słowa. Skręcam do swojego pokoju, w którym w końcu będę sam, zwłaszcza, że nikt nie ma tu wstępu. No dobra, może wcale tak nie jest, ale załóżmy, że jednak tak.
Siadam w fotelu i odpalam muzykę, pogrążam się w mojej pracy i tak spędzam dzień.

Kiedy słyszę pukanie do drzwi, niechętnie wstaję i idę otworzyć. Po drugiej stronie stoi Daisy, nieśmiało na mnie patrząc.

- Hej - zaczyna cicho. - Nie chcę być z tobą pokłócona.

Zanim zdążę w jakikolwiek sposób zareagować, dziewczyna oblepia mnie swoimi rękami i mocno do mnie przystaje. Ignoruję mój dzisiejszy nastrój, który jest podły i pozwalam jej na przytulenie. Delikatnie całuję ją w głowę, a ręką masuję jej plecy. Po chwili czuję, że moja koszulka staje się mokra, spoglądam w dół.

- Płaczesz? - pytam autentycznie zdziwiony.

- Tak - pociąga nosem.

Marszczę brwi, a drugą ręką głaszczę jej tył głowy. Nigdy nie znałem, aż tak wrażliwej dziewczyny. Właściwie nie mam pojęcia dlaczego się rozpłakała.

- Hej, nie płacz mała - szepczę do niej.

Wciąż cicho pociąga nosem w moich ramionach, a ja mam ochotę zapytać jej, o co tak właściwie chodzi. Nie robię tego jednak, bo boję się reakcji.

Po prostu pozwalam jej wypłakać się w moją koszulkę.

(Prawie) idealna para Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz