Trzynasty ~ on

1.2K 98 20
                                    

- Nie spodziewałem się tego po tobie - mamroczę, kiedy dziewczyna ledwo stoi na nogach. - Twoja mama urwie mi jaja.

Z ust pijanej dziewczyny wydobywa się chichot. Dlaczego ja jej na to pozwoliłem? "Nie mam pięciu lat. Nie mam pięciu lat." Tak ale nie ma też wystarczająco aby wlewać w siebie tyle alkoholu.

- Nie musi się dowiedzieć - bełkocze Daisy.

Kto by pomyślał, że taka poprawna dziewczynka, zachowa się w taki sposób? Cóż na pewno nie ja.

- A może nie jestem taka poprawna?

Powiedziałem to na głos? Zresztą co za różnica i tak jutro nie będzie o tym pamiętać.

- Jakim cudem ty jesteś trzeźwy? - pyta niewyraźnie.

Wywracam oczami, może dlatego, że nic nie piłem? Kiedy dziewczyna zaczyna tracić równowagę, przyciągam ją mocniej do siebie. Opiera mi się na ramieniu, a ja próbuję stłumić bolesny jęk, który chce wydobyć się z mojego gardła. Ciągnę ją w stronę samochodu, a kiedy tam docieramy otwieram drzwi i wpycham ją na przednie siedzenie.

- Zapnij pasy - mówię i idę na swoje miejsce.

- Oczywiście - mamrocze.

Zauważam, że nawet nie próbowała zrobić tego o co ją poprosiłem, dlatego sam się tym zajmuję pochylam się nad nią i zapinam pas bezpieczeństwa. Daisy mi tego nie ułatwiała, a raczej pozycja w jakiej się znajdowała, ale ostatecznie się udało.

- Już księżniczko - Po raz kolejny nazywam ją w sarkastyczny sposób. - Jedziemy do twojego zamku.

- Dzięki, królewiczu - znowu mamrocze.

A później nawet nie wiem kiedy oddała się w objęcia Morfeusza.
W hotelu staram się wejść z nią niepostrzeżenie, ponieważ jest już cisza nocna. Niestety dziewczyna zachowuje się dość głośno, kiedy jest pijana i nie śpi - ciągle opowiadała głupie historie, śmiejąc się pod nosem. Musiałem pogrzebać jej w torebce, aby dostać się do karty. Sory. To była konieczność. Kiedy dziewczyna kładzie się na łóżku ściągam jej buty, a później układam w bezpiecznej pozycji. Nie mam zamiaru tłumaczyć się później, dlaczego Daisy udławiła się własnymi wymiocinami. Nie jestem pewno czy to dobry pomysł, aby zostawić ją samą w takim stanie. Dlatego, siedzę na drugim końcu łóżka i czekam, chociaż nie wiem nawet na co. Kiedy mija ponad godzina idę do swojego pokoju.

***
Rano budzę się nie wyspany, mimo to nie mogę zasnąć po raz drugi, dlatego wiercę się przez chwilę w łóżku, ale kiedy to nic nie daje postanawiam wstać. Czuję się nieźle i mam siłę i chęci, do robienia czegokolwiek, co nieźle mnie dziwi, bo ostatnio mam z tym problem. Ubieram się w dresy i idę wypić kawę, później postanawiam pójść na siłownię w hotelu. A ta, swoją drogą, okazała się być okropnie tandetna.
Po ćwiczeniach, a raczej przebiegnięciu się na bieżni i to bardzo wolnym, bo przecież - moje ramię, biorę prysznic. Calum chyba by mnie zabił, gdyby dowiedział się, że byłem na siłowni. Kończę rozmyślać i postanawiam w końcu zajrzeć do Daisy. Pewnie będę musiał iść do apteki, bo wątpię, że dziewczyna wytrzyma z bólem głowy, a jestem niemal pewny, że będzie go miała.

Pukam, ale kiedy nie otwiera za piątym razem - rezygnuję. Napisałbym do niej wiadomość, żeby przyszła do mnie jak się obudzi, jednak uświadamiam sobie, że nawet nie wymieniliśmy się numerami.

Wzdycham bezradny i wracam do siebie, zerkam na swój telefon: dwa nieodebrane połączenia od mojego ojca i jedno od mamy Daisy.
Odpisuję tacie, że z jego przyszłą pasierbicą wszystko okej, bo tak myślę, że o to chodzi. A do Emmy oddzwaniam, jej relację z córką chyba nie pozwalają jej na to, żeby się nie martwiła.

- Emma Marshall, słucham?

Przewracam oczami, ale odpowiadam jak najmilszym tonem:

- Tu Remy, chciałaś coś?

Wspominałem, że nie lubię swojego imienia? Jest zbyt... no nie wiem, delikatne?

- O dzięki Bogu - mamrocze. - Daisy nie odbiera, wszystko u was w porządku?

Uśmiecham się na myśl, że mógłbym teraz powiedzieć o wszystkim co wyprawiała jej córka, wczorajszego wieczoru. Ale postanawiam zachować to na inną okazję.

- Wszystko okej - mówię. - Daisy pewnie jeszcze śpi, to dlatego nie odbiera.

- Śpi? Jest dość późno...

Nie mam zamiaru jej bronić. Nie ma zamiaru jej...

Jezu.

- Siedziała do późna ze swoją przyjaciółką.

Rozmowa ciągnie się przez jakiś czas, w końcu Emma daje się przekonać, że wszystko u nas w porządku. Zawsze wyglądała mi na osobę, która łatwo się zamartwia, ale żeby aż tak?
Kiedy kobieta się rozłącza czuję lekką ulgę.
Po dziesięciu minutach nic nie robienia - a dokładniej - wpatrywania się w sufit, słyszę ciche pukanie.
Niechętnie wstaję i otwieram drzwi, za nimi (tak jak podejrzewałem) stała Daisy.

- Hej - mruknęła zawstydzona. - Przepraszam jeśli odwaliłam wczoraj coś głupiego - mówi i nie czekając na moje pozwolenie wymija mnie i wchodzi do środka. - Ale jak jestem pijana to nie myślę.

A kiedykolwiek to robisz? - chcę powiedzieć, ale gryzę się w język. Nie muszę być dla niej aż tak niemiły.

- Spoko, twoja mama wszystko już wie - dochodzę do wniosku, że trochę stresu jej nie zaszkodzi. - Dzwoniła do mnie, więc wszystko jej wyjaśniłem...

- Co? - marszczy brwi, sprawia wrażenie lekko zdenerwowanej. - Nie powiedziałeś jej!

Mówi z udawanym przekonaniem, ale czuję, że wcale nie jest tego taka pewna. 

- No tak - kłamię. - A to jakiś problem?

Na twarzy dziewczyny pojawia się grymas.

- Nigdy nie miałam przed nią tajemnic, oprócz takich rzeczy - wyjaśnia. - Mama mnie zabije za alkohol...

- Może nie będzie tak źle?

Przez twarz dziewczyny przebiega mały cień, albo to tylko moje złudzenie. Nie odpowiada na moje pytanie, tylko siada na moim łóżku. Dopiero teraz przyglądam jej się dokładnie. Wciąż ma na sobie wczorajsze ubranie, ale zmyła rozmazany makijaż. Jej twarz jest bardziej blada niż zwykle, a oczy podkrążone. W żadnym stopniu nie wygląda dobrze.
Kiedy tak na nią patrzę, postanawiam się zlitować i mówię:

- No dobra, żartuję - mówię, chociaż mam świadomość, że nikogo ten "żart" nie bawi. - Kryłem cię. Wisisz mi przysługę.

Dziewczyna oddycha z ulgą i lekko się uśmiecha. A ja zaczynam zastanawiać się dlaczego jej mama nie pozwala jej na alkohol, wydaje się dość wyluzowana. Ale przecież kocha swoją córkę. Stukam się mentalnie w głowę, ale przyznaję sobie rację.

- Dzięki - bąka. - To już drugi raz kiedy mi pomagasz - stwierdza.

Tak naprawdę nie drugi, były inne, choćby w nocy, kiedy przewracała się  na prostej drodze. Ale nie wypominam jej tego.

- Taa - mamroczę. - Jestem dla ciebie za dobry. Powinienem to zmienić.

- Niee - przeciąga literę w wyrazie. - Za to mógłbyś jeszcze coś dla mnie zrobić...

- Przeciwbólowe? - pytam, domyślając się po jej minie.

Kiwa głową i patrzy na mnie błagalnym wzrokiem.

- Poproszę.

(Prawie) idealna para Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz