Dwudziesty ~ Ona

1.2K 114 49
                                    

Wstawiam dziś rodział, jednym powodem jest to, że mamy Międzynarodowy Dzień Pisarza. Pisarka to raczej ze mnie marna, ale kto mi zabroni dodać rozdział? :)

Dwadzieścia dni do końca wakacji. Dwadzieścia dni i koniec ukrywania się przed wszystkimi.
Przypomina mi o tym moja mama, domagając się wyboru placówki, w której chcę się edukować.

- Mają raczej podobne oferty, więc wszystko mi jedno - odpowiadam. - Zapisz mnie do tej, która tobie najbardziej odpowiada.

Mama gani mnie, że sama powinnam dokonać wyboru, ale puszczam tę uwagę mimo uszu. W końcu wzdycha i proponuje mi jedną ze szkół, mówiąc, że z nią będzie najwygodniej. Wklepuję nazwę placówki w wyszukiwarkę internetową i studiuję jeszcze raz ofertę i poziom programu nauczania, po parunastu minutach, nareszcie upewniam się, że ta szkoła może być dla mnie odpowiednia, mama cieszy się i obiecuje, że jutro dostarczy moje papiery osobiście.

- Kochanie muszę wracać do pracy - odzywa się moja rodzicielka. - Zaraz kończy się moja przerwa, a ja jeszcze jestem w domu... To nie był najlepszy pomysł aby tutaj wracać, dobra lecę. Na razie!

Zanim zdążę jej odpowiedzieć, ona znika z moich oczu. Wzdycham i odkładam jej kubek i swój do zmywarki, a później ruszam na zewnątrz, aby się przejść.

- Dokąd idziesz?

Liam pyta, ale nie widzę w jego zachowaniu żadnego zainteresowania, mimo to odpowiadam:

- Na spacer.

- Nie powinnaś chodzić tutaj sama, nie znasz okolicy.

A kto wysyłał mnie samą w tyle miejsc tutaj?

- Poradzę sobie, mieszkam tutaj wystarczająco długo - nic nie poradzę na to, że przewracam oczami.

- Nie irytuj się - mówi. - Weź chociaż ze sobą telefon.

Macham mu komórką przed twarzą.

- Bez niego się nie ruszam - posyłam mu uśmiech i odwracam się na pięcie.

Wychodzę z domu i nie wiem gdzie się wybrać, niedaleko jest park, ale o tej porze pewnie jest tam sporo ludzi. Ruszam, więc ulicą tam gdzie mnie poniesie. Mam jedynie nadzieję, że się nie zgubię.

- Co ty robisz?

Podskakuję przestraszona i odwracam się w stronę szkodnika.

- Remy?

- No - odpowiada krótko. - Co ty robisz?

Czasami zastanawiam się czy on mnie śledzi, bo tak często na niego wpadam, co prawda, zazwyczaj w domu, bo rzadko wychodzę, ale nawet jeśli to zrobię - znów go spotykam.

- Spaceruję.

- Wow księżniczka ruszyła tyłek.

Przewracam oczami na jego sarkastyczne słowa i idę dalej.

- A ty co tu robisz? - rzucam niechętnie przez ramię.

- Jestem.

Kiedy przyśpieszam tempo, odzywa się po raz kolejny, ze śmiechem w swoim gardle.

- Zaczekaj kwiatku - znów mnie przezwał. - Pójdę z tobą.

Chciałam pobyć sama, ale nie mam serca mu tego mówić. Prawda jest taka, że wciąż prawie nikogo tu nie znam, dlatego lubię spędzać z nim czas. Chociaż jest to trochę ryzykowne, czasami zapominam przy nim trzeźwo myśleć, a kiedy on robi to samo, dochodzi do całowania...
Nie chcę się z nim całować.
Nie chcę.

- O czym tak myślisz?

- O tobie - mówię, za nim zdążę się powstrzymać. - O tym jak bardzo mnie wkurzasz - dodaję szybko.

Chłopak śmieje się głośno na moje słowa, jakby kompletnie nie brał ich na poważnie. W sumie to i dobrze, nie chciałabym go zranić, chociaż nie wygląda na osobę, którą łatwo złamać.

- To na pewno nic w porównaniu z tym jak ty mnie denerwujesz - odpowiada.

Zaciskam na chwilę usta w cienką linię, a po chwili pokazuję mu język. Remy prycha, chyba wciąż czekając aż coś powiem, bo on się nie odzywa. Kiedy ja też nic nie mówię, przez chwilę idziemy w ciszy. Dlaczego kiedy potrzebuję jakiejś riposty nic nie przychodzi mi do głowy?

- Co księżniczce słów brakuje? - mówi, znów ociekając sarkazmem.

- Przestań tak na mnie mówić - bąkam coraz bardziej zdenerwowana.

Mężczyzna uśmiecha się szerzej jakby czekał na mój wybuch. Odwracam od niego wzrok, bo teraz naprawdę zaczął mnie irytować. Zaczynam żałować, że nie kazałam mu się na początku odczepić. Byłabym teraz sama, spokojna i nie wytrącona z równowagi. 

- No, nie denerwuj się tak, dziecinko.

Złość, aż kipi ze mnie, kiedy słyszę jak mnie nazwał. Okej nie mam dużo lat, ale wystarczająco, żeby nie określać mnie mianem dziecka.
Patrzę na niego zła, on zatrzymuje mnie gestem ręki, więc mimo złości, która we mnie tkwi, staję w miejscu i patrzę się na niego wyczekująco. Mówi: "W sumie to lubię, kiedy jesteś wkurzona". Odpowiadam mu jeszcze bardziej zdenerwowaną miną, a on znów się śmieje. No tak, lubi to. Oh, chyba nie znam bardziej irytującego człowieka. Jego ojciec jest już lepszy, chyba.

- Mam ochotę cię pocałować - mówi nagle.

Rozszerzam oczy, wiedziałam, że tak się skończy. Czułam to. O Boże. Dlaczego zawsze chce to kończyć w ten sam sposób? Mam dość, wiem, że jeśli nie odmówię teraz, później nie wykrztuszę z siebie nic. A już na pewno mu nie odmówię. Dlatego z mocno bijącym sercem, wyduszam z gardła, kilka słów:

- Remy, to ni... - zanim zdążę dokończyć, jego usta już lądują na moich.

Nie potrafię i nie chcę z nim walczyć.
Przyciska mnie do jakiegoś budynku, ręce przyciska nad moją głową, a ja swoje zarzucam na jego kark. Całuje mnie mocniej i dużo głębiej niż zazwyczaj, a mnie wydaje się to conajmniej niestosowne, ale co poradzę, że mam do niego słabość?
Kiedy się ode mnie odrywa głośno oddycham, patrzę na twarz chłopaka, ma lekko rozchylone usta i patrzy na mnie, niemal niepewnie.
Łapię na chwilę jego wzrok, ale zaraz, odwracam głowę na bok, nie mogąc dłużej patrzeć w jego oczy.

- Nienawidzę cię kiedy tak robisz... - mówię cicho, ale równocześnie wystarczająco głośno, żeby mnie usłyszał.

Wiem co zaraz powie: "W takim razie, dlaczego się nie sprzeciwiasz".
Jednak ku mojemu zdziwieniu, mówi kompletnie co innego:

- Przepraszam... - urywa, tylko po to, żeby zaraz kontynuować - Lubię cię... całować.

Wiem.

- Ale to... Nie powinno się dziać - mówię słabo. - Prawie jesteśmy rodzeństwem i...

- Tylko przybranym, nie łamiemy prawa - przerywa mi.

- Wiem, ale... Czuję się z tym nieswojo.

Wzrusza ramionami.

- Tylko się całujemy.

Patrzę na niego udając niewzruszoną, jedno pytanie ciśnie mi się na język i mimo że, próbuję się potrzymać i tak opuszcza ono moje usta.

- A to coś dla ciebie znaczy?

- Co?

- Pocałunki - niemal szepczę, ale jest tak blisko, że bez trudno mnie rozumie. - Czy one coś dla ciebie znaczą?

Wypuszcza wolno powietrze przez swoje usta, a później uśmiecha się, niemal leniwie. Mimo, że nie czekam długo na odpowiedź, zaczynam się niecierpliwić, dopiero kiedy jego słowa wylatują przez wargi, czuję się spokojnie, ale równocześnie przechodzi mnie dreszcz.

- Oczywiście, że znaczą.

(Prawie) idealna para Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz