- Przyznaj, że ci się podoba!
- Nie podoba mi się - westchnęłam. - Colleen, daj spokój.
Wpatrywałam się w ekran monitora, na moim laptopie. Dziewczyna, po drugiej stronie, to moja przyjaciółka, która niestety jest daleko ode mnie. Kiedy wyjechałam, obiecałyśmy sobie, że będziemy spotykać się raz na kilka miesięcy.
- Jak to?
Wydęła usta, a ja powoli zaczynałam żałować, że wspomniałam jej o Remy.
- Nawet go nie znam. Owszem nie jest brzydki, ale... - zawiesiłam głos. - Jest wredny.
- Mówiłaś, że go nie znasz - przypomniała. - Podliż się mu - westchnęła rozmarzona. - Boże gdybyś miała chłopaka!
Przewróciłam oczami, mówi jakbym siedziała tylko w domu. No może to właśnie robię, ale...
- Przecież się umawiałam - zareagowałam. - I nie udawaj, że nie pamiętasz.
Teraz ona wywróciła oczami. Oczywiście, że pamiętała. Chodziliśmy nawet na podwójne randki, kiedy czas na to pozwalał. Było naprawdę fajnie.
- Jest starszy prawda? Jak go nie chcesz to go sobie zaklepię - zaśmiała się, a ja razem z nią.
A co jeśli ma dziewczynę? Nie zachowuje się tak, ale właściwie mało o nim wiem. Nie znamy się prawie wcale. Wątpię, że potrafiłabym rozpoznać jego głos, był zwyczajny, normalny.
- Niedługo będzie moim bratem - skrzywiłam się. - Błagam nie rozmawiajmy już o tym. Ciągle czuję, że on słyszy wszystko.
- Dobra - powiedziała - a jak z Liamem? Przestał być dupkiem?
Uśmiechałam się, kiedy usłyszałam to pytanie. Odpowiedziałam Colleen o naszej rozmowie "pojednania", o tym, że znaleźliśmy wspólny język.
Mówiłam jej, że partner mojej mamy obiecał, przestać zachowywać się jak wariat. Cóż, uwierzyłam mu, bo dał warunek. Je będę traktowała go z szacunkiem, on mnie też. To wcale nie znaczy, że muszę go polubić; będę po prostu go znosić - tak jak robiłam to teraz, tylko w milszy sposób.- To cudownie - skomentowała. - Twoja mama jest świetna, więc musisz zaznać trochę goryczy.
Mrugnęła do mnie, a jej usta rozciągnęły się w uśmiechu ukazując białe zęby. Naturalnie tyle się nie uśmiecha, uwielbia się złościć, a przynajmniej takie odnosiłam wrażenie. Jednak teraz, kiedy rzadziej się widzimy, uśmiecha się ciągle na widok mojej twarzy, z resztą to działa w obie strony. Rozmawiałyśmy jeszcze przez chwilę, dopóki Colleen nie spojrzała na swój zegarek, na nadgarstku.
- Wiesz co? Powinnam już kończyć - stwierdziła. - Umówiłam się z Zoe na zakupy...
- Z Mleczną Zoe? - przerwałam jej.
Ta dziewczyna zawsze miała zapach mleka. To było niepokojące, a my z moją przyjaciółką uwielbiałyśmy wymyślać każdemu przydomki. Jej akurat trafiło się bardzo trafne, dokładniejsze nie mogłoby być.
- Taa... - mruknęła. - Wiem, że jej nie lubisz, ale jest naprawę okej i...
- W porządku - znów jej przerwałam. - Pozdrów ją.
Moja rozmówczyni wyraźnie zaskoczyła się moimi słowami. Wydaje mi się, że pozytywnie. Na jej twarzy znów pojawił się uśmiech, któremu udało się na chwilę uciec, a w oczach rozświetliły się światełka, wyglądające jak diamenciki, które nawet przez kamerkę, były widoczne.
- Trzymaj się, pa!
Pożegnałyśmy się, a ja zaraz po tym zamknęłam laptopa. Pomyślałam, że mogę przez trochę poczytać, ale zanim zdążyłam otworzyć książkę usłyszałam pukanie do drzwi.
Za wcześnie na mamę.
To musi być Liam, nasza umowa obejmuje również pukanie. Czy to nie stało się za piękne?- Cześć - mówi jakbyśmy się dzisiaj jeszcze nie widzieli. - Remy jest najprawdopodobniej u Caluma, a nie odbiera telefonu. Możesz zawieźć mu te papiery? - wskazuje na plik kartek w swojej dłoni. - Obiecał, że dostarczy je w jedno miejsce, ja nie mam czasu tego zrobić, a on jest upoważniony...
Co? Mam zanieść jakieś dokumenty do syna partnera, mojej mamy, który jest u swojego kumpla. A ja kompletnie nie wiem gdzie to jest.
- Powal... - urywam i odchrząkuje. - Nie mam prawa jazdy.
- To niedaleko - mówi zwyczajnie. - możesz pojechać rowerem, albo się przejść. Musi dostarczyć te dokumenty dzisiaj, ja wracam pracować. Zrobisz to dla mnie?
Wzdycham, mam ochotę odmówić, ale dopiero co podaliśmy sobie gałązkę oliwną i nie mogę tego, tak po prostu, za przepościć. Pójdę pieszo, wszystko tylko nie cholerny rower.
- Jaki adres?
Po dłuższym spacerze niż się spodziewałam, chyba docieram do lokalizacji, której powinnam. Dopiero teraz zaczynam się zastanawiać czy na pewno się nie pomyliłam, a co jeśli Remy wcale nie jest u Caluma?
Zdezorientowana wyciągam telefon i wybieram numer Liama. Na całe szczęście mama jakiś czas temu oparła się, że powinnam go mieć. Ona nie zawsze może odebrać, a gdybym potrzebowała pomocy, mogę zadzwonić do niego - jej słowa, nie moje.
Mężczyzna podaje swoje nazwisko, a później rzuca: "słucham". Jestem pewna, że robi tak ze wszystkimi, z tego co zdążyłam zaobserwować nigdy nie sprawdza kto dzwoni.
- To ja - sapię. - Czy ten dom jest biały?
Niemal widzę krótkie zaskoczenie, przewijające się przez twarz przyszłego męża mamy. Niemal, przecież nie jestem wstanie ujrzeć, w tym momencie, wyrazu jego twarzy.
- Daisy, tu większość domów jest biała. Taka dzielnica i taki kraj.
Kurde.
- A co jeśli wcale go nie ma u Caluma?
- Nawet jeśli - wzdycha. - Uwierz mi, chociaż raz. Jego przyjaciel jest bardzo miły i na pewno cię nie pogoni patelnią.
Patelnią? Czy to jakieś nawiązanie do narzędzia, które trzymam w swoim pokoju? A właściwie, on nie może o tym wiedzieć. Wątpię, żeby Remy cokolwiek, chciał mu powiedzieć. Chociaż może zrobił to specjalnie? Nie mogę go rozgryźć i pewnie przez długi czas tak pozostanie. Chociaż z drugiej strony, jestem całkiem dobra w zaglądaniu ludziom do dusz. Tak przynajmniej zawsze myślałam.
- Eee... No dobra, to pa - mówię niezbyt pewnie.
Kiedy przechodzę przez otwartą bramę, zauważam samochód. Właściwie trudno go nie zauważyć. Wydaje mi się, że należy do Remy. Szczerze mówiąc, ulżyło mi, teraz mam prawie pewność, że go tutaj zostanę. Naciskam dwa razy dzwonek do drzwi i czekam, aż ktoś mi otworzy. Kiedy mam już odejść, bo myślę, że usłyszała mnie tylko cisza, ktoś z szarpnięciem uchyla wejściowe drzwi. I tym kimś jest Remy, wszystko by grało, gdyby nie to, że trzyma dziecko na ramionach. Calum ma syna?
- Daisy? - jest zaskoczony. - Co ty tu robisz?
- Ja... Twój tato, kazał mi to przynieść.
Wyciągam ze swojej torebki plik kartek i podaję mu wszystko, wolną rękę. On jednak, zanim je ode mnie odbierze, odstawia chłopca na ziemię. Później się prostuje i chwyta papiery ze zmarszczonymi brwiami.
- Co to?
- Liam, mi nie mówił. Powiedział tylko, że obiecałeś gdzieś to zanieść.
- A ty nie możesz?
- Jesteś upoważniony - wyjaśniam.
Chłopak wzdycha i przepuszcza mnie w drzwiach, co mnie dziwi, bo myślałam, że rozkaże wrócić mi z powrotem do domu.
![](https://img.wattpad.com/cover/114706125-288-k80595.jpg)
CZYTASZ
(Prawie) idealna para
Novela JuvenilTo jest za dobre, żeby mogło być legalne. Różnica wieku? Relacja nauczyciel - uczennica? Przybrane rodzeństwo? Czy jest coś co nas nie dotyczy? On słucha rocka, a ja popu. On pije kawę, ja jej nie znoszę. On kocha noc, a ja boję się ciemności...