Czasami nie zastanawiamy się nad tym co robimy, lub odwrotnie - myślimy za dużo, ale co tak na prawdę jest lepsze? Kompletne analizowanie każdego szczegółu, czy podejmowanie nierozsądnych i nie przemyślanych decyzji.
- Co, to dla ciebie znaczy? - dziewczyna pyta mnie niepewna.
Patrzę w jej duże niebieskie oczy i uśmiecham się bardzo delikatnie, odpowiadając:
- Nie chcę, żebyś myślała, że całuję cię tylko dlatego, że lubię to robić. Znaczy, to też jest duży powód, ale jest też wiele innych.
Daisy oblewa się krwistym i bardzo widocznym rumieńcem.
- To znaczy?
Uśmiecham się tajemniczo, ale nie odpowiadam. Dziewczyna robi naburmuszoną minę, a ja stwierdzam tylko, że i tak wiele jej już powiedziałem.
Łapię ją, za jej mała dłoń i odwracam nas w stronę drogi powrotnej.
- Wracajmy.
Dziewczyna kiwa głową i mocniej łapie mnie za rękę. Chociaż z jej siłą i tak jest to lekko, mam wrażenie, że ostatnio Nick, złapał mnie mocniej. Dziecko silniejsze od szesnastolatki, kto by pomyślał.
Podczas dalszej drogi powrotnej nie odzywamy się za dużo, ale w końcu nachodzi mnie jedna myśl i odzywam się:
- Jezu, nigdy nie sądziłem, że mógłbym związać się z dzieckiem.
Dziewczyna patrzy na mnie urażona i wyszarpuje mi swoją rękę. Chyba ją zraniłem.
- Nie jestem dzieckiem! - krzyczy na mnie, a ja się roześmiełam.
- Cokolwiek, Daisy.
Wydaje się obrażona, ale wiem, że zaraz jej przejdzie, jak zawsze.
- Chwila... - mówiłem? - Powiedziałeś związać się?
- Tak powiedziałem?
- Właśnie tak! - wykrzykuje, kiwając głową.
- To pewnie o to mi chodziło - stwierdzam.
Rozszerza oczy, a ja niemal znów prycham śmiechem. Po Raz kolejny widzę jej rumieńce, wiem, że chce mnie o coś zapytać, ale mimo to nie odzywa się. Znów maszerujemy w ciszy, kiedy dochodzimy do naszego domu, Daisy zatrzymuje mnie na chwilę przy bramie i spogląda mi zawstydzona w oczy. W końcu zbiera się na odwagę i pyta mnie bardzo cicho:
- To co z tym zrobimy?
Wzdycham.
- Nie wiem - przyznaję, chociaż tego nie lubię. - Ty jesteś jeszcze dzieckiem... - gromi mnie spojrzeniem.
- A ty za to jesteś stary - fuka. - I gruby - dodaje.
- To są mięśnie - wybucham głośnym śmiechem.
- Co? Pewnie lecisz na sterydach...
To nawet urocze, jak ze wszystkich sił próbuje mi dowalić. Na razie nie bardzo jej to wychodzi, bo zamiast być wkurzony, jestem coraz mocniej rozbawiony, całą tą sytuacją.
- Powiedz mi czego mam oczekiwać!
Tupie w miejscu jak mała dziewczynka, której właśnie uciekł balon.
- Chcesz ze mną być czy nie? Nie mamy całego życia na tę decyzję, Remyyy.
Jej wstyd ją chyba opuścił. Czułem, jakbym się targował. Jestem egoistą, bo mimo, że wiem, iż ten związek z góry jest skazany na porażkę, chcę w to brnąć.
Łapię ją, jedną ręką za tył głowy i mocno, przysuwam do siebie. Przez jej twarz w ułamek sekundy przedziera się zaskoczenie. Zamykam nasze usta w pocałunku. Uśmiecham się podczas gdy ona przegryza moją wargę. Trudno mi uwierzyć, w to, że ma tyle lat ile ma.
Odrywam się od niej, jak zwykle głośno dyszy i patrzy na mnie zamglonym wzrokiem.- Gdybym nie chciał, robiłbym tak?
Daisy, przegryza swoją wargę i odgarnia swoje jasne włosy.
- Czyli my...
- Potrzebujesz tak oficjalnie? - pytam sarkastycznie.
Kiedy kiwa ochoczo głową, zastanawiam się dlaczego właściwie się w to pakuję. Dziewczyn A nie robi przecież nic innego, jak wkurzanie mnie, a przyznam, że to jest nieco uzależniające. Boże broń, żebym był masochistą.
Klękam na kolano, cudem powstrzymując śmiech. Chwytam jakiś kamień i unoszę go w górę.
- Daisy Marshall czy chcesz być moją dziewczyną?
Na pewno dziewczyna widzi drgający kącik moich ust, ale tego nie komentuje, widzę, że sama jest nieco rozbawiona, moim zachowaniem.
Odbiera ode mnie kamień i przyciska go do swojej piersi.
- Z największą przyjemnością, Remy Witson.
- Watson - poprawiam ją, już nie kontrolując śmiechu.
Zatyka wolną dłonią usta, a następnie duka przeprosiny. To nawet zabawne. Biorę ją w ramiona nadal trzęsąc się ze śmiechu. Jesteśmy już razem, więc mogę, wziąć ją w ramiona. Choćbym jutro żałował związania się z nią, dzisiaj czuję się dobrze. Pierwszy raz od dawna nie zastanawiam się jak po tym będziemy się czuć. Kiedy zerwiemy.
Bo przecież to nieuniknione.
- Zachowam ten kamień i jak ze mną zerwiesz to cię nim uderzę.
Po raz kolejny wybucham śmiechem i kręcę głową.
- Liam się zdziwi - odzywa się. - Wyszłam sama, a wracam z chłopakiem. W dodatku z jego synem - przerywa na chwilę, a później ożywia się i wyrywa się z mojego uścisku. - O Boże! Jak oni zareaguję?!
Śmieję się, ostatnio robię to zadziwiająco często. Jej panika jest zarazem urocza i na tyle głupia, że aż rozbawia. Posyła mi zabójcze spojrzenie, wzdycha i postanawiam ją uspokoić.
- Twoja mama, pewnie zacznie wyprawiać nam wesele - stwierdzam. - Mój ojciec, co najwyżej, się zdziwi, to wszystko.
Zgadza się w kwestii z Emmą, gorzej jej idzie z moim tatą. Nie potrafi zrozumieć, że serio, gówno go to będzie obchodziło.
- To szalone - mówi, kiedy otwieram drzwi do domu.
- Co jest szalone?
- No, że... - zaczyna. - Ja wkurzam ciebie, a ty mnie, a mimo to... No wiesz.
Bardzo rozwinięta wypowiedź, nie powiem. Na pewno, każdy z nas rozumie o co jej do cholery chodzi.
Zanim zdążę odpowiedzieć, do przedpokoju (gdzie prowadziliśmy naszą rozmowę) wpada Liam.- O Remy, potrzebuję twojej pomocy - odzywa się, kiedy mnie widzi. - Mam papiery do sprawdzenia, a sam nie dam ze wszystkim rady. Przyjdź do gabinetu - wydawanie poleceń, przychodzi mu zadziwiająco gładko. - O Daisy, jak spacer? - pyta, ale nie czeka na odpowiedź, bo zaraz znika.
Dziewczyna marszczy brwi i spogląda na mnie zaskoczona i lekko urażona.
- Miałeś rację... - mamrocze. - Nawet nie zauważył naszych załączonych dłoni.
Wydaje się być rozczarowana. Przyznam, że kompletnie jej nie rozumiem i trudno mi pojąć o co jej tak właściwie chodzi. Przed chwilą panikowała, a kiedy okazało się, że mój ojciec nawet tego nie zauważył, jest smutna.
- No widzisz - mówię i całuję ją w czubek głowy. - W końcu mogę cię całować, kiedy chcę - mówię jej na ucho.
Niemal czuję jak się rumieni. Odsuwam się od niej i widzę, że miałem rację - jest cała czerwona. Daisy łapie moje spojrzenie i zaraz zamyka swoje oczy i czeka na pocałunek, który nie następuje. Z cieniem uśmiechu na ustach, zostawiam ją zdezorientowaną. Trudno jest mi, powstrzymać się przed dotknięciem jej warg, ale dla tej miny, warto było.
- Dupek! - krzyczy za mną, a ja po raz setny, głośno się śmieję.
I co zaskoczeni? Remy wcale jej nie olał :)) Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Buziaki!
CZYTASZ
(Prawie) idealna para
Teen FictionTo jest za dobre, żeby mogło być legalne. Różnica wieku? Relacja nauczyciel - uczennica? Przybrane rodzeństwo? Czy jest coś co nas nie dotyczy? On słucha rocka, a ja popu. On pije kawę, ja jej nie znoszę. On kocha noc, a ja boję się ciemności...