Powinnam dopracować ten plan, ale nie miałam na to ani czasu, ani odpowiednich warunków. Wymyśliłam go dość szybko i spontanicznie, bez większego zastanowienia, dlatego moje obawy rosły coraz bardziej. Im bliżej do wcielenia w życie szalonego pomysłu, tym większa paranoja i lęk przed druzgocącą porażką. Nie chciałam nikogo zawieść, wiem, że powinnam odnaleźć streferów i dotrzeć do bezpiecznej przystani razem z nimi albo wcale. Niestety właśnie tutaj pojawiał się kolejny problem. Chłopaki oddzielili się od nich, żeby uwolnić mnie z rąk porywaczy, a do bezpiecznej przystani miała doprowadzić nas Brenda. Według ich wcześniejszych ustaleń powinna zaopiekować się resztą grupy i przyprowadzić ich do kanionu na spotkanie z nami. Zawarty między nami układ, uległ gwałtownej zmianie, bo jej intencje nie były szczere. Oszukała nas, wykorzystała w tym celu naszą nieznajomość terenu i obecnej sytuacji na świecie. Nie musiała się nawet zbytnio fatygować, przecież mamy ogromne luki w pamięci, więc z łatwością mogła, pocisnąć nam wszystko. Uważam, że postąpiła niewłaściwie, jeśli w ogóle można nazwać jej postępowanie w tak łagodny sposób. Niestety nie tylko Brenda była winna, my też popełniliśmy ogromny błąd, biorąc jej obietnice na poważnie.
- Nie zgadzam się... Czemu akurat ja?- oburzył się Thomas, kręcąc głową z dezaprobatą- Ktoś inny powinien się tym zająć, bo ja nie zamierzam się zbłaźnić.- jęknął z niezadowoleniem, ale zignorowałam to, mając świadomość, że nie powinnam zmieniać szczegółów dotyczących wymyślonego planu, bo inaczej wszystko w łeb strzeli. Przyznam szczerze, że udawanie nieprzytomnego to niezbyt dobry pomysł, ale koniec końców powinien się na to zgodzić, bo nikt nie wpadł na lepszy pomysł.
- Chciałam tylko przypomnieć, że goni nas czas.- starałam się zachować względny spokój, choć myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok, jeśli nie przekonam go czym prędzej.- Zanim zdążysz zaprotestować... Pozwól, że wyjaśnię Ci, dlaczego padło na Ciebie, a nie na kogoś innego.- uniosłam rękę w uciszającym geście. Próbowałam go powstrzymać od zbędnych komentarzy, zanim będzie za późno.- Po pierwsze, Newt ze względu na swoją nogę, potrzebuje trochę więcej czasu na ucieczkę, myślę, że nie ulega to wątpliwości. Po drugie, Minho ma najlepszy refleks z całej naszej czwórki, więc przyda się gdy trzeba będzie ogłuszyć strażników.- wyjaśniłam mu wszystko i miałam nadzieję, że zrozumie albo chociaż spróbuję zrozumieć mój tok myślenia.
- Niezbyt mi się to podoba, ale chyba nie mam innego wyjścia.- odpowiedział ze skwaszoną miną. Niezbyt zadowolony z podjętej przeze mnie decyzji.- Nie możemy po prostu...
- Błagam cię Thomas.- w jego wypowiedź wtrącił się Minho, ewidentnie znużony próbami dokonania zmian, na które tak bardzo nalegał szatyn.- Nie mamy na to czasu, rozumiesz? Musimy działać w miarę szybko, więc choć raz nie komplikuj sytuacji... Jasne?- nie zabrzmiało to, jakby próbował mnie bronić, mimo to przez ułamek sekundy poczułam jego wsparcie, którego nie powinnam oczekiwać. Skoro wpadłam na tak idiotyczny pomysł, to sama powinnam wziąć za niego odpowiedzialność w przypadku niepowodzenia. Istnieją tylko dwa możliwe rozwiązania, mogę trafić sobie w kolano i pogorszyć naszą sytuację albo wydostać nas z opresji. Co prawda opcji jest nie wiele, ale wolę wierzyć, że wszystko skończy się pomyślnie, zgodnie z ustaleniami. Przecież cuda się zdarzają prawda? Rzadko, ale to nie znaczy, że nie występują. Nie chcę przyznawać tego nawet przed samą sobą, ale tym razem żywię głęboką nadzieję, że stanie się pieprzony cud i wydostaniemy się na zewnątrz bez poważniejszych obrażeń.
Czasami próbuję odnaleźć odpowiedź na jedno bardzo oczywiste pytanie. Jak nudne byłoby moje życie bez wzlotów i upadków? Obawiam się, że bez tych ostatnich całkowicie nudne i nieciekawe. Przywykłam do niepowodzenia, które towarzyszy mi odkąd tylko sięgam pamięcią. Wspomnień mam stosunkowo niewiele, więc nic więc dziwnego, że dokładnie pamiętam każdą porażkę. Wielokrotnie dostałam od losu po tyłku, na co nie raz narzekałam. Czasem bardzo ciężko pogodzić się z porażką, choć z każdej można wyciągnąć cenną radę. Mogłoby się wydawać, że kryzysy są zupełnie niepotrzebne, bo nie wnoszą do naszego życia nic wartościowego. Człowiek jedynie cierpi i bije się prosto w pierś na samą myśl o własnej głupocie. Nic bardziej mylnego! Zgodzę się z twierdzeniem, że każda nieudana próba potrafi dać w kości i dużo lepiej uczyć się na cudzych błędach. Ja jednak wolę wyciągać wnioski z własnych, bo właśnie dzięki nim uczę się dziesięć razy szybciej.
CZYTASZ
She's the last one ever
FanfictionONA była zarówno, pierwsza jak i ostatnia. Nie było, żadnych złudzeń. Pojawiła się nagle i bez zapowiedzi, tym samym zaburzając porządek w całej strefie. Jak to w ogóle możliwe, że wśród grupki streferów, znalazła się dziewczyna? Przecież trafiali...