Kuchnia była niewielkim budynkiem skleconym z desek i długich badyli. Jej dach wykonany był z siana i długich gałęzi. Cały budynek wyglądał, tak jakby zaraz miał, runąć zawalając się z wielkim hukiem. Może i na zewnątrz wyglądał mizernie, ale jak to się mówi, nie oceniaj, książki po okładce sama nawet nie wiem, skąd znam to powiedzenie, ale czy nie ważniejsze jest to, że po prostu je pamiętam?, porzuciłam, myśli o tym przekraczając, próg budynku. Po wejściu do środka do moich nozdrzy dostały się zapachy przypraw i różnorodnych potraw. Przyznam się, że byłam, mile zaskoczona tym, co zobaczyłam w środku. Mimo iż na zewnątrz kuchnia nie wyglądała najlepiej. Była czysta i zadbana tak jakby jej właściciel cenił, sobie ład i porządek a z pewnością tak było. W rogu stał duży drewniany blat, który jak mi się zdawało, służył, do serwowania posiłków tuż za nim znajdowały się dwie lekko pordzewiałe lodówki a na lewo od nich stal lichy regal od góry do dołu wypełniony równiutko poukładanymi słoikami. Słoiki wypełnione były różnymi substancjami sypkimi, jak i również płynnymi. Natomiast z sufitu zwisały suszone grzyby, zioła, warzywa wypełniając całe pomieszczenie swoją aromatyczną wonią. Przed blatem do podawania posiłków znajdował się kilka stołów piknikowych tak na moje oko sześć. W budynku przywitał nas wychodzący zza zaplecza ciemnoskóry dobrze zbudowany chłopak. Wyglądał na około dziewiętnaście lat. Ubrany był w fartuszek w zielone groszki i białą czapkę kucharską. Nie powiem, trochę śmiesznie się prezentował w tym fartuchu. Jednak ta czapka wprost idealnie kontrastowała z jego ciemną karnacją.
-Witam, ślicznotko, w czym mogę służyć.-żachnął się, chłopak, opierając łokciami o ladę.
-Gdybyś był tak samo miły dla nas.-parsknął śmiechem Newt.- Po prostu daj nam coś do jedzenia...-wpatrywał się w niego błagalnym wzrokiem.
-Śniadanie było godzinę temu. -burknął pod nosem ciemnoskóry.
-Wiem, wiem, oprowadzałem, po strefie świeżą więc nie zdążyłem nic przekąsić.-wycedził, Newt czochrając swoją blond czuprynę. Zaraz, zaraz jak on mnie nazwał, świeża ja mu zaraz pokażę.
-Już się robi, ale żeby było to ostatni raz...a teraz piękna przyrządzę ci specjał al'a Patelniak.-wrzasnął, znikając nam z oczu. Za szklanymi drzwiami.
-Specjał à la Patelniak?-posłałam Newtowi pytające spojrzenie. A on tylko skinął, głową pokazując, mi gestem dłoni stolik przy ścianie tak jakby chciał, dać mi do zrozumienia, żebym usiadła tam razem z nim. Zajęliśmy, miejsce przy stoliku a po piętnastu minutach z kuchni wyłonił się, Patelniak z porcją cieplutkich naleśników i szklanką soku jabłkowego. Postawił przede mną tacę parujących naleśniczków polanych syropem klonowym z dodatkiem soczystych owoców.
-Smacznego.- wyszczerzył się, chłopak, widząc moją uradowaną minę.
-A gdzie moje śniadanie?-spytał, Newt przeszywając wzrokiem ciemnoskórego.
-Leży na blacie.-uśmiechnął się, chytrze odchodząc szybkim krokiem. Moje spojrzenie skierowało się na Newta wracającego od blatu kuchennego z nietęgą miną. Chwilę później ujrzałam talerz z kromką chleba i pomidorem lądujący tuż pod moim nosem oraz Newta z grymasem na twarzy siadającego ciężko przy stole.
-Dzięki, Patelniak postarałeś się. -krzyknął w stronę zamykających się drzwi od kuchni.
-Nie ma za co. -odpowiedział mu głos zza ściany. Utkwiłam wzrok na talerzu z jedzeniem. Wyglądało, przepysznie a pachniało tak samo. Wzięłam, do ręki widelec odkroiłam, kawałek potrawy zamknęłam, oczy delektując się, jej smakiem była, pyszna taka delikatna taka soczysta, po prostu nie potrafię opisać jej wspaniałego smaku. Uchyliłam, lekko powieki moim oczom ukazała się, twarz Newta tęsknie wpatrującego się w mój talerz. Zrobiło, mi się go żal, biedaczek Patelniak dał, mu tylko pomidora i suchy chleb a ja dostałam dużą porcję naleśników. Po chwili do głowy wpadł mi pewien pomysł.
-Zamknij oczy.-zwróciłam się do blondyna.-Zaufaj, mi przecież cię nie ugryzę.-Posłałam mu promienny uśmiech. Chłopak niechętnie zamknął, oczy mamrocząc, coś pod nosem. Następnie przeczesał dłonią swoją gęstą czuprynę.
-Nie mam, pojęcia co ty kombinujesz, ale niepodo...-nie dałam, mu dokończyć wpychając do ust kawałek naleśnika. Zaśmiałam się, widząc, jak wzdycha i delektuje się smakiem posiłku.
-Dziękuję.- odpowiedział, lekko się rumieniąc. Następnie porwał truskawkę z talerza i rzucił, nią we mnie szczerząc, się przy tym, jak szalony.
-Ej! A to za co?!- zaśmiałam się, oddając, kawałkiem banana.
-To za to, że próbowałaś zabić mnie w pudle. -zaśmiał się, rzucając, czymś po raz kolejny.
-To nie tak jak myślisz...-wyszczerzyłam się, pokazując mu język.
-Jak ja cię zaraz złapię!-zaczął gwałtownie podnosić się z krzesła. Już miał mnie złapać, gdy nagle poderwałam się, z miejsca rzucając w niego kawałkiem śniadania. Nasza bitwa na jedzenie trwała w najlepsze. Biegaliśmy, po całej kuchni chichocząc coraz głośniej. Jedzenie latało, po całym pomieszczeniu rozbryzgując się po ścianach. Krótko, mówiąc, czysty armagedon właśnie sięgałam, po kawałek naleśnika.
CZYTASZ
She's the last one ever
FanfictionONA była zarówno, pierwsza jak i ostatnia. Nie było, żadnych złudzeń. Pojawiła się nagle i bez zapowiedzi, tym samym zaburzając porządek w całej strefie. Jak to w ogóle możliwe, że wśród grupki streferów, znalazła się dziewczyna? Przecież trafiali...