-Idioci!-krzyczę na cały głos nie potrafiąc opanować emocji.Mam ich serdecznie dosyć,szanuję ich wszystkie decyzje jednak teraz wyprowadzili mnie z równowagi.Rzucam wszystkim wyzywające spojrzenie i kieruję się w stronę drzwi.Czuję wściekłość buzującą w moim organizmie.Chwytam za klamkę.Przeszywa mnie dreszcz kiedy czuję ciepłą dłoń zaciskającą się na mojej.Moja skóra drży pod wpływem dotyku.
-Słuchaj to wszystko dla naszego dob...-urywa w połowie zdania czując szarpnięcie z mojej strony,wyrywam dłoń z uścisku szatyna.Mam ochotę wykrzyczeń mu prosto w twarz że go nienawidzę i mam tego dość.Jednak pozostawiam to bez słowa zamykając mu drzwi przed nosem.Gniew zastępuje bezsilność czuję się zbyt słaba na kłótnie.Wbiegam na schody moje kroki dudnią głucho na drewnianych stopniach.Przeskakuję wybrakowany szczebel.Schodzę na dół i otwieram z rozmachem drzwi fala gorąca bucha prosto w moją twarz.Rano nie było jeszcze tak ciepło.Rozglądam się po strefie w poszukiwaniu przyjaciela.Czuję się jak myśliwy na polowaniu czyhający na zwierzynę.Dzień jak co dzień.Wszyscy ciężko pracują na swoich stanowiskach.Ptaki ćwierkają,gałęzie szumią w oddali poruszane przez ciepły i suchy wiatr.Spokojnie kawałek po kawałku obserwuję okolicę.Nic nie może umknąć mojej uwadze.Jak to zawsze mawiał Minho,rysując mapę musisz zwracać uwagę na każdy najmniejszy szczegół.Zamykam na chwilę oczy i staram się myśleć jak Newt.Gdzie on by poszedł.Myśl.Rozkazuję sobie.Wiśnia nasze drzewo.Rzucam się biegiem w stronę lasku.Cała zadyszana kieruję się w wyznaczone sobie miejsce.Przyspieszam kroku.Na horyzoncie dostrzegam jasno różowe drzewo wiśni jedyne pośród zielonych.Zza trawy wyłania się sylwetka osoby siedzącej pod drzewem.Postać siedzi do mnie tyłem.Uśmiecham się sama do siebie na widok blondyna.Nie,zaraz to nie jest Newt.To Chuck,mój entuzjazm gaśnie tak szybko jak się pojawił.Spowalniam się do marszu idę w stronę chłopca.Siedzi do mnie tyłem cień jaki drzewo rzuca na jego kędzierzawą głowę sprawia że włosy wydają się wręcz czarne a nie brązowe jak w świetle dnia.Pewnie znowu zwiał żeby nie musieć sprzątać kibli śmieję się cicho pod nosem i jednocześnie cieszę że nie tylko ja ignoruję dzień pracy.Alby jest dzisiaj zajęty nawet nie zauważy że zniknęłam na parę godzin.Zawsze wysyła Newta na inspekcje żeby sprawdził czy wszyscy wykonują jego polecenia.Teraz nikt nie będzie sprawdzał co robimy wątpię żeby blondyn pod wpływem silnych emocji zastanawiał się nad tym co ma robić.Czasem mu współczuję codziennie pracuje na zielinie i jednocześnie dogląda pracę innych.Praktycznie codziennie widzę go ledwo przytomnego na kolacji.Zazwyczaj wygląd tak jakby miał zasnąć na siedząco.Podchodzę do chłopca i kładę dłoń na jego ramieniu.Czuję jak dreszcz wstrząsa jego ciałem.Wszystkie jego mięśnie spinają się.Obraca się powoli w moją stronę i z ulgą wypuszcza powietrze z ust.
-To ty.-uśmiecha się pod nosem.-Przestraszyłaś mnie już myślałem że to Gally.-dodaje rozglądając się nerwowo.
-Gdyby to był Gally już dawno przywalił by ci w twarz ewentualnie powiesił na gałęzi. - odpowiadam pewnym głosem.
-Z pewnością. - odpowiada uśmiechając się mimowolnie.
-Dobra,a teraz gadaj co nabroiłeś?-patrzę podejrzliwie na chłopca.Kąciki jego ust podnoszą się lekko do góry.Co daje mi jednoznaczną odpowiedź na zadane przez mnie pytanie.Ciekawe co nawywijał tym razem.Tydzień temu zabrał Winstonowi ciuchy kiedy brał prysznic biedaczek musiał paradować przez pół strefy w ręczniku.
-Wylałem na Gallyego wiadro wody brudnej od mycia podłogi.wzrusza obojętnie ramionami.
-Żartujesz?!-uderzam się otwartą dłonią w twarz.Niby powinnam się cieszyć od zawsze mam z Gallym na pieńku jednak zdrowy rozsądek podpowiada mi że będą z tego kłopoty.
-Masz przekichane.-rzucam szybko zajmując miejsce obok chłopca nawet na siedząco jest trochę wyższy ode mnie.
-Co z tego należało mu się. - prycha. - Nie lubię go dodaj bez zastanowienia.
CZYTASZ
She's the last one ever
FanfictionONA była zarówno, pierwsza jak i ostatnia. Nie było, żadnych złudzeń. Pojawiła się nagle i bez zapowiedzi, tym samym zaburzając porządek w całej strefie. Jak to w ogóle możliwe, że wśród grupki streferów, znalazła się dziewczyna? Przecież trafiali...