Po zjedzeniu kolacji Newt odprowadził mnie na mój hamak.Pożegnałam się z nim i nareszcie mogłam odpocząć po męczącym dniu rzuciłam się z impetem na hamak wtulając twarz w poduszkę okryłam się szczelnie kocem.Odpłynęłam w ramiona Morfeusza kołysana cykaniem świerszczy.Obudziłam się rano otworzyłam oczy,musiał być dość wcześnie tak na oko chwilę po piątej bo żaden ze streferów nie szykował się jeszcze na śniadanie.Postanowiłam że jeszcze chwilę pośpię co niezbyt dobrze mi wyszło w rezultacie czego przewracałam się z boku na bok nie mogąc zmrużyć oka.Doszłam w końcu do wniosku że już nie zasnę usiadłam na hamaku rozpuściłam warkocz i przeczesałam dłonią włosy sięgające mi do bioder i związałam je w dwa warkocze.Wczoraj jeden warkocz dzisiaj dwa po prostu szalejesz.Wstałam delikatnie z "łóżka" starając się nie obudzić śpiących założyłam trampki i poszłam przejść się po strefie.Słońce przyjemnie grzało a ciepły wiatr tańczył mi po twarzy, z uwagi na dość wczesną porę nikt prócz Patelniaka jeszcze nie wstał,więc postanowiłam go odwiedzić w sumie dawno z nim nie rozmawiałam,kierowałam się w stronę kuchni podśpiewując pod nosem piosenkę nie mam pojęci skąd ją znam ale po prostu ją pamiętam.Rozglądałam się w około podziwiając piękno natury,kiedy moją uwagę przyciągnął Newt rozciągający się na dziedzińcu.Nawet mnie nie zauważył tak właściwie co on wyprawia,przecież pracę zaczynamy dopiero o siódmej trzydzieści a nie przypominam sobie żeby do przekopywania grządek lub zrywania upraw musiał być rozciągnięty,czy ja o czymś nie wiem może znudziła mu się praca na zieleninie więc postanowił zacząć pracę w cyrku,skierowałam się w zupełnie inne miejsce niż planowałam no cóż kobieta zmienną jest.No ale w końcu muszę znać odpowiedź na dręczące mnie pytania.Mknęłam bezszelestnie przez polanę usłaną kwiatami niczym jakaś nimfa nic dziwnego że Newt zaczął nazywać mnie rusałką,uśmiechnęłam się w duchu poruszałam się tak cicho że blondyn nawet mnie nie usłyszał i jak gdyby nigdy nic nadal wykonywał ćwiczenia podeszłam do niego bezszelestnie na palcach,uklękłam na ziemi i zakryłam mu oczy dłońmi w momencie w którym rozciągał się na siedząco wtuliłam się w jego plecy szepcząc mu do ucha.
-Dzień dobry Panie zapracowany-uśmiechnęłam się do niego a raczej do jego pleców.
-Dzień dobry Rusałko-odwzajemnił uśmiech wtulając twarz w moje włosy-co sprowadza cię tak wcześnie o Pani-zaczął chichotać.
-Sługo mój-próbowałam zachować powagę-czy zechciałbyś zjeść ze mną śniadanie?-powstrzymywałam się od śmiechu.
-Ja ci dam sługę-zaczął mnie łaskotać a ja jak głupia tarzałam się po ziemi ze śmiechu muszę coś wymyślić bo zaraz uduszę się ze śmiechu,pomyślałam próbując złapać powietrze.
-No dobrze już wystarczy per Newt-wydusiłam między śmiechem.
-Teraz lepiej-zachichotał podając mi rękę-A teraz już poważnie muszę ci coś powiedzieć uśmiech spełzł z jego twarzy.
-Coś się stał Newtie?-powiedziałam chwytając go za dłoń.
-Ja...,nie wiem jak mam ci to powiedzieć-zakłopotał się lekko.
-Normalnie, mów-uśmiechnęłam się zachęcająco.
-Pamiętasz jk wczoraj odprowadziłem cię do hamaka?-kiwnęłam głową potwierdzająco-wtedy Alby wezwał mnie do siebie i...-zawahał się przez chwilę-powiedział że mam wbiec z Minho do labiryntu- przełknął ślinę.
-Co!Jak to czemu mi nic nie powiedziałeś?!-zaczęłam krzyczeć
-Wiem że powinienem ci o tym powiedzieć ale...
-Ale co?!-przerwałam mu nie dając dokończyć wypowiedzi.
-Nie chciałem cię już martwić a po za tym wiedziałem że nie będziesz mnie chciaławpuścić do labiryntu-wyszeptał-dlatego ci o tym nie powiedziałem-spuścił wzrok na ziemię.
CZYTASZ
She's the last one ever
FanfictionONA była zarówno, pierwsza jak i ostatnia. Nie było, żadnych złudzeń. Pojawiła się nagle i bez zapowiedzi, tym samym zaburzając porządek w całej strefie. Jak to w ogóle możliwe, że wśród grupki streferów, znalazła się dziewczyna? Przecież trafiali...