= XI =

200 10 3
                                    

Gęsty pył unosi się w powietrzu, kiedy zderzam się z ziemią. Kaszlę kilka razy, czując na gardle nieprzyjemne drapanie. Podnoszę się na klęczki i spluwam na podłogę. Ohyda pełno pyłu, przecieram usta i wypluwam ostatnią zawartość, jaka się w nich znajduje w celu pozbycia się nieprzyjemnego posmaku.

- A myślałam, że nie pożyjesz zbyt długo księżniczko.- za moimi plecami rozlega się seria kaszlnięć, a następnie jasne światło padające z latarki uderza mnie prosto w twarz.- Nie mamy zbyt wiele czasu, więc lepiej się pośpiesz... Wiem, że pewnie przywykłaś do luksusów, ale... - zaciskam ręce w pięści, czując wzbierający we mnie gniew. Wściekłość otula, każdą komórkę mojego ciała, a jedyne co obecnie słyszę to krew pulsująca w moich żyłach. Mam dosyć traktowania jak popychadło, może i jest ode mnie trochę starsza, ale przeżyłam swoje i nie jestem tą samą mażącą się gówniarą. Wylałam już zbyt wiele łez i nie chcę do tego wracać.

- Przestaniesz wreszcie patrzeć na mnie z góry?!- warczę ze złością, a następnie popycham ją na najbliższą ścianę, czując nagły przypływ odwagi, spowodowany podwyższeniem adrenaliny we krwi.- Posłuchaj mnie uważnie, skarbie!- dociskam ją mocniej, aż latarka wypada jej z ręki i odbija się echem od kamienistego podłoża.

- Nie jestem byle małolatą, więc licz się ze słowami!- odbija się od kamiennej powierzchni, a z jej ust wydobywa się przeciągły jęk bólu, chyba trochę przesadziłam. Schylam się, odwracając do niej plecami i udaję, że właśnie sięgam po latarkę, choć tak naprawdę pragnę ukryć wahanie, które pojawiło się na mojej twarzy. Nie mogę pokazać jej, że ruszyło mnie to, w jaki sposób zachowałam się względem niej, ale z drugiej strony jestem skłonna uwierzyć, że kierowały mną pewne pobudki.

- Spokojnie dziewczyno, nie spinaj się tak.- wzdycha z ulgą, pocierając obolałą rękę.- Wiem, że jesteś zła, bo straciłaś kontakt z tym swoim blond lalusiem i jego przydupasami, ale spokojna twoja głowa. Jorge się nimi zajmie.- dodaję po dłuższej chwili namysłu, dokładnie dobierając każde słowo, jakby obawiał się mojej reakcji i niech tak będzie, nie dam sobą pomiatać, te czasy skończyły się już dawno temu, ale z jednym ma rację. Jestem wściekła i rozczarowana, bo po raz kolejny utraciłam osoby na, których mi zależało. Muszę ich odnaleźć, inaczej nici z zadania. Z drugiej strony dochodzę do wniosku, że rozpoczęcie współpracy z Jorge i jego ludźmi, było jedną z najlepszych decyzji, jaką tylko mogliśmy podjąć. Aktualnie potrzebują naszej pomocy do odnalezienia Prawej Ręki, więc Brenda nie ma innego wyjścia, niż doprowadzenie mnie do przyjaciół. Rolę właśnie się odwróciły, teraz my jesteśmy górą nie oni.

- Co teraz mózgu operacji?- pytam z lekkim przekąsem, doglądając rąk i nóg, gdyż wolę się upewnić czy nie doznałam, żadnych obrażeń spadając kilka metrów w dół.- Musimy odnaleźć Newta i resztę, bo inaczej nici z naszej wspólnej działalności, kapujesz?- odwracam się do niej twarzą, kierując smugę z latarki prosto na jej sylwetkę. Muszę być silna i zdecydowana, bo inaczej wykorzysta moją słabość i nie osiągniemy tego, na czym najbardziej nam zależy.

- Musimy odnaleźć Johna, on będzie wiedział gdzie, znajduje się Prawe Ramię.- chrząka, a ja rzucam do niej latarkę, dając tym samym do zrozumienia, że przystaję na jej propozycję. Co prawda nie znam tego gościa i nie wiem, jakie ma wobec nas zamiary, ale jedno jest pewne. Nie mam innego wyjścia. Czas ucieka nam przez palce, a my dostaliśmy zaledwie dwa tygodnie, więc pole manewru zmniejsza się do minimum.- A o swoich towarzyszy nie musisz się martwić. Jorge z pewnością prowadzi ich w tym samym kierunku.- łapie przedmiot i rusza prosto przed siebie, a mi zdecydowanie odpowiada taki przebieg akcji.

- A co z poparzeńcami?- zadaję pytanie, podążając za Brendą w jedynym kierunku, jaki możemy wybrać, bo z tego, co widzę, nie ma innej drogi, niż ta na wprost.- Nie czają się w ciemnościach? - obserwuję promień oświetlający wąski korytarz.

She's the last one everOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz