Siedziałem na korytarzu w klinice Plastrów,jak zwykle w małym i wąskim odcinku lecznicy panował półmrok.Niewielka lampa oświetlająca pomieszczenie nie dawała zbyt dobrego światła.W zasadzie to tak jak by jej w ogóle nie było.Wiązki światła padały wprost na Thomasa siedzącego przy jednej z drewnianych ścian.Cień odbijał się na podłodze.Od naszej kolejnej kłótni nie zamieniliśmy ani słowa z początku byłem na niego wściekły.Zawsze rozwiązywaliśmy problemy razem a teraz potraktował mnie jak nic nie wartą dla niego osobę.Czuję się z tym okropnie.Przecież nie chciałem zaszkodzić tylko pomóc,czasem podejmowanie pochopnych decyzji nie jest dobre i odbija się na nas.Tak własnie stało się w naszym przypadku.W ostatnich tygodniach wszystko się sypie.Pudło wyjechało za wcześnie,dziabnęło Albyego i Bena odkrycie tabliczek dreszczu na ścianach labiryntu.Ta przepaść i powracające wspomnienia Rusałki.Na początku czułem wielką złość a teraz jedyne co czuję to bezradność i przygnębienie.Jestem doszczętnie wyprany z jakiej kolwiek radości.Cholera nie tak powinno wyglądać nasze życie zamiast chodzić do szkoły,spotykać się z rówieśnikami,mieć kochającą rodzinę i ciepły dom.Martwić się o to czy nauczyciel zrobi niezapowiedzianą kartkówkę.Musimy codziennie walczyć o nasze życie.Zastanawiać się czy wstaniemy następnego dnia.Teraz mam jednak gorszy problem jeżeli Alby nie powróci do zdrowia to wtedy będę musiał zająć jego miejsce,wziąć na ramiona odpowiedzialność jaka ciążyła na jego ramionach od kąt został przywódcą.Do czasu aż nie wróci do pełnej sprawności.Ja naprawdę tego nie chcę nie nadaję się do tego,streferzy potrzebują silnego stanowczego lidera a nie kulejącego nieudacznika.Zrobię to tylko do czasu aż nie wróci do zdrowia i ani minutę dłużej.Wzdycham głośno z frustracją to wszystko mnie przerasta,przecieram dłońmi twarz.Od czterdziestu minut siedzimy na korytarzu.Pod gabinetem w którym Jeff i Clint badają czarnoskórego.Mam już dosyć tej bezczynności on tam walczy o życie a ja muszę tu siedzieć z założonymi rękami.I tak nic nie wskuram.Plastrowie ewidentnie zabronili wchodzenia do środka a mnie tutaj rozsadza nie wiem w co ręce włożyć.Chętnie przekopał bym cały ogródek i zrobił dziesięć kółek na około strefy.Albo wbiegł do tej sali i nawrzeszczał na nich że tak długo trzymają nas w niepewności.Nie wytrzymuję napięcia wstaję i zaczynam krążyć całą rozciągłością korytarza.Idę tam i z powrotem powolnym miarowym krokiem.Zaciskam zęby czując ból w lewej nodze.Zwalniam na chwilę i odczekuję aż nieprzyjemne kłucie ustanie.Ruszam w momencie w którym ból ustępuje.Zawracam już nawet nie wiem który raz może dziesiąty albo piętnasty?Wędruję wzrokiem na wszystkich przebywających ze mną.Minho i Thomas mordują mnie wzrokiem nie każdy by to dostrzegł jednak znam ich na tyle długo żeby to poznać.Dostrzegam jak Azjata zaciska zęby żeby nie rzucić niemiłego,opryskliwego komentarza.Zrezygnowany przewracam oczami i siadam na wcześniej zajmowanym miejscu.Podłoga skrzypi kiedy naciskam na nią cały ciałem i opieram się głową o drewnianą ścianę.Oglądam szaro-białe a raczej obdrapane i wyblakłe ściany.Resztki farby zostały gdzieniegdzie jednak kolor zmył się w wielu miejscu pozostawiając ubytki.Wystukuję rytm o drewno,gdybym tylko miał kartkę naszkicował bym coś i zajął palce.Ale niestety nie musiałem zostawić szkicownik na hamaku czasem zastanawiam się gdzie zgubiłem mózg.Muszę obyć się bez tego.Nadal podziwiam ścianę i tak nie mam nic lepszego do roboty.Nikt z nas nie zamierza odezwać się pierwszy a tym bardziej ja.Czuję się bezsilny a próba nawiązania kontaktu z pewnością skończyła by się kłótnią.Ostatnio w ogóle nie potrafimy się dogadać i normalnie ze sobą porozmawiać.Każdy nawet najmniejszy i mało istotny fakt jest powodem do kłótni.Przyjaźnimy się od dwóch lat a kilka drobnych sprzeczek ma zachwiać naszą przyjaźnią?Zachowujemy się niedorzecznie zamiast podać sobie rękę na zgodę i rozwiązać ten kilku dniowy spór trwamy w złości i nienawiści.Obecna sytuacja wcale mnie nie satysfakcjonuje a raczej sprawia że wpadam w jeszcze większy dołek.Po raz kolejny dzisiejszego dnia pogrążam się w smutku i zwątpieniu.Czemu nasze życie nie może być normalne.Im częściej o tym myślę dochodzę do wniosku,że musi być jakiś powód tego wszystkiego.
CZYTASZ
She's the last one ever
FanfictionONA była zarówno, pierwsza jak i ostatnia. Nie było, żadnych złudzeń. Pojawiła się nagle i bez zapowiedzi, tym samym zaburzając porządek w całej strefie. Jak to w ogóle możliwe, że wśród grupki streferów, znalazła się dziewczyna? Przecież trafiali...