~XXXV~

300 18 1
                                    

-Chuck!-krzyczę przepychając się między ludźmi w stronę kędzierzawowłosego pulchnego chłopca, jestem kompletnie zdezorientowana i pojęcia nie mam co robić. Z oddali słyszę jedynie niewyraźny głos Gallyego, a słów niestety nie jestem w stanie wyłapać. Chwyta chłopca za rękę i okręcam w swoją stronę, przez chwilę podskakuję do góry z zaskoczenia. Widząc mnie jego wyraz twarzy staje się bardziej obojętny. Otwieram usta w celu zadania mu pytania jednak uprzedzam mnie z odpowiedzią.

-Pewnie zastanawiasz się o co chodzi?- jego brwi unoszą się w górę. W myślach wzdycha z ulgą w końcu ktoś nadaje na tych samych falach. Gdyby tylko wszyscy rozumieli mnie bez słów świat byłby piękniejszy.

-Cóż, Gallyemu odpikala, podburza ludzi przeciwko tobie i Newtowi.. - wacha się przez chwilę z odpowiedzią. Cholera jasna, czuję jak krew wrze w moich żyłach. Piętrzenie się nowych problemów nie jest na rękę ani mi a tym bardziej Newtowi. Zawsz kiedy coś zaczyna się układać przychodzi osoba, która próbuje wszystko zburzyć.

-Zawsz musi być jakieś ale...-wzdycham.-spróbuję coś z tym zrobić.-odpycham go lekko łokciem. Przesuwa się w bok dając mi przejść do przodu za co jestem mu bardzo wdzięczna. Wpycham się między ludzi skandujących imię Gallyego i mało obchodzi mnie fakt czy są z tego zadowoleni. Narazie pierwszym priorytetem jest zaprowadzenie porządku.

-Chcecie nadal żyć w niepewności?!-głos czarnowłosego jest coraz lepiej słyszalny z każdym kolejnym krokiem. W powietrzu rozkoszą się głosy popierające Gallyego. Jak i również nie podzielają ę jego ambicji.

-Ciągle mydlą nam oczy!Tak naprawdę nie ma z tąd wyjścia!-w tym momencie moje ciśnienie podskakuję do granic możliwości, jak on może tak dołować ludzi zamiast podnosić na duchu, przygasza w nich wątły płomień nadziei.

-Musimy coś z tym zrobić, potrzebujemy nowego przywódcy!-domyślam się do czego zmierza i nie podoba mi się jego podejście. Odpycham jednego ze streferów na bok ignorując nie zbyt miłe epitety lecące w moim kierunku z jego ust.

-To ja zapewnię wam lepszą przyszłość, bez wysyłania naszych przyjaciół do labiryntu! Nie będą ginąć na daremno!Jesteście gotowi na zmiany!-krzyczy. Dość tego dobrego, trzeba powstrzymać to szaleństwo zanim przerodzić się w coś większego. Tłumaczę sobie w myślach słysząc coraz większe poparcie i zadowolenie ze strony streferów, zdecydowanie zaskarbił ich sobie tekstem o labiryncie. Z bólem serca stwierdzam fakty, chłopak ma gadane. Nie łudźmy się wrota od wczoraj stoją otworem i nie wiadomo jak długo tak pozostanie. Bardzo dobrze rozumiem ich wzburzenie mają dosyć życia w niepewności i czekania na cud aż pewnego dnia obwieścimy, że mamy wyjście i za niedługo będziemy wolni.

-Gally co ty odpikalasz!-wydostaję się z tłumu i nawet nie staram się opanować wzburzenia w głosie. Czarnowłosy stoi na środku dziedzińca, zamiera na chwilę a na jego twarzy maluję siė szyderczy uśmiech, jak ja go nie cierpię.

-Jak to co?-widzę, że jest bardzo zadowolony z siebie.- Zaprowadzam porządek w strefie...-w ogóle nie przejmuje się tym, że oczy wszystkich są skierowane na nas i śledzą każdy nasz ruch. Dlaczego nie ma ze mną Newta ?Akurat w chwili której najbardziej go potrzebuję, będę musiała poradzić sobie sama.

-Nie potrzebujemy twojej pomocy radzimy sobie świetnie.-prycham.

-Nie wydaje mi się...-śmieje się szyderczo. Dalej Nastia dowal mu pokrzepiam się w umyślę. Muszę coś z tym zrobić, jestem zastępcą nie można mnie tak traktować, jaki ja przez to przykład daję.

-Daj nam czas a wszystko się ułoży...-gram na zwłokę, jak na razie tylko to mi pozostaje. Choć nie za bardzo przekonuję tym samą siebie. Wątpię, że ruszą go moje słowa. Wykorzystuję nawet najbardziej irracjonalne środki.

She's the last one everOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz