Ledwo zdążę, otworzyć drzwi a do
moich nozdrzy dociera nieprzyjemny i dławiący swąd dymu. Niesiony przez suche letnie powietrze. Moją skórę po zetknięciu z chłodem panującym na zewnątrz przeszywa dreszcz. Odwiązuję, bluzę z bioder zakładając ją na siebie. Zaciągam, kaptur na głowę chcąc ochronić twarz przed kolejnym podmuchem zimnego powietrza. Z determinacją pełna gotowości i nowych wyzwań ruszam, brzegiem lasku rozglądając się za Thomasem. Wiatr hula, między liśćmi a światło księżyca leniwie próbuje, przebijać się między koronami drzew. Poruszam, się cicho starając, nie robić zbyt gwałtownych ruchów. Przeszkadzałoby mi to w nasłuchiwaniu. Z pełnym skupieniem wsłuchuję się w głuchą ciszę desperacko, pragnąc złapać podejrzany dźwięk. Idę tak jeszcze przez chwilę. W pobliżu da się dosłyszeć cichutkie skrzypnięcie suchej gałązki. Wystraszona cofam się. Ciemność okrywająca strefę z każdej strony tylko potęguje mój lęk. Z żołądkiem pod samym gardłem wycofuję się coraz bardziej. Mam zamiar robić kolejny krok, kiedy czuję, jak moje plecy ocierają się o szorstkie nierówności kory. Zamykam powieki.Momentalnie przed moimi oczami pojawiają się obrazy mojej śmierci na milion możliwych sposobów. Jaka ja jestem głupia. Postanowiłam ratować życie Thomasa, ponieważ jest moim przyjacielem. Jak i również, aby udowodnić Gallyemu, iż mam rację. Pewnie i tak szatyn już dawno wrócił do bazy. Cóż za bezmyślność się płaci nawet najwyższą cenę. Besztam się za ten przejaw inteligencji. Nie każdy ma tak dobre pomysły, jak ja. Zważając na fakt, iż wrota zbuntowały, się a po strefie mogą grasować bóldożercy. Przynajmniej zostanę zapamiętana co z tego, że w niezbyt korzystny sposób. Na moim nagrobku będą mogli postawić podobną tabliczkę co u tego strefera, który próbował wskoczyć na dno pudła i przecięło go na równą połowę.
Co ja gadam, przecież połowa jest, zawsze równa. Uderzam, się w głowę za to objawienie inteligencji, a to ja będę miała, coś mniej więcej w stylu,, Ku pamięci streferki Anastasi, która zginęła z własnej głupoty zjedzona na kolację przez bóldożercę''. W moim mniemaniu jest to wręcz idealna tabliczka informacyjna ku przestrodze innych. Zrywam się do biegu, jest to jedyny racjonalny pomysł, jaki przychodzi mi do głowy. Pędzę, do przodu co chwilę przerzucając na bok włosy, które wchodzą mi do oczu. Mijam, sama już nie wiem które drzewo. Po zaledwie piątym przestałam już liczyć. Nieprzenikniona ciemność ogranicza moje pole widzenia do minimum. Lekko zarysowane kształty budynków wyłaniają się na horyzoncie.
Przyspieszam, tempa szukając wzrokiem najbliższego schronienia.Czarny nierówny kształt wyłania się z między drzew. Wydaje mi się, że porusza się biegiem. Ignoruję, to zwalając winę na słabe światło i moją bujną wyobraźnię.
Mija kilka sekund, kiedy orientuję się, iż jest to Thomas. Zanim zdążę zrobić, jaki kol wiek manewr, aby go wyminąć boleśnie, zderzamy, się ze sobą lądują w wysokiej trawie. Przecieram łokieć, który przechodzi nagły pulsujący ból. Słyszę z boku ciche syczenie przepełnione boleścią, jak i również zdenerwowaniem.
Ruszam, kilka razy ręką ignorując nieprzyjemne odczucie. Na szczęście nic mi nie jest, no może jestem tylko trochę potłuczona. Otrzepuję, trawę z włosów podnosząc się z niemałym wysiłkiem. Wystawiam, do przodu rękę podając ją Thomasowi do pomocy.-Przestań, się na mnie patrzeć spod byka tylko skorzystaj w końcu z mojej pomocy.- wzdycham na granicy wytrzymałości.
-Lepiej mi powiedz, co tutaj robisz?!-warczy, łapiąc mnie za dłoń. Nie reaguję, na jego niemiły ton a jedynie szybkim szarpnięciem stawiam go na obie nogi.
-Rękę mi zaraz wyrwiesz!-krzyczy zdenerwowany.
-Przepraszam księcia. Jesteś ode mnie dużo wyższy i silniejszy. W sumie, jeśli moja pomoc ci nie odpowiada, następnym razem radź, sobie sam!-odkrzykuję zirytowana całym zajściem.
CZYTASZ
She's the last one ever
FanfictionONA była zarówno, pierwsza jak i ostatnia. Nie było, żadnych złudzeń. Pojawiła się nagle i bez zapowiedzi, tym samym zaburzając porządek w całej strefie. Jak to w ogóle możliwe, że wśród grupki streferów, znalazła się dziewczyna? Przecież trafiali...