~XXXlV~

349 11 0
                                    

  Z dozą niepewności oraz małym poczuciem rozgoryczenia. Śledzę wzrokiem Thomasa chodzącego tam i z powrotem. Co chwilę zatrzymuje się, w innym miejscu rozkopując pod stopami popiół i zwęglone resztki bazy zwiadowców. Jak się później okazało, nie spłonęła, przypadkiem ktoś ją podpalił z premedytacją. Mam tu na myśli Gallyego.
Szatyn widział, jak podkłada ogień. Dlaczego to zrobił? Czy zawsze musi wchodzić nam w drogę? Może i mamy świadka, jednak nie oskarżymy go z jednego, acz kol wiek prostego powodu. Nie pozostawił po sobie żadnego śladu, a dowód w postaci słowa szatyna pozostawia dużo do życzenia. Wszyscy dobrze wiedzą jakie relacje panują między tą dwójką. Nie pałają do siebie sympatią. Samo oskarżenie z pewnością niektórzy odbiorą jako chęć oczernienia wroga w oczach przywódcy. Zwyczajnie nie chcemy stawiać Newta w ciężkiej sytuacji. Współczuję, mu odkąd nie ma, z nami Albyego sprawy nieco się pokomplikowały. Buczy, coś pod nosem nie jestem, nawet w stanie powiedzieć co. Jego ruchy stają się coraz bardziej siłowe i przepełnione złością. Stoję w miejscu i zastanawiam, się czego tam szuka.

-Thomas miałeś pokazać mi te mapy, a nie bawić się w archeologa.-odzywam się poirytowana jego zachowaniem, jak i tą sytuacją. Nie potrzebnie marnujemy czas, kopanie butami w zgliszczach bazy zwiadowczej nie posuwa naszej pracy do przodu. W ten sposób nigdy nie znajdziemy wyjścia z tego cholernego labiryntu.

-Co niby robię?!-patrzy na mnie spod byka. Gratuluję, czyli co teraz strzeli sobie Focha tak? Wspominałam kiedyś, że czasem męski Foch bywa gorszy od damskiego.

-Widzę, że jesteś zły, zmęczony i sfrustrowany. Jednak gdzie chcesz znaleźć te kufry?-zadaję pytanie. Naprawdę wątpię w jego tok rozumowania. Wszystko na górze obróciło się w popiół. Za cholerę nie znajdzie tutaj tych kufrów.

-Kobieto zlituj się nade mną. Przecież wczoraj Ci mówiłem, gdzie są schowane. Więc rusz dupasa i mi pomóż, nie wiem, po prostu szukaj klapy w podłodze!-wybucha, złością nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem. Zamieram na chwilę w bezruchu. Normalnie powalił mnie na kolana. Nie pamiętam zupełnie nic z tego, o czym właśnie mówi. Czyżby demencja starcza w wieku szesnastu lat.

-Nie rozśmieszaj mnie, nie wspomniałeś ani słowem o tym, gdzie ukryłeś skrzynie a tym bardziej o klapie w podłodze!-wybucham, mając dosyć jego humorków, nie tylko on jest zdenerwowany. Też mam złe dni, ale w odróżnieniu od niego staram się być uprzejma.

-Szlag...-mruczy, pod nosem jakby chciał, żebym tego nie usłyszała.-Przepraszam, zapomniałem, że mówiłem o tym Minho nie Tobie.-dodaje, już głośniej oblewając się szkarłatnym rumieńcem.-Szukaj klapy z metalową...-ignoruje jego słowa i szukam na własną rękę. Wystarczająco dużo czasu już zmarnowaliśmy. Chcę wykonać kolejny krok, kiedy czuję pod stopą metal wbijający się, mimo trampek z grubą podeszwą.

-Z metalową rączką?-pytam, klękając na posadzce. Odgarniam, rękoma popiół a w oczy rzuca się metalowy uchwyt. Trochę brudny od sadzy.

- O co Ci chodzi?-dopytuje, jakby od razu nie zrozumiał. Nadal nie raczy na mnie spojrzeć.

-Sam zobacz.-przywołuję go do siebie. Zadowolona ogarniam kolejne warstwy popiołu. Po chwili moim oczom ukazuje się wejście w podłodze.
~~~~~~~~
Wkładam całą moją siłę, aby wyciągnąć skrzynię z mapami z piwnicy. Nabieram, do płuc coraz więcej powietrza ciągnąc z pełnej pary. Po chwili wysiłku odczuwam silny ból w przedramieniu, wręcz rozrywający moje mięśnie. Zaciskam, zęby powstrzymując się od wydania okrzyku bólu. Mięśnie palą mnie żywym ogniem. Zęby zgrzytaj o siebie, pewnie za niedługo zetrę je na proch. Wykonuję kolejne szybkie, a zarazem stanowcze szarpnięcie. Oporna skrzynia odpuszcza, sobie opadając, na zwęglone podłoże kilka centymetrów za moimi plecami. Rozluźniam się, wypuszczając powietrze z ust. Duszę z wysiłku i czuję, jak moje mięśnie dziękują za chwilę odpoczynku.

She's the last one everOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz