Usłyszałam nad głową donośny krzyk rozdzierający powietrze,krzyk ten wydobywał się z ust Bena.Był tak głośny że najprawdopodobniej dało się go usłyszeć na końcu strefy.Otworzyłam oczy podniosłam się z ziemi otrzepując spodnie z kurzu sto metrów ode mnie leżał mój wcześniejszy napastnik przytrzymywany przez Albyego i jakiegoś blondyna o groźnym wyrazie twarzy.To nie do pomyślenia jeszcze pięć minut temu próbował mnie zamordować a teraz sprawiał wrażenie niewinnego,wyglądał fatalnie był cały blady i brudny a po jego skroni spływała stróżka krwi rana wyglądała na świeżą zrobioną kilka sekund temu,obróciłam się do tyłu za mną stał Newt w ręku dzierżył łopatę.Stał tutaj ale zachowywał się jakby nic się nie stało po prostu wbijał wzrok w ziemię.Wyrwałam się z zamyślenia i podeszłam do Newta kładąc mu dłoń na ramieniu,spojrzał na mnie zdawkowo uśmiechając się blado mimo uśmiechu na twarzy w oczach widać było smutek,coś było nie tak, wystarczyło jedno jego spojrzenie żebym mogła stwierdzić jak źle się czuje rozsypuje się w środku.Od kąt pamiętam zawsze starał się być silny ale teraz widziałam że potrzebuje wsparcia.
-Gally trzymaj go mocno a ja podwinę koszulkę-usłyszałam głos Albyego.
-Ogey-mruknął Gally wkładając coraz więcej siły w trzymanie szamoczącego się Bena.
-O rany-usłyszałam przepełniony strachem szept ciemnoskórego.To co zobaczyłam na brzuchu Bena zmroziło mi krew w żyłach,na środku podbrzusza znajdowała się szeroka szrama wyglądała jakby ktoś przekuł mu brzuch kolcem ze środka sączyła się krew jednak wyglądała inaczej była gęsta i czarna.Co mu się stało?Czemu jego krew tak wygląda?
-Dziabnęło go-usłyszałam szept Gallyego-Jak to możliwe że stał się to w dzień?Obleciał mnie strach skoro nie zdarzyło się to nigdy wcześniej coś musiało być nie tak.
-Nie wiem,Newt zabierz stąd dziewczynę-usłyszałam władczy głos naszego przywódcy.Chłopak tylko skinął głową złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą szliśmy przez polanę a on dalej nie odezwał się ani słowem już nie mogłam znieść tej ciszy więc postanowiłam że odezwę się pierwsza.
-Musimy pogadać-mruknęłam potrzebowałam tego a zwłaszcza po tym co wydarzyło się dzisiaj z Benem musiałam komuś o tym powiedzieć,jedyną osobą której bezgranicznie ufam.Chciałam żeby o wszystkim wiedział nie miałam przed nim żadnych tajemnic.
-Dobrze ale chcę pokazać ci moje ulubione miejsce-powiedział ciągnąc mnie za sobą.Dotarliśmy pod wielkie drzewo wiśni,był początek czerwca a ono kwitło pięknymi delikatnie różowymi kwiatuszkami,spoglądałam tak na nie zachwycając się jego pięknem nagle dotarło do mnie że Newt siedzi na jednej z gałęzi i wyciąga w moją stronę dłoń.Z jego niewielką pomocą wdrapałam się na gałąź i już po paru sekundach siedziałam obok niego.Popatrzyłam w jego oczy piękne brązowe oczy,kochałam w nie patrzeć.
-Co jest?-zapytał Newt uśmiechając się od ucha do ucha.Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Po prostu chciałam ci powiedzieć coś ważnego-zaczęłam ale urwałam,nie potrafiłam tego powiedzieć jak miałam mu przekazać że najprawdopodobniej przeze mnie znajdujemy się w tym bałaganie,bałam się jego reakcji bałam się że nie będzie chciał się dalej ze mną przyjaźnić,że znienawidzi mnie,odwróci się ode mnie na samą myśl o tym łzy napłynęły mi do oczu jednak powstrzymałam je i zaczęłam nieśmiało.
-Nie wiem jak ci to powiedzieć-wbijałam wzrok w ziemię nie potrafiłam spojrzeć mu prosto w oczy.
-Normalnie,jesteśmy przyjaciółmi możesz mi zaufać-nie wiedziałam co o tym myśleć.Powiedzieć mu prawdę o tym co usłyszałam od Bena czy nie jednak zdecydowałam że powiem mu prawdę.W końcu nawet najgorsza prawda jest lepsza od kłamstwa.
-Chodzi o Bena...-zawiesiłam się przełknęłam ślinę-Powiedział że to wszystko przeze mnie,że ja to wam zrobiłam-spuściłam wzrok czekałam na to co usłyszę od Newta,bałam się jego reakcji.
-Spójrz na mnie...-powiedział posłuchałam go-Nie ważne jest to co powiedział Ben,nawet jeśli jest to prawda,nie obchodzi mnie to nadal będziesz moją przyjaciółką-ulżyło mi sama nie wierzyłam własnym uszom.
-Naprawdę nie jesteś zły? -uśmiechnęłam się niepewnie.
-Za co miałbym być zły przecież tkwimy tu razem,jedziemy na tym samym wózku.Zobaczyłam jak podwija rękaw bluzy i odwiązuję jedną z dwóch zielonych tasiemek.
-Daj rękę -powiedział.Podałam mu rękę a on chwycił ją delikatnie i obwiązał tasiemką.
-Co to jest?-zapytałam wskazując drugą dłonią na zielony paseczek na nadgarstku.
-Ta zielona tasiemka nosił ją-urwał i wypuścił głośno powietrze-nosił ją mój przyjaciel...Nosił zaraz,zaraz nosił?To co się z nim stało nie są już przyjaciółmi?A może zmarł?
-Co chcesz powiedzieć przez to że nosił?-zobaczyłam że posmutniał Nastka ale ty masz pomysły,zawsze musisz coś zepsuć skarciłam się w myślach.-nie musisz kończyć jak nie chcesz-odparłam było mi wstyd zawszę muszę powiedzieć coś niestosownego.
-Nosił zanim nie zabił go bóldożerca-odparł wbijając wzrok w podłogę.Co jaki bóldożerca o czym on mówi?
-Bóldo co ?-zapytałam nie bardzo mając pojęcie jak mam to wymówić.
-Bóldożerca-odparł uśmiechając się pod nosem-George bo tak miał na imię mój przyjaciel był zwiadowcą co rano wchodził do labiryntu i eksplorował go,pewnego jesiennego popołudnia postanowił wybrać się sam do labiryntu,mówił że sam sobie poradzi zbliżał się wieczór a on nadal nie wracał,czekałem pod wrotami tak długo jak tylko mogłem,wkrótce wrota zaczęły się zamykać a on nadal nie wrócił,nic nie mogłem zrobić przez całą noc nie zmrużyłem oka,czekałem na jego powrót choć w głębi duszy wiedziałem że on nie wróci,nie chciałem przepuścić przez myśli że może nie żyć, moje obawy przypuściły się nazajutrz rano Minho znalazł go martwego pod wrotami,na jego ciele widoczne były rany po ataku bóldożercy takie same jak u Bena,ale nie jednego bóldożercy tylko kilku,kiedy zobaczyłem Bena wszystkie wspomnienia wróciły...-urwał zobaczyłam że potrzebował tego chciał z kimś o tym porozmawiać,poczułam ulgę i jednocześnie szczęście byłam zadowolona z tego że mi się zwierzył znałam go krótko ale nie wiem dlaczego tak bardzo zależało mi na naszej relacji.Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć więc wtuliłam się w jego tors,on również nie przytulił gładząc po plecach.Siedzieliśmy tak wtuleni w ciszy dopóki nie przerwał jej Newt.
-Dziękuję-wyszeptał blondyn odgarniając kosmyki moich rudych włosów za ucho.
-Za co?-zapytałam wpatrując się w niego z uśmiechem,poczułam jak chwyta mnie za dłoń.
-Za wszystko-odparł posyłając mi jeden ze swoich uroczych uśmiechów.Siedzieliśmy tak jeszcze przez chwilę dopóki nie usłyszałam z dołu głosu jakiegoś chłopaka.
-Ekhem,Newt nie chcę ci przerywać ale Alby cię wzywa-zaczął chłopiec.Był to niskiego wzrostu dość otyły około czternastoletni chłopiec z burzą brązowych loków na głowie.Stał na dole świdrując nas swoimi małymi oczkami,podparł się w biodrach i zaczął uśmiechać głupkowato.
-Chuck,Co chciał?-spytał Newt w jego głosie dało się wyczuć nutkę niepokoju.Chłopiec tylko pokręcił głową i zwrócił się do blondyna.
-A jak myślisz?- tak właściwie co to za sztamaczka,twoja dziewczyna?-zapytał chłopiec coraz szerzej się uśmiechając.Zobaczyłam zakłopotaną minę mojego towarzysza zamurowało nas.Zupełnie nie wiedziałam co mam na to odpowiedzieć,Newt był dla mnie ważny lubiłam go,traktowałam go jak przyjaciel nie czułam do niego nic więcej.
-Co nie!skąd taka myśl jesteśmy tylko przyjaciółmi-odparłam szturchając blondyna w ramię.
-Tak,tak-odparł uśmiechając się-powiesz mi w końcu co ode mnie chciał?
-Robi zebranie i chce żebyś przyprowadził tam świerzą-odpowiedział Chuck.
-Mam na imię Anastasia-odparłam lekko poirytowana.Zauważyłam że zdziwiła go moja odpowiedź czyżby żaden świerzy jak to nas nazywają nie podskoczył mu.
-No nieźle niedość że nowa to jeszcze pyskata-zaśmiał się pod nosem.Nawet nie przejęłam się jego komentarzem zresztą czym tu się przejmować z pomocą Newta zeskoczyłam z gałęzi.
CZYTASZ
She's the last one ever
FanfictionONA była zarówno, pierwsza jak i ostatnia. Nie było, żadnych złudzeń. Pojawiła się nagle i bez zapowiedzi, tym samym zaburzając porządek w całej strefie. Jak to w ogóle możliwe, że wśród grupki streferów, znalazła się dziewczyna? Przecież trafiali...