~XXVl~

435 20 3
                                    

Obracam się z lewego boku na prawy.Czując przyjemny dotyk na czubku mojej głowy.Ciepło skóry przynosi ukojenie,wywołując przyjemny dreszcz.Do mojej świadomości nie dochodzi czy jest to sen czy właśnie się przebudziłam.Leżę tak jeszcze przez chwilę orientując się że to nie senne marzenie.A niech cie a było tak przyjemnie.Nawet nie pamiętam kiedy odleciałam,a tym bardziej gdzie jestem.Zamknięte powieki wydają się strasznie ciężkie.Niczym kamienne wrota labiryntu.Walczę jeszcze przez chwilę z falą senności jaka ogarnia mój organizm.Uchylam delikatnie powieki obraz jest rozmazany i niewyraźny.Nawet nie wiem się znajduję.Odnoszę wrażenie jakbym upiła się bimbrem Gallyego.Promienie słoneczne uderzają prosto w twarz wywołując nieprzyjemne pieczenie i łzawienie oczu.Poddaję się i z powrotem zamykam ociężałe powieki.Po raz kolejny podejmuję próbę delikatnie otwieram oczy słońce drugi raz bucha we mnie.Czekam jeszcze chwilę mrugając aż przyzwyczaję się do światła dziennego.Z każdą chwilą obraz wyostrza się coraz lepiej.Po niecałej minucie widzę wszystko dokładnie.Leżę głową na kolanach a blondyn gładzi mnie po czubku głowy.W jego czekoladowych tęczówkach dostrzegam troskę.Uśmiecham się do niego blado na co odpowiada mi tym samym.

-Ile spałam?-pytam podnosząc się do pozycji siedzącej.

-Półtorej godziny...-odpowiada obojętnie wzruszając ramionami

-Mogłeś mnie obudzić.-daję propozycję i przecieram oczy rękoma.

-Przesadzasz...lepiej powiedz jak twoja noga.-sprawnie omija temat.Skubany wspominałam już ,że jest mistrzem wymijania niewygodnych tematów które mogą doprowadzić do kłótni.Zawsze roi to w taki sposób żeby nie urazić rozmówcy.Rozmowa kieruje się na inny tor.

-Już jest lepiej.-uśmiecham się patrząc w chmury właśnie przypominam sobie że zrzuciłam łopatę na własną stopę.W ogóle co to za pomysł żeby rzucił mi łopatę.To od razu było skazane na straty.Zresztą mogłam się domyślić że się uszkodzę.Nigdy nie obędzie się bez mniejszych strat.

-Mam pewien pomysł.-wstaję z drewnianego pomostu i wyciągam do niego rękę.

-Jaki,mam się bać?-przedrzeźnia się ze mną łapiąc mnie za dłoń.

-Za chwilę zobaczysz,spokojnie nie wrzucę cię do jeziora...-rzucam w jego stronę śmiejąc się pod nosem.

Pov.Newt Chodzimy po łączce tuż przy lasku i zbieramy kwiaty.Anastasia zrywa wszystkie bez wyjątku i podaje mi do ręki.W której mam już dość spory wielobarwny bukiet.Chodzi tam i z powrotem uśmiechając się przy tym radośnie.Ma najpiękniejszy uśmiech jaki widziałem w całym moim życiu.Uwielbiam jej śmiech długie kręcone włosy,niebiesko-zielone oczy i piegi których tak bardzo nienawidzi.Radosne ogniki które czasem pojawiają się w jej spojrzeniu.Jest dla mnie najważniejsza nie mogę znieść kiedy cierpi.Chyba ją...Do cholery jasnej Newt nie możesz o niej myśleć w taki sposób karcę się w myślach.Nie masz prawa.Sam nie wiem co się ostatnio ze mną dzieje,zdawał mi się,że to chwila słabości i szybko mi przejdzie a jednak nie.Ostatnimi czasy dość często przyłapuję się na tym że myślę o niej w inny sposób niż o przyjaciółce.Muszę z tym skończyć jest tylko moją najlepszą przyjaciółką.Powiedział bym jej co tak naprawdę czuję ale nie mogę nie teraz.Tak dobrze się dogadujemy a ja nie chcę jej stracić.Jestem po prostu tchórzem i tyle nie mam odwagi żeby się przyznać do swoich uczuć.Pozostanie mi jedynie czekać na znak z jej strony,spróbował bym gdyby tylko dała mi jakiś znak że czuje do mnie coś więcej niż przyjaźń. Poczekam pewnie z czasem mi to minie to tylko głupie zauroczenie.Niech zostanie tak jak jest na razie sobie z tym radzę zobaczymy co będzie później.

She's the last one everOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz