Zerwałam się z "łóżka" jak oparzona,to właśnie dzisiaj rano miałam obgadać z Newtem zmianę mojej posady co prawda jako rzeźnik pracowałam bardzo krótko.Jednak stwierdzam że to posada nie dla mnie na sam widok krwi zbiera mi się n mdłości i robi słabo a co dopiero miałabym tak jak Winston rozkrajać biedne zwierzątka.Wstałam z hamaka jak najciszej potrafię nie chciałam nikogo budzić.Związałam włosy w luźny warkocz i przewiązałam się w pasie bluzą którą podarował mi Newt,zazwyczaj było ciepło w końcu zostało kilka tygodni do rozpoczęcia kalendarzowego lata,bluza się jeszcze przydaje a zwłaszcza wieczorami kiedy jest chłodno i siedzę razem z Newtem do późna w kuchni i plotkujemy w najlepsze o tym co się wczoraj wydarzyło.Skierowałam się w stronę kuchni byłam bardzo głodna miałam spotkać się z Newtem ale on może chwilę poczekać przecież śniadanie to najważniejszy posiłek dnia,weszłam do środka witając się u progu z Patelniakiem.Wzięłam z blatu tacę i skierowałam się w stronę stolika przy którym siedział Tommy,sama się dziwię że z taką łatwością zapamiętałam jego imię zazwyczaj zapamiętywanie imion nie idzie mi zbyt dobrze.Usiadłam naprzeciwko Tommyego a tak by the way na śniadanie Patelniak zrobił kanapki.
-Hej,co tam u ciebie-zapytałam wkładając do ust kanapkę z serem.Thomas spojrzał na mnie przełykając kęs swojego śniadania.
-Ogey.Newt chce się z tobą spotkać pod wierzą obserwacyjną- mruknął wracając do jedzenia posiłku no cóż nikt nie mówił że łatwo będzie nawiązać z nim jakikolwiek kontakt,chyba zacznę grac na zwłokę może ud mi się podtrzymać jakoś tą rozmowę.
-Ogey,dzięki a wiesz może dlaczego chciał ze mną rozmawiać?-zadałam pytanie na które dobrze znałam odpowiedź,zrobiłam to tylko dla tego żeby spróbować się z nim zaprzyjaźnić,spojrzał na mnie wymownie po czym rzucił oschle.
-Skąd mam to niby wiedzieć!-warknął-nie ganiam za Newtem dwadzieścia cztery na dobę-dodał odchodząc od stolika z lekko zdegustowaną miną.Nastka świetnie po prostu nic tylko pogratulować chciałaś się z nim zaprzyjaźnić a wyszło jak zawsze zaśmiałam się w myślach.Przyzna się nie jestem zbyt dobra w nawiązywaniu kontaktów miedzy ludzkich przecież na pierwszym spotkaniu z Newtem próbowałam zadźgać go nożem,oblałam go bimbrem Gallyego ale koniec końców udało nam się zaprzyjaźnić,skierowałam się w stronę wieży obserwacyjnej miałam nadzieję że mój przyjaciel będzie tam na mnie czekał,stało się dokładne tak jak sobie wymarzyłam stał oparty o drzewo wpatrując się w błękit nieba,ciekawe co takiego tam zobaczył białe obłoczki i słońce?,nic ciekawego.Postanowiłam że go przestraszę zakradałam się w stronę chłopaka na palcach starałam się podejść jak najciszej.Już miałam złapać go w pasie gdy usłyszałam jego głos.
-Tylko,spróbuj mnie nastraszyć a obiecuję że osobiście złoję ci skórę-zaśmiał się odwracając w moją stronę,no nie ma mnie skąd wiedział że chciałam go nastraszyć ma oczy z tyłu głowy czy co.
-Skąd wiedziałeś?- zaśmiałam się spoglądając w jego brązowe oczy.
-Nie skradałaś się aż tak cicho jak ci się zdawało-znów się zaśmiał-a teraz już poważnie rozmawiałem wczoraj z Albym...-nie dałam mu dokończyć jak to ja,nie mogłam wytrzymać z podekscytowania.
-Co powiedział?-zapytałam gotując się w środku z zaciekawienia ne mogłam się doczekać co Alby wymyślił.
-Zatrudnił cię na Zieleninie-uśmiechnął się szeroko.Nie wierzę naprawdę!od dziś będę pracować z Newtem to świetna wiadomość lubię z nim pracować,nie dość że pracuje się z nim świetnie to jeszcze będziemy mieli więcej czasu na pogawędki.
-Dziękuję-rzuciłam mu się na szyję na początku był trochę zdziwiony ale szybko odwzajemnił przytulasa ściskałam go tak przez chwilę kiedy nie usłyszałam jego szeptu.
-Nastka dusisz-usłyszałam w okolicach ucha rozluźniłam uścisk odklejając się od niego.Wybuchłam śmiechem a on razem ze mną.
-Następnym razem kiedy będziesz próbowała mnie uśmiercić wybierz mniej drastyczną metodę-wykrztusił czochrając mnie po głowie-a teraz chodź praca wzywa.Doszłam razem z Newtem do zieleniny.Kiedy dotarliśmy na miejsce bez słowa zniknął w niewielkiej szopie.Wyłonił się z niej rzucając w moją stronę łopatę i krzycząc orientuj się!,ma szczęście że udało mi się ją złapać bo inaczej zamęczyłabym go za karę łaskotkami,zabraliśmy się za przekopywanie grządek postanowiłam z nim porozmawiać o wczorajszej kłótni z Tommym,wiedziałam że coś było na rzeczy a on nie chciał mi o tym powiedzieć,zaczęłam najdelikatniej jak tylko się dało.
-Słuchaj o co wczoraj poszło z Thomasem-zapytałam wpatrując się prosto w jego oczy.On tylko spuścił wzrok i powrócił do pracy-spójrz na mnie przecież jesteśmy przyjaciółmi możesz powiedzieć mi o wszystkim-spojrzał na mnie,westchnął głośno i zaczął.
-Nic się nie stało-mruknął pod nosem.
-Nie kłam!,o co tak naprawdę poszło-zapytałam spokojnie nie chciałam żeby z takiego powodu doszło do kłótni.
-Pokłóciliśmy się o ciebie,zadowolona?-mruknął naprawdę?,zdziwiła mnie jego odpowiedź niby dlaczego mieliby się o mnie kłócić.
-Dlaczego? -zapytałam inne sensowniejsze pytanie nie przychodziło mi do głowy.
-Sama zobacz- wyjął z kieszeni zwitek papieru i podał mi do ręki.
-Ona jest ostatnia-przeczytałam na głos treść wiadomości-Co to ma oznaczać?, nikogo więcej już nie przyślą?-spytałam kierując na niego spojrzenie.
-Na to wygląda mruknął zamyślając się na czymś przez chwilę.
-Dalej nie rozumiem-nagle oprzytomniał spojrzał mi w oczy uśmiechnął się blado.
-Chodzi o to że Tommy uważa że jesteś niebezpieczna,chce cię zamknąć w ciapie,a ja nie mogę na to pozwolić-wbił łopatę w ziemię- chcesz jakoś pomóc?-pokiwałam głową-to idź nakop nawozu w lesie-rzucił mi wiklinowy kosz na serio!nie mogę w żaden inny sposób pomóc?skierowałam się bez słowa w stronę lasu.Nakop nawozu,Nakop nawozu powtarzałam te słowa w myślach jakby były moim mottem życiowym.Zabrałam się za wykopywanie nawozu.Zajęło mi to piętnaście minut cała brudna z przemoczonymi butami stwierdziłam że tyle wystarczy.Wyczułam czyjąś obecność,podniosłam głowę trzysta metrów dalej stała jakaś postać,poczułam ciarki na plecach.Wstałam i przerzuciłam warkocz przez ramię.
-Bben...-wyjąkałam ze strachu bałam się potwornie się bałam.Przede mną stał Ben blady jak ściana w jego oczach widziałam obłęd nie miałam pojęcia co zrobić,cofnęłam się do tyłu Ben zbliżał się do mnie niebezpiecznie w jego oczach pojawiła się wściekłość pomieszana ze smutkiem.
-To wszystko twoja wina!-wrzeszczał a z jego ust tryskała ślina-Ty nam to zrobiłaś!-cały trząsł się ze złości.Już chciałam się odezwać zaprzeczyć nie miałam pojęcia o czym on mówi,nie zdążyłam rzucił się na mnie powalając na ziemie upadłam uderzając głową o ziemię,zaczęłam się szamotać wyrywać,był dla mnie za silny nagle złapał mnie za szyję i zaczął zaciskać na niej palce coraz mocniej powoli zaczynało brakować mi powietrza,ja umieram pomyślałam dusiłam się a nic nie mogłam zrobić,moim ozom ukazał się kamień oświeciło mnie,złapałam za niego uderzają napastnika mocno w głowę.Opadł na chwilę na ziemię,wykorzystałam ten moment zerwałam się do biegu.Pędziłam ile sił w nogach odwróciłam się do tyłu biegł za mną jeszcze tylko chwila jakieś osiemset metrów i znajdę się na zieleninie,siedemset metrów,sześćset pięćdziesiąt metrów,jeszcze tylko kawałek poczułam jak zahaczam stopą o korzeń runęłam na ziemię moja noga utknęła między korzeniami zaczęłam wołać o pomoc,wyszarpałam nogę zadarłam głowę do góry nade mną stał on wpatrując się wściekle.To już koniec po mnie zamknęłam oczy wyczekując na najgorsze nic nie mogłam zrobić nikt nie usłyszał mojego wołania o pomoc,wszystko posypało się jak domek z kart.Mój los był nieunikniony,to już koniec naprawdę koniec poczułam jak łzy napływają mi do oczu...
CZYTASZ
She's the last one ever
FanfictionONA była zarówno, pierwsza jak i ostatnia. Nie było, żadnych złudzeń. Pojawiła się nagle i bez zapowiedzi, tym samym zaburzając porządek w całej strefie. Jak to w ogóle możliwe, że wśród grupki streferów, znalazła się dziewczyna? Przecież trafiali...