~XXl~

446 23 0
                                    

Pośpiesznie idę w stronę lecznicy,moje długie włosy rozwiewają się na wszystkie strony.Wpadają mi do oczu i ust.Mijam pudło i zielinę macham Zartowi na powitanie przyśpieszam kroku.Teraz liczy się każda sekunda,miałam dołączyć do chłopaków z piętnaście minut temu,na moje nieszczęście spotkałam po drodze Chucka.Zaczął zagadywać mnie swoim żartami,przez to am teraz mały poślizg.Wpadłam na pomysł żeby poszedł ze mną jednak grzecznie odmówił twierdząc że jest zajęty i ma co innego do roboty.W sumie to nie dziwię mu się nikt nie lubi szpitali zawsze jest tam smutno i ponuro sama za nimi nie przepadam.Jednak odkąd trafił tam Newt odwiedzam to miejsce codziennie,siadam na małym taboreciku przy jego łóżku i z nim rozmawiam,a raczej sama ze sobą wiem że mnie nie słyszy ale przynajmniej chociaż na chwilę odrywam się od brutalnej rzeczywistości i daję upust emocjom które tak bardzo lubię dusić w sobie. -Nastka,zaczekaj!-odwracam się do tyłu słysząc wołanie za plecami.W moją stronę biegnie Chuck chyba jednak udało mi się go przekonać żeby dołączył do mnie dołączył. -Jednak zdecydowałeś się pójść.-uśmiecham się na samą myśl że ktoś dotrzymuje mi towarzystwa. -Tak.-mruczy pod nosem.-Chciałem zobaczyć co u Newta.-dodaje szybko.W tym momencie rozmowa się urywa idziemy w ciszy,jedyne co słychać to nasze oddechy.Właśnie mam chwytać za klamkę i wchodzić do budynku.Kiedy słyszę krzyki dobiegające z góry.Ktoś chyba tam się kłóci wywnioskowałam po tym co usłyszałam przed chwilą. -Wyjdź stąd i daj mi spokój!-słyszę jak ktoś drze się na całe gardło.Jeśli zaraz nie umilknie ściągnie tutaj uwagę innych streferów,tutaj nigdy nie dzieje się nic ciekawego nawet zwykła kłótnia budzi powszechne zainteresowanie.Z dezaprobatą patrzę na chłopca w poszukiwaniu pomocy na co on bez słowa wzrusza ramionami patrząc na drzwi od lecznicy.Jakby umiał otwierać je siłą woli.Wzdycham głośno decyduję się na wejście do środka uchylam drzwi i powoli przechodzę przez próg. Cofam się do tyłu słysząc donośne uderzenia o drewniane schody.Z góry schodzi Alby cały kipi ze złości to on kłócił się z kimś na górze. -Wszystko w porządku?.- zaczynam niepewnie po czym przerywam widząc jak piorunuje mnie spojrzeniem.Jest zdenerwowany wolę mu się nie narażać bo inaczej źle się to skończy. -Nie,nie jest okej rozumiesz!-krzyczy popychając mnie na ścianę z impetem uderzam w drewniane deski.Rozcieram bolące miejsce słysząc trzaskanie drzwi po mojej lewej. -Co to miało być?!-słyszę przerażony głos Chucka koło ucha jest ode mnie młodszy ale i tak jest wyższy. -Sama nie wiem.-odpowiadam zmieszana-A teraz chodź ciągnę go w stronę schodów sprawnie pnę się ku górze przeskakuję co drugi stopień aby zyskać na czasie i wspiąć się tam szybciej. -Uwaga!-słyszę głos chłopca za plecami ciągnie mnie za kaptur bluzy do tyłu. -Co jest?-dziwię się. -Deska.-wskazuje na jeden ze stopni,brakuje go gdyby nie spostrzegawczość Chucka już dawno leżałaby ze złamaną nogą na kozetce. -Dziękuję.-uśmiecham się blado.-Trzeba to zgłosić budolom.Jakiś strefer tak jak ja może nadziać się na tę przeszkodę.-dodaję po chwili.Sprawnie przeskakuję nad brakującym stopniem,a za mną kędzierzawo włosy.Docieramy na górę idziemy korytarzem w którym panuje pół mrok.Po raz kolejny zakładam niesforne kosmyki włosów za ucho. -Już jestem sorry że tak długo.-otwieram drzwi do połowy i zamieram ze zdumienia. -Newtie!-krzyczę na całą salę i biegnę w jego stronę.Blondyn odwraca się z dużym uśmiechem na twarzy.Z impetem wpadam w jego ramiona.Chwiejemy się przez chwilę i z wielkim hukiem lądujemy na podłodze.Teraz nic nie ma znaczenia,znajdujemy się na posadzce poza łóżkiem.Leżę na jego brzuchu a on obejmuje mnie ramionami oboje śmiejemy się do rozpuku. -Tęskniłam.-mówię przestając się śmiać. -Bardzo?-pyta gładząc mnie po plecach. -Troszeczkę.-odpowiadam wtulając się w zgięcie jego szyi. -Na pewno uśmiecha się. -Dobra masz mnie trochę bardziej.-odpowiadam. -Mówiłem wam kiedyś że wasza przyjaźń jest popikolona.-odzywa się Minho. -Nie raz.-blondyn wzrusza ramionami. -Co tu się właśnie odwaliło.-krzyczy Chuck. -Dobra skoro już wycieracie podłogę przesuńcie się trochę w lewo.Tam jest więcej kurzu.-śmieje się Thomas. -Nie psuj chwili.-mówi Newt wystawiając szatynowi język wszyscy oprócz Minho wybuchamy śmiechem. -Nie wiem co w tym zabawnego,prawie rozbiła ci głowę.-odzywa się Azjata. -A od kiedy to stałeś się taki wrażliwy?-uśmiecham się dając mu do zrozumienia że żartuję.Podniosłam się z ziemi a raczej z torsu Newta. -Chłopaki pomożecie mi z powrotem posadzić go na łóżko?-zapytałam. -Jasne.-odezwał się Tommy.-Na raz dwa trzy.-obydwoje chwycili Newta i posadzili na szpitalnym łóżku. -Dzięki chłopaki,nie musieliście,nie chcę być dla was ciężarem.-westchnął głośno blondyn.-Jak tylko Jeff zdejmie mi usztywnienie będę mógł wrócić do biegania.-uśmiechnął się. -Tak jasne.-Minho zmusił się do sztucznego uśmiechu.-Prawda Thomas?-szatyn przeraził się i kiwną głową dla potwierdzenia słów przyjaciela.Cholera co oni kombinują nie mam zamiaru okłamywać Newta to będzie nie fair w stosunku do niego.Plaster twierdzi że być może nie będzie chodził a oni rozpalają w nim nadzieję.Mówiąc że wróci do biegania.Kłamstwo ma krótkie nogi lepiej powiedzmy mu prawdę bo potem będziemy żałować,a on będzie zły że wciskamy mu niestworzone historie. -A teraz siadajcie i opowiadajcie co mnie ominęło.-poklepał miejsce obok siebie.Na twarzy szatyna pojawiła się ulga cieszył się że jego kolega nie brnie dalej w ten temat.Ciężko jest okłamywać kogoś kto wiele dla nas znaczy czasem powiedzenie prawdy jest naprawdę ciężkie.Usiadłam po lewej stronie Newta.Thomas i Azjata po prawej a mały Chuck na podłodze na przeciwko nas. -W sumie to ominęło cie dość dużo.-zaczęłam.-spałeś ponad tydzień. -Dobra śmieszny żart.Ale co takiego się kiedy byłem nieprzytomny?-uśmiechnął się blondyn jakbym opowiedziała mu naprawdę dobry kawał. -Ona nie żartuje Newt.-odezwał się Chuck pomijając jego wcześniejsze pytanie. -Na sto procent nie robicie mnie w balona?-popatrzył na nas z niedowierzaniem jego wyraz twarzy wyraża wszystkie emocje. -Oczywiście że nie żartuję.Przecież nie nabijałabym się z takich rzeczy.-odpowiedziałam. -Ogey.Wierzę wam na słowo,a teraz opowiadaj.-zaczął z niecierpliwością.Z dwadzieścia minut zajęło mi opowiedzenie wszystkiego ze szczegółami.Powiedziałam mu o tym jak miałam sny ze wspomnieniami.O wczesnym przyjeździe pudła jak Alby wnosił go do strefy.Siedział przez chwilę zamyślony patrząc przed siebie.Aż w końcu się odezwał. -Nie rozumiem o co chodziło z tymi ścianami.-Odezwał się opierając usztywnioną nogę o podłogę. -Też tego nie rozumiem.-odezwałam się.-Ale pomyślałam że ty wpadniesz na pomysł co to może oznaczać.-dodałam po chwili. -Na razie nic nie przychodzi mi do głowy,ale może coś wpadnie mi do głowy.-uśmiechnął się.-Ale czekaj,mówiłaś coś że wracają ci wspomnienia?-zapytał. -Tak.Ale przecież to nie ma z ty nic wspólnego.-odpowiedziałam. -Próbowałaś je może zapisywać?-zapytał. -Nie niby po co.-zdziwiłam się. -No wiesz tam mogą być jakieś podpowiedzi.To nie może być przypadek że w twoim śnie i tej kartce którą Winston znalazł w pudle było o ścianach.-wydusił z siebie. -Chcesz przez to powiedzieć że dają nam wskazówki?-spytałam. -Bingo krzyknął i wystawił mi rękę abym przybiła mu piątkę.

She's the last one everOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz