Po raz kolejny zmieniam niewygodną pozycję z leżenia na brzuchu i podpierania się łokciami przechodzę do kucania. Wychylam głowę zza gęstwiny drzew i krzewów, obserwując okolicę. Zbyt wyraźnie go słyszę. Mój żołądek najprawdopodobniej wykonałby salto w przód bądź tył gdyby tylko było to możliwe. Stukanie metalowych odnóży odbija się echem po mojej głowie. Z opowieści które słyszałam od innych zwiadowców coraz bardziej wątpię w powodzenie tej misji. Nigdy w życiu nie spotkałam bóldożercy. Nie zmienia to ani trochę faktu, iż raczej nie chciałabym go spotkać kieruję swoje spojrzenie w stronę Azjata w skupieniu obserwując ego dziedziniec oraz okolice pudła. Siedzi w ukryciu w towarzystwie dwóch innych zwiadowców których znam tylko z widzenia. Przynajmniej wiem, że mają na imię Rick i Zack. Nie znam ich osobiście ale podobno straszne z nich gbury i pyszałki. Uważają za lepszych od
innych, paskudne charaktery, nie przepadam za takimi ludźmi. Przełamuję się w końcu i z satysfakcją łamię zasadę skośnookiego.-Minho.- odzywam się szeptem w stronę czarnowłosego.
- Co chcesz?Miałaś być cicho!-denerwuje się odzywiają przez zaciśnięte zęby.
-Przepraszam...-odzywam się ignorując jego zdenerwowanie.-Uważajcie na siebie Ogey?-rzucam szybko.
-Ugh.Zachowujesz się jak moja matka!-przewraca oczami.
-Czekaj to ty pamiętasz swoją Matkę?-doznaję dużego szoku. Raczej nikt ze strefy nie pamięta nic z życia jakie miał przed labiryntem.Nie wliczając w to mnie. Podczas pobytu w strefie wróciło mi kilka, wspomnień ale raczej nie są one zbyt wesołe.
-Nie ale jestem na sto procent pewny, że zachowywałaby się w ten sam sposób co ty teraz...-zwraca się do mnie ze złością. Zaciska zęby nie prowokują go więcej. Wypuszczam powietrze z ust szukając pomocy u blondyna, klęczącego niecały metr za mną. Patrzy na mnie przez chwilę swoimi czekoladowymi tęczówkami w których dostrzegam tylko i wyłącznie zdezorientowanie.
Wzrusza niewinnie ramionami w dalszym ciągu milcząc. Po kilku sekundach wskazuje mi gestem głowy na brukowa y dziedziniec. Wbijam spojrzenie w tym samym kierunku co on.
Z przerażeniem obserwując jak zza kurtyny drzew wyłania się obrzydliwe cielsko bóldożercy, wygląda okropnie.
Jest na wpół mechaniczny, robotyczny a w połowie jak zmutowany ochydny owad. Z pyska cieknie śluz o zielonkawym kolorze. Wygląda po prostu okropnie jak wybryk natury. Zamykam oczy wsłuchując się w słowa Azjaty które dźwięczą mi w uszach-Pamiętacie jaki jest plan robimy wszystko aby pozbyć się gnoja...- na chwilę tracę kontakt z rzeczywistością i już sama do końca nie wiem czy dzieje się to naprawdę czy tylko w moim umyśle, a może to sen ? Rzeczywistość miesza się z wyobrażenia i jakie kształtują się pod moją czupryną, doprowadzając mnie do szaleństwa. Zamykam i otwieram oczy utwierdzając się, że jest to autentyczne. Niech się dzieje co chce. Po raz kolejny spoglądam na ostre noże mieniące się w świetle księżyca. Dostrzegam jak drżącym dłońmi zaciskają broń. Niech się dzieje co musi.
~~~~~~~~
Niewielka trzyosobowa grupa wyskakuje z ukrycia nacierając w stronę bóldożercy. Ostrza noży szczękają wyciąganie z pokrowca przewiązanego u boku. Przez krótką chwilę wydaje się iż bóldożerca nie wyczuł Minho i jego towarzyszy wciąż patrzy w kierunku przeciwnym, w miejsce w którym nie ma Azjata i jego kolegów, wciąż patrzy w inne miejsce. Z ulgą wypuszczam powietrze z ust, odczuwają chociaż chwilową przewagę nad kreaturą. Przypływ euforii mija momentalnie, powietrze przerywa głośny krzyk bóldożercy. Potwór zwraca swoje ślepia w stronę potencjalnego zagrożenia, przez chwilę stoi w bezruchu
obserwując poruszające się sylwetki. Następnie szalonym zrywem rzuca się w stronę trzech przerażonych postaci.
CZYTASZ
She's the last one ever
FanfictionONA była zarówno, pierwsza jak i ostatnia. Nie było, żadnych złudzeń. Pojawiła się nagle i bez zapowiedzi, tym samym zaburzając porządek w całej strefie. Jak to w ogóle możliwe, że wśród grupki streferów, znalazła się dziewczyna? Przecież trafiali...