Wskazówka kompasu obraca się wokół własnej osi. Na tyle szybko, że jej kształt jest niewyraźny i rozmazany, a w gruncie rzeczy przypomina coś na kształt rozmazanych prążków o abstrakcyjnej i nie do określenia formie. Dłuższe śledzenie wzrokiem sprawi, że gałki oczne dostają oczopląsu, gdy usilnie starają się nadążyć za trajektorią jej ruchu, natomiast cały świat zaczyna wirować, przez co odnoszę wrażenie, że lada chwila utracę kontakt z podłożem. Wyblakłe od słońca kontury mapy, głęboko utkwiły w mojej pamięci, a wielokrotne jej studiowanie sprawiło, że znam ją na pamięć i bez problemu odtworzę ją bez kontrolowania wszystkich jej szczegółów, a nawet z zamkniętymi oczami czy w ciemnościach. Odkąd wyruszyliśmy w drogę, nikt nie odezwał się ani słowem, zdenerwowanie jest niemal namacalne gołymi rękami, a atmosfera zgęstniała do tego stopnia, że z trudem łapię oddech. Wypełniająca moją głowę gonitwa myśli nie daje mi spokoju i uzmysławia, że zbudowałam pewnego rodzaju mur. Nie tylko pomiędzy streferami, których prawie w ogóle nie znam, ale również między najważniejszymi dla mnie osobami i właśnie to doskwiera mi najbardziej, ciąży na sercu i sprawia, że nie potrafię skupić się na niczym inny.
- Długo będziecie mnie ignorować?- Nie wytrzymuję w końcu presji i cofam się, wpychając między Thomasa i Minho.- Wiem, że postąpiłam ryzykownie, ale nie mamy innego wyjścia.- nie uzyskuję żadnej odpowiedzi, co wzbudza we mnie jeszcze większą irytację. Czasem za bardzo się wysilam, co odbija się negatywnie na moich uczuciach. Zawsze próbuję dogodzić wszystkim wokoło i zapominam o samej sobie.
- Mniejsza z tym, co zaproponowałaś temu gościowi.- jako pierwszy odzywa się Newt.- Wszystko jest tak popieprzone, że sam nie wiem, komu możemy zaufać...- wzdycha bezgłośnie, ściszając głos, aby słowa mogła usłyszeć jedynie nasza niewielka grupka.
- Masz na myśli Brendę?- chrząka Thomas, wskazując gestem głowy w stronę, prowadzącej pochód dziewczyny. Przyznam, również nie jestem do niej przekonana, ale nie mamy innego wyjścia. Brenda jest jedyną miejscową spośród wszystkich, zna okolicę najlepiej z całej grupy i jako jedyna wychowywała się na tych terenach. Nie pamiętam, gdzie mieszkałam przed labiryntem, ale intuicja podpowiada mi, że nie w tym miejscu. Nie wiem dokładnie gdzie, ale nie w tych rejonach i ta świadomość jest wystarczająca.- Myślę, że jest nieszkodliwa, więc nie mamy powodów do zmartwień, ale jak na razie jest dość cenna.- dodaję, upewniając się, że nikt nie słyszał, o czym rozmawiamy.
- Jako jedyna może doprowadzić nas do Johna, ale to nie wiele zmienia.- upiera się przy swoim Minho.- Skąd wiesz, że nie ma wobec nas złych zamiarów? Być może to pułapka i za chwilę władujemy się w łapska DRESZCZU?- dodaję najwyraźniej nadal przekonany do swoich argumentów. Co prawda nigdy, nie wiem, co dokładnie czuję, ale po części rozumiem jego obawy. Wielokrotnie stawiano nas w sytuacji bez wyjścia, poddawano nasze zaufanie próbom, ale z drugiej strony nie pozostaje nam nic innego jak uwierzyć w jej dobroduszność, a raczej chęć zysku, bo jak wspominała razem z Jorge, nie pomogą nam za darmo. Dlatego, też mogę założyć się o własne życie, że stara się załatwić wszystko jak najmniejszą linią oporu, aby nie stracić na tym zbyt wiele.
- Do cholery jasnej Minho!- szatyn podnosi głos na Azjatę, a oczy wszystkich wędrują do tyłu, więc gestem ręki pokazuje, że wszystko jest w porządku.- Nie możemy, przez cały czas uciekać od DRESZCZU... Musimy z nimi walczyć.- odzywa się po dłuższym czasie, upewniając, że reszta streferów straciła zainteresowanie, panującym między nami napięciem.
- Mam do ciebie jedno pytanie, ale słuchaj uważnie ogey?- chrząka Minho, a jego twarz tężeje do czegoś pomiędzy powagą a złością. O
Odwracam na chwilę wzrok i udaję, że ze stoickim spokojem, karmię się jego złością, a tak naprawdę pospiesznie rozglądam się na wszystkie strony, pilnując, aby nikt nie dostrzegł, że kłócimy się po raz kolejny w ciągu kilku minut, natomiast kątem oka spoglądam na jego skroń. Widzę jak szczęka, drga mu pod wpływem silnych emocji, a spojrzenie utkwione prosto przed siebie z pewnością nie wróży nic dobrego. - Od ponad trzech lat prowadzimy rozgrywki z Dreszczem...- przerywa na chwilę i próbuje zebrać myśli do kupy. Odwracam od niego wzrok i ukradkiem spoglądam na Thomasa, który w skupieniu wsłuchuje się w słowa Azjaty i po kolei sączy, wszystkie pojedyncze słowa z jego ust, obydwoje w skupieniu ważą każdą wypowiedź, a przez to gotowość do konfrontacji jest wyraźnie namacalna. - W takim razie, w jaki sposób masz zamiar im dowalić? Jesteśmy jedynie bandą przygłupich nastolatków z wymazaną pamięcią. Bez poparcia i środków walki, którymi moglibyśmy się posłużyć do rozpieprzenia ich organizacji w drobny mak...- dodaję po kilku sekundach, a gotowość do kłótni w jego głosie zmienia się w bezradność i przeogromne poczucie beznadziei. Mrugam kilka razy i przecieram oczy rękawem, próbuję pojąć zaistniałą sytuację, która nie pasuje mi do utrwalonego w głowie obrazu Minho. Awanturnika, który daje się ponieść emocjom i w przypływie chwili postępuje w nieprzemyślany sposób. Chłopaka, który pod wpływem złości jest w stanie obrzucić, nawet najbliższą osobę obelgami i trafić w twój czuły punkt. Wydarzenia z labiryntu odcisnęły na każdym z nas nie wymazalne piętno i ukształtowały nasze charaktery, nadbudowały nasze usposobienia i pozwoliły odrodzić się na nowo. Pozostawiły w nas dawne cechy i zachowania, ale wypielęgnowały je w taki sposób, że stały się o wiele lepsze.
CZYTASZ
She's the last one ever
FanficONA była zarówno, pierwsza jak i ostatnia. Nie było, żadnych złudzeń. Pojawiła się nagle i bez zapowiedzi, tym samym zaburzając porządek w całej strefie. Jak to w ogóle możliwe, że wśród grupki streferów, znalazła się dziewczyna? Przecież trafiali...