= IV =

207 11 0
                                    

Skwar uderza w moje ciało ze zdwojoną siłą. Zbyt długo przebywałam w chłodnych podziemiach. Zdążyłam przyzwyczaić się do klimatyzowanych pomieszczeń i temperatury panującej tam na dole. Niezgrabnie z pomocą Azjaty wydostaję się z okienka w suficie. Staję na rozgrzanym piasku obserwując otoczenie. Połacie jasnego pyłu rozprzestrzeniają się, gdzie tylko nie zawieszę oka. Ogromne piaszczyste wydmy odbijają słońce w oddali. Naciągam prześcieradło na głowę, próbując schronić się choć trochę przed skwarem. Niewiele to daje, ale zdecydowanie lepsze to niż nic

. -Wszyscy są?-przesuwam leniwie wzrok w stronę Minho, Thomasa i Newta. Zawzięcie przeliczających uczestników wyprawy. O ile mogę tak nazwać, kolejny z eksperymentów, przeprowadzanych na naszych skórach. Właśnie, co mieliśmy zrobić? Drapię się po głowie ręką, która jest wolna od trzymania materiału. Zaledwie kilka minut w upale, a już wszystko wyparowało z mojej głowy w ekspresowym tempie. Potrzebuję kogoś z kim, mogę się na radzić. Ruszam w stronę ścieśnionej grupki streferów. Piach odsuwa się spod podeszwy, pod którą czuję jego podwyższoną temperaturę. Mam nadzieję, że jej gumowa struktura nie zacznie się topić przy każdym kolejnym kroku.

 -Dwa tygodnie stary, na przebycie...- Thomas na chwilę zawiesza głos, pocierając twarz dłońmi, jakby tym sposobem mógł przypomnieć sobie wszystkie szczegóły, które wyleciały mu z głowy.- Nie pamiętam, ile to było kilometrów.-robi skwaszoną minę. 

Mamy dokładnie dwa tygodnie na przejście siedemnastu? Dwudziestu jeden? Nie to było trochę mniej. Anastasia myśl, z czym skojarzyłaś sobie długość drogi. To było coś podobnego do jednej danej, którą podał nam Szczurowaty. Skupiam się najlepiej, jak tylko potrafię i usiłuję odszukać w odmętach umysłu tego jednego brakujące go elementu.

 -Czternastu kilometrów!-wykrzykuję radośnie. Wiedziałam, że przedstawił nam podobne wskazówki. Dwa tygodnie, czternaście dni, czternaście kilometrów. W głowie dobrze świtało, że było coś podobnego do siebie. Zamieram na parę sekund, czując zmieszane spojrzenia na sobie, za bardzo mnie poniosło. Ten wybuch entuzjazmu był trochę nie na miejscu. Uśmiecham się delikatnie, drapiąc po karku. Czuję się bardzo niekomfortowo i niezręcznie.

 -Dziękuję Nastia.- szatyn patrzy na mnie zszokowany, nie odrywając wzroku od własnych dłoni.-Ruszamy na północ. Od razu informuję, że nie odpowiadam za osoby, które dobrowolnie dołączą się od grupy.-pokazuje gestem za plecy, czyli z pewnością w stronę, właściwą.

 Kiwam jedynie głową, starając się nie robić nic głupiego, co mogłoby przynieść mi jeszcze większego wstydu. Dzisiaj najadłam się go wystarczająco. Idę przed siebie, a pot leje się ze mnie strumieniami. Okropny upał nie daje mi chwili spokoju. Upijam łyka wody z butelki, jest okropnie ciepła, przez co nie smakuje najlepiej. Szczerze? Wolę taką niż żadną. Sięgam wzrokiem tuż przed siebie, licząc na... Sama nie wiem na co, budynki, palmy. Cokolwiek, pod czym mogłabym schować się przed doskwierającym słońce. Panuje tutaj tak ogromny skwar, że nawet nie potrafię określić pory dnia po temperaturze. Obawiam się nocy, ponieważ te na pustyni potrafią być naprawdę zimne i nieprzyjemne.

 -Jak się czujesz?-pyta Newt po dłuższej chwili milczenia.

 -Szczerze?-zadaję pytanie retoryczne.- Zaraz mój mózg zagotuje się od tej wysokiej temperatury.-uśmiecham się delikatnie rozbawiona swobodą, z jaką to mówię.

 -Mam tak samo.-wzdycha ledwo słyszalne.- Wydostałem się z labiryntu, ale bezkarnie stwierdzam, że tam było dużo lepiej.- tęsknota w jego głosie jest nie do ukrycia. Nie przypuszczałabym, że to powiem jednak zgadzam się z nim w stu procentach, w labiryncie było dużo łatwiej i przyjemniej. Temperatura nie była zabójczo wysoka, a do dyspozycji mieliśmy pola uprawne, szpital, prysznice z bieżącą wodą oraz wiele innych wygód, które na ten moment stanowią niebywały luksus. Z chęcią wróciłabym do labiryntu, niestety nasi oprawcy mają względem nas inne plany. Podobno cel, uświęca środki. Czy zgadzam się z tą opinią? Nie wiem, mam co do tego mieszane uczucia. Z jednej strony dobija mnie świadomość, że dzięki naszemu cierpieniu inni ludzie będą mieli szansę na spokojne życie, ale z drugiej mam ochotę przeciwstawić się wszystkiemu i walczyć. Myślałam, że straciłam wszystko i nie mam już nic. Właśnie w tej kwestii się myliłam, straciłam wiele, ale zyskałam jeszcze więcej w postaci ogromnego bagażu doświadczeń. Labirynt i ciężkie warunki nauczyły mnie naprawdę dużo.

She's the last one everOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz