~V~

1.2K 56 9
                                    

Nadszedł wieczór a wraz z nim wyczekiwane przez wszystkich ognisko. W powietrzu dało się wyczuć pełną podniecenia atmosferę. Ogień przyjemnie trzaskał, ogrzewając i oświetlając miejsce zabawy. Siedziałam, z zamkniętymi oczami o pień drzewa wsłuchując się w trzaskanie palonego drewna i wesołe rozmowy streferów. Całe ognisko przygotowano, naprawdę porządnie naokoło niego rozstawiono stoły piknikowe przyniesione z kuchni. Nie wiem co na to Patelniak, ale już mogę wyobrazić sobie grymas na jego twarzy, kiedy streferzy wchodzą do jego jaskini, aby oznajmić, że chcą pożyczyć stoliki na ognisko. Siedziałam, tak rozmyślając, cieszyłam się chwilą spokoju, która nie trwała, zbyt długo ktoś postanowił, przysiąść się do mnie. Przy okazji strasząc, mnie o mało nie dostałam zawału, podskoczyłam, wydając z siebie zduszony krzyk.

-Cholera jasna Newt!-położyłam, rękę na klatce piersiowej próbując, zwolnić bicie serca-Prawie zawału dostałam.-skierowałam, spojrzenie na chłopaka wyglądał na lekko zakłopotanego.

-Przyniosłem, coś dla ciebie. -powiedział, wyciągając zza pleców słoik z dziwną substancją.

-Co to jest ?-zapytałam niepewnie. Chłopak popatrzył, na mnie lekko się uśmiechnął, po czym dodał.

-To nasz specjalny napój pijemy go na każdym ognisku, spróbuj.-wyciągnął w moją stronę słoik z płynem. Wzięłam go od niego i powąchałam, napój pachniał słodko, jabłkami a może nawet winogronami. Nie zastanawiając się ani chwilę nabrałam do ust duży haust napoju. Był ohydny gorzko-kwaśny na dodatek palił mnie w usta może i pachniał pięknie, ale smakował okropnie. Poczułam, jak zbiera, mi się na wymioty, wyplułam całą zawartość ust prosto na Newta, zanim zdążyłam puścić pawia.

-Fuj!co to jest, myślałam, że to zwrócę.-mruknęłam, ocierając usta rękawem. Dalej czułam w nich ten gorzki posmak.

-Pojęcia nie mam, Gally to pędzi, ale nie musiałaś, wypluwać tego na mnie.-mruknął, Newt świdrując, mnie wzrokiem zaczął wyciskać mokrą koszulkę.

-Jak możesz dawać, mi coś, jeśli nawet nie wiesz, co to jest i z czego to jest.-warknęłam.-a co jeśli to trucizna?!

-Weź, przestań!, przecież Gally nie chce, nas otruć!-warknął, mierząc mnie od góry do dołu wzrokiem.

-A skąd to możesz, wiedzieć potrafisz czytać w myślach.-burknęłam, hardo wpatrując się, w blondyna. Już miałam coś dodać, ale on mnie wyprzedził.

-Nie umiem! Przecież nigdy nie próbowałbym cię otruć -wrzeszczał, cały dygocząc, ze złości.

-A skąd ja mam to wiedzieć!-wrzasnęłam, Ha właśnie odpłacę mu się pięknym za nadobne. W przypływie emocji wzięłam do ręki słoik i wylałam całą jego zawartość na blondyna. Od razu tego pożałowałam, widząc jego rozzłoszczony wyraz twarzy.

-Co ty robisz!-wrzasnął, po czym zdjął koszulkę i cisnął, nią we mnie.-Teraz to wypierzesz! O nie miarka się przebrała co on sobie myśli, że jestem jakąś sprzątaczką lub niewolnicą ja mu zaraz dam.

-Idioto!nie jestem twoją służącą.-wstałam i cisnęłam koszulką o ziemię.

-Ah tak teraz przez ciebie będę śmierdział tym pikolonym klumpem Gallyego.

-I tak już śmierdzisz.-wydzierałam się, na całe gardło dopiero teraz poczułam wzrok streferów na plecach.

-Przegięłaś -fuknął pod nosem Newt. Poczułam, jak chwyta mnie w pasie i przerzuca sobie przez ramię. Zaczęłam wołać o pomoc, kopać, i obkładać go pięściami po plecach. Bez skutku pewnie nawet nie poczuł, po prostu szedł dalej niewzruszenie. W końcu się poddałam, nic tu nie wskóram. Teraz muszę, tylko czekać co ze mną zrobi. Oddalał się, ze mną w objęciach coraz dalej dźwięk muzyki był, już słabo słyszalny. Spojrzałam, w bok zobaczyłam blask księżyca odbijającego się od tafli wody. Nie nie nie czy on chce, mnie tam wrzucić zaczęłam się wyrywać, ale bez skutecznie. Był, zbyt silny, abym mogła, wyślizgnąć się z jego uścisku. Zaczęłam grać na zwłokę
-Newt proszę.-zaczęłam, błagalnym tonem jednak on nie zareagował, był, coraz bliżej wody zachowywał się, tak jakby mnie nie słyszał.-Błagam, nie wrzucaj mnie do wody.-zaczęłam, mocno obejmując jego szyję. Jednak nie dał się ubłagać. Był niewzruszony. Po chwili poczułam, jak z wielkim pluskiem ląduję, w zimnej wodzie jeziora. Jak on mógł mi to zrobić. Ale nie ma, tak łatwo skoro ja jestem, mokra to i on będzie. Do głowy wpadł mi plan.
-Pomocy! Ratunku nie umiem pływać.-wynurzałam się I zanurzałam, udając, że się topię. Zobaczyłam, jak oczy Newta rozszerzają się z przerażenia. Następnie bez zastanowienia zdjął buty i rzucił mi się na ratunek. Kiedy tylko chwycił, mnie za ramiona wyrwałam się, ochlapując go wodą prosto w twarz.
-To za to, że wrzuciłeś mnie do wody.-powiedziałam, okładając go pięściami.
-Czy ty jesteś normalna! Myślałem, że się topisz -burknął, chwytając mnie za nadgarstki.
-To źle myślałeś!-krzyknęłam, wyrywając się z uścisku.
-Jesteś beznadziejna!-wrzasnął-nadajesz się tylko do mycia kibli jako pomyj! Poczułam, jak wypływa ze mnie cały gniew. To zabolało. Naprawdę zabolało. Czułam się, jakby ktoś wbijał mi szpilkę w serce. Nigdy do tond nie usłyszałam czegoś takiego a tym bardziej od Newta. Sama nie wiem, czemu zrobiło mi się tak przykro. Przecież znałam go jeden dzień. Jak z procy popłynęłam do brzegu. Już miałam odejść, gdy nagle poczułam, jak ktoś chwyta mnie za rękę.

-Zostaw mnie. -powiedziałam, przełykając, łzy wyrwałam dłoń z jego uścisku. Odeszłam, szybkim krokiem nie chciałam, żeby widział, moją słabość nie chciałam, żeby widział, jak płaczę. Skierowałam się w stronę kuchni. Postanowiłam utopić smutki w alkoholu. Wpadłam, do niej jak burza na blacie kuchennym siedział, Patelniak z jakimś szatynem, którego wcześniej nie widziałam. Podbiegłam, do niego wyrywając mu słoik z ręki.
-Ej!mała co ty robisz.-odezwał się szatyn.
-Ja...nic po prostu miałam zły dzień.-odpowiedziałam sącząc płyn ze słoika. Był ohydny, ale po krótkim czasie przyzwyczaiłam się do jego smaku. Wypiłam jeden słoik, drugi, trzeci.
-Patelniak już nie mogę- wydukałam, biorąc się za czwarty.
-Nie gadaj, tylko pij. -rzachnął się szatyn, śpiewając jakąś piosenkę. Zabawa trwała w najlepsze, gdy do kuchni wparował Newt cały zziajany i mokry. Zmierzył całą naszą trójkę wzrokiem.
-Tommy, co tu się dzieje.-zwrócił się do szatyna.
-To, co widzisz. -wydukał, głupkowato się śmiejąc.
-Myślałem, że jesteś mądrzejszy.-burknął pod nosem- Nastka chodź, idziemy.-po patrzył na mnie z troską.
-Ja nigdzie nie idę.-wstałam gwałtownie z krzesła. Już miałam ruszyć do przodu, zachwiałam się, runęłam, do przodu jak długa myślałam, że zaliczę, bliskie spotkanie z glebą, a jednak nie poczułam, silne ramiona blondyna.
-Idziesz.-odparł, chwytając mnie pod kolanami i biorąc, na ręce już miałam, mu się wyrwać, zaprotestować, ale po prostu wtuliłam się w jego klatkę piersiową i odleciałam.




She's the last one everOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz