= XII=

113 6 2
                                    

Panorama miasta wyrastała przed naszymi oczami pół godziny przed wkroczeniem na brukowane ulice. Aglomeracja miejska nie wyróżniała się niczym szczególnym, a nerwowy klimat przepełniał powietrze zmieszane z zapachem stęchlizny, pozostawiając grubą i nieprzepuszczającą światła skorupę. Tutejsi mieszkańcy obserwowali nas niezbyt przychylnie, a biorąc pod uwagę obecny wygląd, mieli ku temu powody. Próbowałyśmy zgubić w tłumie parzący wzrok mieszkańców, ale, ubrane w potargane i przesiąknięte krwią ubrania, zwracały znaczną uwagę. Pot wymieszany z kurzem pozostawiał smugi na czerwonych od wysiłku i ciepła twarzach. Przez cały czas czuję, że znam to miasto, wymazali mi całą pamięć, więc przypuszczalnie mogę je kojarzyć, albo DRESZCZ postanowił na rozrywkę moimi kosztem.

- Musimy znaleźć ten cholerny klub, zanim wezwą Szychów.- szepnęła nerwowo Brenda, idąc pod prąd przez tłum spiesznych tubylców. Zmierzała wprost do południowej dzielnicy, a ja tuż za nią kontrolowałam odległość między nami, by nie zostać za daleko.- Z pewnością wzięli nas za nosicielki, więc nie zwracaj na siebie uwagi. Jesteś rodowitą mieszkanką tego miasta zrozumiano? - chrząknęła, kierując mnie gestem głowy w jedną z bocznych ulic. Zmarszczyłam brwi ze zdziwienia, zerkając przy okazji w dyskretnie pokazane przez nią miejsce. Mężczyzna w średnim wieku wyglądał na całkowicie zdrowego i przy okazji całkiem zadbanego Gacha, o dość wysokim statusie społecznym rozpaczliwie walczył z dwoma nadzorującymi miasto mundurowymi. Nic z tego nie rozumiem, przecież wygląda na okaz zdrowia, dlaczego, więc pochwycili go, zamiast niwelować autentyczne zagrożenie? Może ukradł coś w sklepie. Przez myśli przeleciał mi jeden krótki impuls informujący, że powinnam interweniować.

- Nie błagam, nie zabierajcie mnie do Enklawy!- rozdzierający powietrze wrzask wstrząsał najbliższą okolicą, sprowadzając uwagę przechodniów i pracujących na straganach przekupek.- Przecież jestem zdrowy, ludzie powiedzcie im coś, nie mogę trafić do tego wariat...- wrzaski ucichły, wraz z zamknięciem i zaryglowaniem na kilka spustów pokrywy metalowych drzwi wojskowej ciężarówki, a jedynym dźwiękiem było głuche dudnienie, odbijane masywnych ścian pojazdu, wyrażał okropną rozpacz i niedowierzanie. Nie mogę pozwolić na takie traktowanie, jak mogą zamykać niewinnych ludzi! Wystartowałam do przodu i zaczęłam biec przez tłum, ale nim zdążyłam wykonać kilka kroków, mocne szarpnięcie, połączone z niezadowolonym mlaśnięciem ostudziło mój zapał, dając do zrozumienia, że mam poniechał wszelkim działaniom.

- Przestań, nie pomożesz mu... To koniec już nic nie możemy dla niego zrobić.- odciągnęła mnie do tyłu co, spowodowało jeszcze większą irytację. Nie możemy zostawić go na pastwę losu, niewinny człowiek nie będzie cierpiał. Na pewno popełnili błąd, zabrali nieodpowiednią osobę. Być może Brenda jest znieczulona na takie sytuacje, ale ja nie mogę na to patrzeć powinnam mu pomóc, sumienie nie da mi spokoju, dopóki nie zareaguję w żaden sposób.- Przestań, to wytłumaczę Ci, czemu jest po wszystkim. Nie przywykłaś, do tego wiem, że to dla ciebie bolesne, jednak wysłuchaj mnie, zanim popełnisz błąd.- wzdycha, a jej głos po raz pierwszy od naszego spotkania jest miękki i pełen współczucia. Zupełnie inny niż zazwyczaj. Nie przekonuje mnie wyczuwam podstęp.

- Ogey, ufam Ci.- przestaję z nią walczyć, gdy ciężarówka odjeżdża z piskiem opon i znika za najbliższym zakrętem. Postanawiam zaufać ciemnowłosej z jednej przyczyny. Jej głos brzmi naprawdę przyjemnie i kojąco po raz pierwszy kierują nią emocje, zawsze zimna jak lód Brenda pokazała, że człowieczeństwo, które posiada nadal w niej żyje. Nie wyczułam w nim ani odrobiny wyzwania i arogancji, którymi operuje podczas każdej rozmowy. Nareszcie nie potraktowała mnie z góry jak niedoświadczoną smarkulę, a jak rówieśniczkę i koleżankę.

- Wyglądał na zupełnie zdrowego, ale uwierz mi... Nie był.- na nerwowy uśmiech rozpromienia jej twarz, prowadzi mnie prosto przed siebie nadal podążamy w głąb południowej części miasta.- Był pod wpływem pseudo lekarstwa, Nirvany.- dodaje na jednym wdechu i uprzedza mnie swoją odpowiedzią jakby wiedziała o co mam zamiar zapytać. Przez ułamki sekund przychodzi mi na myśl, że potrafi czytać w myślach.- To mocniejsze niż narkotyk... Otumania i odbiera możliwość racjonalnego patrzenia na rzeczywistość. Wyłącza twoje myśli a dzięki temu nie jesteś pod wpływem stresu i spowalniasz chorobę, ale nie zdrowiejesz.- kończy wypowiedź, a wszystko, co miało miejsce zaledwie kilka minut temu, nabiera sensu. On był chory, poważnie chory, rozsiewał zarazę, a służby wypełniały swoje obowiązki. Jestem idiotką, kompletną kretynką, po raz kolejny pozwalam emocjom zawładnąć nad moimi ciałem. Na szczęście Brenda była tam ze mną i powstrzymała mnie przed popełnieniem głupoty. Gdybym próbowała wydostać tego gościa z ciężarówki na pewno, pomyśleliby, że jestem chora i wywieźli poza miasto, do Enklawy, w której umierałabym zamknięta wśród chorych ludzi, którzy nie mają innego wyboru.

She's the last one everOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz