~XXll~

468 27 1
                                    

-Jak myślisz czy kiedy Jeff zdejmie to cholerstwo z mojej nogi będę mógł wrócić do biegania?-blondyn podniósł się do pozycji siedzącej lustrując mnie wzrokiem.Newt spędził w szpitalu całe dwa tygodnie nie mogąc wyjść z budynku chociaż na minutę.Codziennie po pracy spotykałam się z nim na pogaduchy zazwyczaj siedziałam tam do późna a Clint wyganiał mnie ze szpitala,staraliśmy się nadrobić stracony czas,tak zachowywaliśmy się jakby był nieprzytomny przez cały rok a tak naprawdę były to zaledwie niecałe dwa tygodnie.Każda minuta spędzona w jego towarzystwie dawała mi radość przy nim czułam że żyję.Ale gdybym miała spędzić tyle czasu w czterech ścianach dostałabym do głowy.W końcu świeże powietrze jest potrzebne. -Nie wiem słońce,a teraz jedz.-wpycham mu jedną z kanapek do ust. -Chyba chcesz mnie utuczyć.-szczerzy się blondyn zajadając chlebem z serem. -Nie prawda po prostu dbam żebyś nie umarł z głodu.-odpowiadam drocząc się z nim. -Ty to jednak mnie kochasz Rusałko,skoro chcesz się ze mną użerać.-śmieje się. -A co sobie myślałeś kogo bym denerwowała.-uśmiecham się. -Gratuluję.Nie wiedziałem że jesteście razem.-odzywa się Chuck.Blondyn krztusi się kanapką a ja z niedowierzaniem wytrzeszczam na chłopca oczy.-To wy nie te tego?-patrzy na nas zdezorientowany. -Nie,my nie jesteśmy parą.-uprzedza mnie blondyn z odpowiedzią.A ja nadal siedzę skołowana nie mogąc wykrztusić ani słowa ze zdziwienia. -W ogóle skąd coś takiego przyszło ci do głowy?-pytam odzyskując głos,jak na razie jest to jedyna rzecz na którą mnie stać. -Sam nie wiem jakoś tak.-peszy się potrząsając kędzierzawą głową. -Cześć i czołem młodzi!-drzwi uchylają się z głośnym piskiem a do środka wchodzi jak zwykle szczęśliwy Jeff.Trochę mnie to zaskakuje raczej nie byłabym taką optymistką pracując w szpitalu,po prostu musi kochać to co robi.Jak tak teraz myślę to nawet nie potrafię przypomnieć sobie sytuacji w której byłby smutny bądź skołowany.Zawsze tryska od niego energią i szczerym optymizmem. -Jak tam samopoczucie kaleko?- żartobliwie czochra gęstą blond czuprynę mojego przyjaciela. -Jesteś tak zabawny.Że aż skręcam się ze śmiechu.-odpowiada sarkastycznie,poprawiając swoje rozczochrane włosy które są w jeszcze gorszym nieładzie niż zazwyczaj. -Widzę że humorek dopisuje,oceń swoje samopoczucie w skali od jednego do dziesięciu?-ciemnoskóry wybucha śmiechem. -Mocne osiem na dziesięć.-odpowiada oszołomiony blondyn. -To co zdejmujemy dzisiaj to dziadostwo?-pyta czarnoskóry wyciągając zza pleców metalowe nożyczki do cięcia bandaży.,pamiętam je z praktyk u Jeffa,niestety były one tak kiepskie i nieudane że wolę o nich nawet nie pamiętać,po tym jak zamiast kropli do oczu podałam mu krople na niestrawność żołądkową,dobrze że zorientował się w porę bo wolę nie wiedzieć jakby to się skończyło.Pojęcia nie mam jak on to wszystko rozpoznaje,każda z buteleczek wygląda identycznie.Jeff uważa że różnią się od siebie ale jak dla mnie to jedno i to samo.Sprawnie i szybko rozcina białe bandaże a następnie wyjmuje usztywnienie,przygląda się z dokładnością nodze oglądając ją z każdej możliwej strony i mrucząc pod nosem coś od niechcenia bardziej do siebie niż do innych.Czasem zastanawiam się czy nie pracował w jakimś szpitalu przed tym jak trafił do labiryntu w końcu każdy z nas musiał coś robić.Często zastanawiam się czy ten labirynt nie jest rodzajem kary za zbrodnie które popełniliśmy w przeszłości jednak nie potrafię sobie wyobrazić co takiego mógłby zrobić niespełna trzynastoletni Chuck. -Powinno być ogey.A teraz zegnij nogę.-instruuje blondyna.Newt niepewnie zgina nogę w kolanie sycząc z bólu widzę jak całe jego ciało napina się. -To tak cholernie boli.-mruczy wypuszczając z ust powietrze z głośnym świstem. -Tak myślałem.-odzywa się Plaster.-Musisz to rozchodzić po pewnym czasie powinno być lepiej,a teraz przepraszam was ale muszę iść do Albyego.-rzuca szybko po czym obraca się na pięcie i wychodzi z pomieszczenia.Ostatnio w strefie chyba nie dzieje się za dobrze wszyscy są wzywani do Albyego. -Cholera,coś jest nie tak.-odzywa się Newt tak jakby czytał w moich myślach. -Co się dziwisz,Gally rozsiewa paskudne plotki na temat Nastki.-odzywa się Chuck po krótkiej chwili milczenia. -Dlatego Alby był u mnie i miał do niej uprzedzenia.-zamyśla się na chwilę jasnowłosy zupełnie ignorując wszystkich. -Czekaj chcesz powiedzieć że kłóciliście się z Albym o mnie?-dziwię się. -Tak ale nie mogłem już wytrzymać jego pikolenia o tym że pracujesz dla dreszczu i chcesz nas wszystkich zniszczyć.-prychnął. -Ogey.Jestem ci bardzo wdzięczna ale po co Gally miałby rozsiewać o mnie plotki przecież nic mu nie zrobiłam?-pytam zdezorientowana. -Sama pomyśl jesteś tu pierwszą dziewczyną każdy mógłby mieć lekkie uprzedzenia.-odzywa się Newt

.-A druga strona medalu jest taka że kiedyś na jednym z zebrań Newt nadszarpnął jego reputację broniąc Anastasię.Atakując ciebie Newt naraziłby się na gorszy gniew Albyego,bo to ty jesteś jego zastępcą a Anastasia to tylko zwykła nic dla niego nie znacząca streferka.Obsmarowując ją ma z tego większe korzyści doprowadzi do tego że pożresz się z Albym a jej zniszczy reputację.-kończy chłopiec na jednym oddechu. -Chuck ty to masz łeb.-odzywa się Newt. -Jak tylko znajdę tego klumpa przysięgam że tak skopie mu tyłek że nie wstanie!-słyszę po jego tonie głosu że jest zdenerwowany raczej trudno wyprowadzić go z równowagi,właśnie podnosi się z łóżka i ma zamiar wyjść ze szpitala,reaguję w zawrotnym tempie i odpycham go z powrotem na białą pościel. -Ani mi się waż,nic mu nie zrobisz rozumiesz,jak tylko się dowiem że chodźby jeden najmniejszy włos spadł mu z głowy i to z twojej winy nie odezwę się do ciebie ani słowem do końca mojego marnego życia.-mruczę półgłosem. -Niech ci będzie ale on rozsiewa na twój temat plotki,nie obchodzi cię że niszczy ci opinię?-burzy się blondyn. -Co to ma za znaczenie ważniejsze jest to że moi przyjaciele znają prawdę.-odpowiadam spokojnie.Nie mam zamiaru się z nim kłócić tym bardziej o Gallego z którym prawie w ogóle nie mam kontaktu.-A teraz obiecaj na małego palca że zostawisz go w spokoju.-dodaję po chwili. -Obiecuję.-mówi niezadowolony jasnowłosy. -Cieszę się,chodź.-wyciągam w jego stronę ręce.-Podaj mi ręce przecież nie gryzę.-uśmiecham się. -Co ty kombinujesz.-podaj mi niepewnie ręce,pomagam mu wstać. -Jeff powiedział że musisz to rozchodzić.-rzucam szybko i trzymając za ręce prowadzę po pomieszczeniu,widzę jak co chwilę jego twarz wykrzywia się w grymasie bólu,który stara się przede mną ukryć.Od dziesięciu minut chodzimy po pokoju idzie mu coraz lepiej choć nadal sprawia ból.Cofam się do tyłu nie oglądając za siebie,zahaczam lewą nogą o kabel lampki,czuję jam nogi odmawiają posłuszeństwa i tracę grunt pod nogami,przewracam się do tyłu ciągnąc za sobą Newta oboje przewracamy się z trącając z szafki nocnej czerwoną lampkę. -O cholera przepraszam.-mruczy blondyn.Nasze twarze znajduję się zaledwie milimetry od siebie praktycznie stykamy się nosami.Ze zdenerwowania przeczesuje włosy ręką i podnosi się z mojego torsu.Pomaga mi wstać. -Nic się nie stało to ja zahaczyłam o kabel.-uśmiecham się nerwowo.Spoglądam na podłogę czują c że zaraz się zarumienię.-Lepiej tu posprzątajmy zanim któryś z plastrów wróci.-mówię spoglądając na lampkę a raczej na jej szczątki.Szybko zabieramy się do pracy po chwili jest już po wszystkim ani śladu że coś się stało może pomijając fakt że brakuje lampki. -Chodź,idziemy na dwór ciągnę blondyna w stronę drzwi.

She's the last one everOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz