Pov.Thomas
Biegnę przed siebie ile sił w nogach,rozwiązane sznurówki i nieprzyjemny chłód w płucach utrudnia wszystko,z każdym kolejnym krokiem walczę o mały haust powietrza,w ostatniej chwili skręcam w prawo chroniąc się przed brutalnym zderzeniem ze ścianą.Odruchowo spoglądam w tył. Obrzydliwe clielsko bóldożercy wyłania się zza ściany.Serce podskakuje mi pod gardło a żołądek wykonuje salto w tył.Pomimo wielkiego zmęczenia przyspieszam kroku chcąc dogonić mojego towarzysza niedoli.Jego czarna czupryna śmiga mi przed oczami za jednym z zakrętów.Ponaglam swoje ciało do nadludzkiego wysiłku właśnie zamierzam krzyknąć w jego stronę żeby na chwilę zwolnił.Przypadkowo nadeptuję na jedną ze sznurówek.Błagalnie patrze przed siebie starając się złapać równowagę.Wystawiam przed siebie ręce chcąc zamortyzować siłę upadku,z piskiem wykładam się jak długi na zimnej kamiennej posadzce labiryntu.Stukot metalowych odnóży bóldożercy odbija się echem od wysokich ścian.Ocieram pot z czoła i błyskawicznie podnoszę się z ziemi,słysząc niewyraźne nawoływanie Azjaty.Dobiegam do niego teraz idziemy ramię w ramię.
-Pospiesz się,biegniemy w stronę urwiska tam go zgubimy.-wysapał Minho.Jego odpowiedź jest ciągle przerywana przez nierówne oddechy spowodowane nadmiernym zmęczeniem i wysiłkiem.
-Stary co ty pikolisz jakie urwisko?-marszczę brwi starając się przypomnieć o czym on w ogóle mówi.
-Te co znaleźliśmy przypadkowo trzy dni temu,nie pamiętasz?-pyta zaskoczony.
-A,tak chodzi o ten spad do którego prawie wpadłem?-pytam a czarnowłosy kiwa głową.
-Dobra tylko co zamierzasz zrobić?Bo nie za bardzo rozumiem twoich intencji.-dodaję.
-Zaraz sam się przekonasz tylko może z łaski swojej ruszył byś dupę,jeśli nie chcesz byś obiadem dla bóldożercy.-rzuca sarkastycznie,nareszcie powrócił stary dobry Minho sarkastyczny i wredny jak zawsze.Biegnę tuż za Azjatą pokonuję zakręt za zakrętem.Stukot metalicznych odnóży jest coraz lepiej słyszalny spoglądam przez ramię ściga nas banda złożona z co najmniej pięciu bestii,przyspieszam rozpaczliwie widząc oczami wyobraźni ohydne odnóża wbijające się w moją klatkę piersiową.Metalowe nogi przebijają mi płuco.Rozpaczliwie staram się zaczerpnąć powietrza walcząc o życie.Na horyzoncie pojawia się nasz upragniony cel,jesteśmy coraz bliżej przepaści od celu dzielą nas zaledwie trzy metry,dwa metry,pół metra.Minho chwyta mnie za tors chroniąc przed upadkiem prze chwilę macham rękoma łapiąc równowagę stoimy tuż przy krawędzi jeden zły rucha a obydwaj spadniemy prosto w przepaść roztrzaskując się o jej dno którego nie widać.Azjata nadal stoi w bezruchu na razie nie zamierza się ruszać jeżeli zaraz czegoś nie wymyślimy przepłacimy własnym życiem.Jak na zawołanie zza ściany wyłania się pierwsza kreatura a za nią ciągnie się reszta pochodu,spoglądam zestresowany na Minho na jego twarzy widnieje determinacja.Zaciska usta w cienką kreskę patrząc przed siebie.Właśnie zrywam się do ucieczki już mam biec przed siebie kiedy czuję jak do tyłu ciągnie mnie silne mocne szarpnięcie.Spoglądam w oczy Azjaty ze złością i wyrzutem,co on kombinuje zaraz wpadnie na nas grupa rozwścieczonych i wygłodniałych bóldożerców a on jak głupiec stoi w miejscu i patrzy na nadcierającą w naszą stronę grupę potworów.
-Czekaj mam plan.-odzywa się po chwili milczenia w skupieniu obserwuje go czekając na dalszy rozwój akcji.
-Ciekawe jaki.-mruczę pod nosem tak aby nie usłyszał.
CZYTASZ
She's the last one ever
FanfictionONA była zarówno, pierwsza jak i ostatnia. Nie było, żadnych złudzeń. Pojawiła się nagle i bez zapowiedzi, tym samym zaburzając porządek w całej strefie. Jak to w ogóle możliwe, że wśród grupki streferów, znalazła się dziewczyna? Przecież trafiali...