~Xlll~

614 24 1
                                    

Poczułam jak moje serce osuwa się w czarną otchłań rozpada się na miliony kawałków właśnie straciłam najważniejszą osobę w całej strefie kogoś kto był mi bardzo bliski mojego jedynego przyjaciela schowałam dłonie w twarz co ja teraz zrobię bez niego,to on zawsze wspierał mnie kiedy mój świat się rozpadał,pocieszał umiał udzielić dobrej rady szanował moje decyzje bez względu na to co myśleli o tym inni poczułam się bezradna i opuszczona,siedziałam na ziemi i płakałam jak małe dziecko nie obchodziło mnie co pomyślą sobie inni,byłam w rozsypce wszystko inne straciło sens,słone łzy spływały po moich policzkach rozbijając się o ziemię,poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu,odepchnęłam ją i zaczęłam krzyczeć na całę gardło.

-Chuck,zostaw mnie!,słyszysz daj mi spokój!-zanosiłam się płaczem chciałam być teraz sama,czy oni nie potrafią tego zrozumieć potrzebuję chwili samotności,mój przyjaciel nie żyje został w labiryncie,a ja nie mogę nic zrobić,usłyszałam jak szepce coś pod nosem i wzdycha czy oni nie mogą dać mi spokoju nawet na minutę wstałam z ziemi przetarłam oczy i obróciłam się w stronę Chucka wypuszczając powietrze z ust z głośnym świstem,postanowiłam zapanować nad moimi emocjami nie chciałam się znowu na niego wydrzeć bez powodu on chciał mnie wesprzeć a ja zachowywałam się jak jakaś histeryczka.

-Chuck,możesz dać mi na chwilkę spokój nie widzisz że...

-Nie,teraz ja będę mówił-przerwał mi twardo-od minuty próbuję uświadomić cię...-znowu ktoś przerwał tym razem nie ja męski głos dochodził zza moich pleców.

-Spokojnie nic nam nie jest-nie mogłam uwierzyć własnym uszom ten głos należał do Minho,ale jak to możliwe,przecież wrota się zamknęły to nie może być prawda,poczułam radość oni przeżyli wrócili do strefy na czas a ja myślałam że już po nich że straciłam Newta na zawsze,łzy znowu napłynęły mi do oczu ale tym razem były to łzy radości.

-Gdzie jest Newt?!-krzyknęłam w stronę Minho jakby stał kilometr ode mnie.

-Nie jestem głuchy!- oburzył się-tam leży-wskazał palcem niewyraźny kształt na trawie,co mu się stał jest ranny?serce podskoczyło mi do gardła,przepchnęłam się między Chuckiem a Minho nie zważając na ich niezadowolenie,jeśli coś mu się stał nie ręczę za siebie,uduszę Albyego i wszystkich po kolei gołymi rękami,podbiegłam do Newtiego leżał na ziemi z zamkniętymi oczami oddychając ciężko jakby miał wydać swoje ostatnie tchnienie,uklękłam obok niego chwyciłam jego dłoń bardzo delikatnie była cała brudna i poobdzierana,znowu poczułam się szczęśliwa mogłam trzymać go za dłoń był przy mnie i to mi w zupełności wystarczało.

-Newtie dobrze się czujesz?wszystko w porządku? nic cię nie boli?nie jesteś ranny?potrzebujesz pomocy plastra?może jesteś głodny albo spragniony?-potok pytań wylewał się z moich ust dobra Nastka tyle wystarczy za chwilę nie zdąży odpowiedzieć na żadne z nich skarciłam się w myślach.

-Spokojnie Rusałko wszystko jest ogey- uśmiechnął się niepewnie nadal leżąc na ziemi.Pogładziłam go po policzku poczułam ciepłą ciecz na dłoni oderwałam ją od jego twarzy z prędkością światła spojrzałam na dłoń krew pomyślałam widząc czerwoną smugę na palcach.

-Newtie,krew ci leci z policzka-wyszeptałam przerażona.

-To nic takiego małe draśnięcie-wyszeptał spoglądając na mnie.

-Musimy iść do Plastra-zaprotestowałam.

-Naprawdę nie trzeba- uśmiechnął się blado dla złagodzenia sytuacji,zawsze to robił bez względu na okoliczność.

-Trzeba-wstałam z ziemi,pociągnęłam go w górę i pomogłam podnieść się z ziemi,z moją pomocą wstał sprawnie i szybko udaliśmy się w stronę lecznicy,słońce powoli znikało za horyzontem,oświetlając całą strefę pomarańczową poświatą,świerszcze przygrywały wesołe melodie pośród wysokich traw.Dotarliśmy do lecznicy średniej wielkości pomieszczenia z kilkoma łóżkami szpitalnymi i szafkami obok każdego z nich,w rogu znajdowała się kozetka a przy niej wysoka szafa na leki.Rozejrzałam się w w około ani śladu Jeffa,nie będę na niego czekać w nieskończoność podeszłam do szklanej gabloty i zaczęłam w niej grzebać w poszukiwaniu gazy,wody utlenionej i jakiegoś plastra.Po chwili znalazłam wszystko i rzuciłam na szafkę przy łóżku.

-Siadaj-wskazałam gestem dłoni kozetkę przy ścianie.

-Nie wiem czy to dobry pomysł-mruknął pod nosem i usiadł niechętnie na wskazane przeze mnie miejsce.Nasączyłam gazę wodą utlenioną.

-Będzie trochę piekło-ostrzegłam a następnie przyłożyłam gazę nasączoną płynem do krwawiącej rany na policzku.Syknął z bólu ale nawet się nie poruszył siedział niewzruszenie na swoim miejscu,w progu pojawił się Plaster stał przez chwilę w osłupieniu latając spojrzeniem to na mnie to na Newta,zatrzymał w końcu swój wzrok na zakrwawionej gazie którą trzymałam w ręku.

-Anastasia,co ty wyprawiasz?!-oburzył się Jeff.

-Ja,przemywam Newtowi ranę-podniosłam ze stolika wodę utlenioną i rzuciłam w jego stronę,złapał buteleczkę i wczytał się w etykietkę na opakowaniu.

-Nie wiedziałem że mamy tu takie rzeczy-mruknął pod nosem marszcząc brwi.

-To teraz już wiesz- uśmiechnęłam się triumfalnie jeden zero dla mnie.

-Ogey,skoro umiesz już zajmować się rannymi to ja spadam na ognisko-uśmiechnął się złośliwie odkładając buteleczkę z płynem na łóżko,obrócił się na pięcie i skierował w stronę wyjścia,no nie teraz to on chyba sobie żartuje,oburzyłam się w myślach po prostu pięknie chciałam pomóc przyjacielowi a wkopałam się w to że niby jestem jakąś ekspertką w leczeniu rannych,a on po prostu postanowił wyjść z lecznicy i zostawić nas tutaj samych rozumiem gdyby zostawił tutaj Newta wtedy może nic by się nie stało on przynajmniej by niczego nie rozwalił a ja to chodząca demolka zawsze muszę coś zmajstrować świadomie lub zupełnie przez przypadek.

-Plaster!zaczekaj- krzyknęłam mając nadzieję że jeszcze się wróci.

-No,to się wkopałaś-uśmiechnął się a w jego pliczkach pojawiły się urocze dołeczki.

-Bardzo śmieszne!-zaczęłam okładać go pięścią w ramię dla żartu,nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.

-A tak właściwie to o jakim ognisku mówił Jeff-zapytał zmieniając temat.

-To ty o niczym nie wiesz?-zapytałam z niedowierzaniem pokiwał zaprzeczająco głową-dzisiaj o dwudziestej pierwszej Alby organizuje ognisko-powiedziałam zaklejając plastrem ranę na jego policzku-ale ty pewnie jesteś zmęczony i chcesz odpocząć,a ja nie muszę iść na to ognisko jeśli tylko chcesz mogę z tobą zostać-uśmiechnęłam się niepewnie.

-A ty chciałbyś pójść na to ognisko?-zapytał obserwując mnie bacznie.

-Jasne że tak ale z tobą,a wiem że jesteś zmęczony więc...

-Pójdę z tobą,w końcu czego nie robi się dla przyjaciół-znów na jego twarzy pojawił się banan.

-Jejku dziękuję ci jesteś wielki-rzuciłam mu się w ramiona zamykając w szczelnym uścisku.

-Hej zakochańce-usłyszałam za plecami Minho.

-Co jest Minho?-zapytał Newt odrywając się ode mnie,przygryzł wargę.

-Może z łaski swej pomógłbyś mi przy ognisku?-zapytał zdenerwowany-a nie...

-Dobra,rozumiem co chciałeś mi przekazać-przerwał mu i wstał z kozetki kierując się ku wyjściu,a ja za nim wyszliśmy na chłodne powietrze,chłopaki właśnie rąbali drewno a ja przyglądałam im się uważnie siedząc na trawie,poszło im to dość sprawnie po piętnastu minutach ułożyli stos drewna na ognisko,wszystko było już gotowe,budole przynieśli nawet stoliki z kuchni.

-Anastasia przyniosłabyś mięso od Patelniaka?-zapytał Minho

-Jasne,daj mi pięć minut-podniosłam się z ziemi i poszłam do kuchni,z tego co pamiętam zostawił te mięso na blacie koło lodówki.Przeszłam przez szklane drzwi kuchni zabrałam tacę z mięsem była w dokładnie tm miejscu w którym ją zapamiętałam,była naprawdę ciężka chwyciłam ją w obie ręce modląc się żeby nikt nie dobił do mnie byłam coraz bliżej miejsca w które miałam zanieść mięso kiedy usłyszałam za plecami czyjś głos.

-Musimy pogadać...-zatrzymałam się gwałtownie serce zamarło mi w piersi czemu akurat on czemu to właśnie on chce ze mną rozmawiać przełknęłam ślinę raz się żyje...

She's the last one everOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz