0.Prolog

1.4K 108 163
                                    


— Zupełnie nie rozumiem dlaczego musimy się tłuc przez całą Anglię do Londynu skoro ta wasza szkoła jest w Szkocji, to jakiś absurd

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

— Zupełnie nie rozumiem dlaczego musimy się tłuc przez całą Anglię do Londynu skoro ta wasza szkoła jest w Szkocji, to jakiś absurd. Ten cholerny pociąg nie mógłby się zatrzymać w Glasgow?

Deirdre O'Hara nie cieszyła się na rozstanie z córką i odesłanie jej do szkoły w Szkocji. Jako osoba rzadko roztkliwiająca się z jakiegokolwiek powodu, utyskiwała na różne rzeczy przez całą drogę z Seahill do Londynu. Na szczęście byli już blisko końca pierwszego etapu podróży Jacqueline.

Oczywiście Deirdre głównie utyskiwała na to, na co wszyscy Irlandczycy od ośmiu stuleci czyli Anglików i ich pomysły. W tym konkretnym przypadku na sposób podróżowania do Hogwartu, który wymagał aby wszystkie czarodziejskie dzieci z wysp brytyjskich ściągać do Londynu tylko po to, żeby znaczna część z nich podróżująca ze Szkocji czy Irlandii mogła udać się z powrotem na północ  z której właśnie wyruszyli.

— Deirdre, nie wiem co mam ci powiedzieć, zawsze tak było, taka tradycja, ja też zawsze tłukłem się do szkoły dwa dni. Następnym razem mogę sam pojechać po Jacqueline świstoklikiem, to taki przedmiot...

— Tak wiem, pamietam, zobaczymy — fuknęła

— Kieran, jak myślisz do którego domu trafię? — zapytała podekscytowana Jaqueline. Kręciła się w tę i z powrotem wokół wózka z walizką którą  Kieran pchał przez dworzec Kings Cross w drodze na peron 9 i ¾.

— Nie wiem, słońce, myślę że masz najlepsze cechy wszystkich czterech — uśmiechnął się do niej.

Kieran Murphy był kawalerem z wyboru (sam od jakiegoś czasu myślał o sobie jako o starym kawalerze). Nigdy nie miał zbyt wiele do czynienia z dziećmi dlatego sam był zaskoczony jak dobrze dogadywał się z istotą tak różną od niego jak to tylko możliwe  czyli małą dziewczynką.

Początkowo Deirdre bardzo niechętnie przyjmowała jego pomoc w panowaniu nad magicznym talentem Jaqueline, czemu Kieran nieszczególnie się dziwił. Jedynym czarodziejem, z którym wcześniej miała kontakt, był jej mąż-włóczykij Sean O'Hara, który pięć lat temu był uprzejmy nie wrócić z kolejnej  ze swoich „podróży w interesach", jak nazywał organizowanie wyścigów na miotłach dokoła wyspy, prowadzenie zakładów na mecze quiddicha i walki trolli, czy co tam jeszcze robił.

— Wystarczy tego słodzenia — wtrąciła Deirdre — Jaqueline, w podstawówce przyzwyczaiłam się do tego, że masz najlepsze oceny i oczekuję że to się nie zmieni, nawet w nowej szkole, najważniejsza jest nauka, rozumiemy się?

— Tak mamo, mam nadzieje ze sobie poradzę — powiedziała Jaqueline, nie chcąc okazać przed matką niepewności jaką w istocie czuła.

— Jestem o tym przekonany, masz naprawdę mnóstwo talentu Jackie — powiedział Kieran, posyłając jej ciepły uśmiech.

— I nie pozwól nikomu  sobą pomiatać, zrozumiano, zwłaszcza Anglikom.

— Czemu miałabym pozwolić komuś sobą pomiatać? – powiedziała zdziwiona Jaqueline. Kiedy ostatnim razem ktoś próbował pomiatać nią i jej kolegami z harcerstwa, skończyło się wzajemnym obrzucaniem się kamieniami i blizną na głowie ukrytą pod burzą czarnych włosów.

Irish (bad) Luck [Syriusz Black x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz