W sobotnie popołudnie prawie tydzień po incydencie w zielarni Jacqueline siedziała z Eleną w kuchni, popijając gorącą czekoladę, przygotowaną przez skrzaty. O ile Elena sama nie była typem buntowniczki i nigdy w życiu z własnej inicjatywy nie wybrałaby się na nielegalne poszukiwania wejścia do kuchni, o tyle dość chętnie akceptowała korzyści płynące z cudzej brawury. W chłodne, wrześniowe popołudnie, kiedy strugi deszczu wściekle waliły w zamkowe szyby, wielki kubek gorącej czekolady z bitą śmietaną był niewątpliwą korzyścią.– Mam nadzieję, że do poniedziałku się wypogodzi. Jak ludzie naniosą do cieplarni błota z połowy błoni, to całej nocy nam nie starczy, żeby doczyścić ten chlew – prychnęła Jacqueline, kiedy przez kuchnię przetoczył się przytłumiony jęk wiatru.
Elena, która siedziała naprzeciwko, starała się ukryć w twarz w wielkim kubku, ale Jacqueline doskonale widziała jej rozbawienie.
– Wiesz, uważam, że nie zaszkodziłoby ci, gdybyś sama dostała kiedyś szlaban. Może okazałabyś koleżance nieco współczucia w jej cierpieniu – rzuciła, uśmiechając się pod nosem.
– Ja po prostu nie mogę zrozumieć, jak mogłaś uwierzyć w tę bajkę.
– Wcale w to nie wierzyłam, ale Syriusz tak się wkręcił... – Wzruszyła ramionami.
– To jednak prawda co ludzie mówią, wszyscy Gryfoni to szaleńcy – westchnęła Elena.
Jacqueline milczała przez chwilę, czekając czy Elena powie coś jeszcze, ale się nie doczekała.
– Nie chciałabyś dodać czegoś w stylu „poza tu obecnymi"?
Elena na słowa parsknęła śmiechem w swój kubek.
– O nie, zdecydowanie bym nie chciała – stwierdziła Elena ze stuprocentową pewnością, na co Jacqueline prychnęła śmiechem pod nosem.
Jedną z największych zalet Eleny było jej nieco cierpkie i sarkastyczne poczucie humoru. Jacqueline bardzo sobie ceniła, że mogą swobodnie sobie docinać bez ryzyka, że któraś z nich się obrazi. Krukonka była również zdaniem Jacqueline jedną z najbardziej inteligentych i oczytanych osób w ich klasie, choć nie miała potrzeby szerokiego obnoszenia się z tymi cechami.
Ich znajomość rozpoczęta podczas wspólnej podróży promem z Dublina na pierwszy rok, rozwijała się raczej powoli – być może po części ze względu na przynależność do różnych domów – ale Jacqueline zdecydowanie bardziej wolała powolne poznawanie się i budowanie wzajemnego zaufania, niż naiwne przysięganie sobie dozgonnej przyjaźni w trakcie pierwszego dnia znajomości.
– Co ja muszę znosić... – westchnęła ciężko Jacqueline i pociągnęła łyk gorącej czekolady – Zresztą wole być szaloną Gryfonką, niż głupią Puchonką, to wszystko ich wina – prychnęła pod nosem.
– Hmm... może się mylę, ale chyba żaden Puchon nie spędził ostatniego tygodnia na skrobaniu smoczego łajna z podłogi cieplarni? – dopytała Elena.
Jacqueline zignorowała tę uwagę, wybierając z dna kubka bitą śmietanę, którą zostawiła sobie na koniec.
– A przy okazji co z Blackiem i Bambi? Jakoś ucichła ostatnio – zauważyła Elena.
Jacqueline wzruszyła tylko ramionami. Po nocy w cieplarni nie poruszała więcej tematu Bambi, a Syriusz też nic na ten temat nie wspominał.
– Nie mam pojęcia. W ogóle czemu ty jej tak nie lubisz? – zapytała, bo Elena raczej była dość powściągliwa jeśli chodzi o ocenianie innych, a do Barby Paulson odnosiła się z wyjątkowo dużą niechęcią.
CZYTASZ
Irish (bad) Luck [Syriusz Black x OC]
FanfictionKrwawe Kłopoty w Irlandii Północnej i Pierwsza Wojna czarodziejów zaczynają się z początkiem lat siedemdziesiątych. Być może obie te wojny mają ze sobą więcej wspólnego, niż ktokolwiek się spodziewa? Oba konflikty poznaje Jacqueline O'Hara, która p...