24.Seahill

521 51 287
                                    




Tylne siedzenie mugolskiego samochodu nie należało do najwygodniejszych miejsc na świecie, zwłaszcza dla kogoś wysokiego. Syriusz miał wrażenie, że przy pierwszej okazji wybije sobie zęby kolanami, albo zrobi głową dziurę w dachu. Jacqueline zajęła miejsce koło kierowcy i tak jak w pociągu bez słowa wyglądała za okno. Colm również się nie odzywał, a Syriusz wolałby sobie odgryźć język niż palnąć teraz coś głupiego, więc również w milczeniu wyglądał przez boczną szybę.

Część Belfastu, przez którą część przejechali, żeby wyjechać z portu, sprawiała okropne wrażenie. Co było dość zrozumiałe, z portem graniczyła dzielnica przemysłowa pełna magazynów i ukończonych w połowie stalowych konstrukcji. Cała dzielnica wyglądała jak jedna wielka, częściowo opuszczona fabryka, w której gdzieniegdzie wyrastały małe skupiska mieszkalnych budyneczków. Choć przed częścią z nich suszyło się pranie, a w pobliżu biegały kupy dzieciaków słowem które, przychodziło na myśl Syriuszowi, by je opisać, było baraki, a nie domy. Nieraz słyszał, jak Jacqueline pomstowała na fatalne warunki, w jakich żyła część Irlandczyków z Belfastu, ale chyba nigdy nie przyszło mu do głowy, że fatalne warunki wyglądają właśnie tak. Poczuł się jak ostatni półgłówek, który kompletnie nie rozumie, co się do niego mówi. Ile jeszcze nie zrozumiał z tego, co Jacqueline mówiła? Pewnie wszystkiego.

Zdecydowanie lepsze wrażenie sprawiały okolice zaraz za miastem. Autostradę z obu stron otaczały rzędy bujnie rosnących drzew i krzewów niemal wychodzących na szosę. Momentami w prześwitach między drzewami dało się dostrzec niespokojne morze i kłębiące się nad nim chmury, choć po przeciwnej stronie drogi królowało piękne słońce.

Po jakiś dwudziestu minutach Colm zjechał z autostrady na jakąś lokalną drogę, a Syriuszowi mignęła przed oczami biała tabliczka z prostym napisem „Seahill". Na pierwszy rzut oka wioska wyglądała całkiem przyjemnie. Szeregi dość dużych domów otoczonych zadbanymi ogródkami kojarzyły się raczej z klasą średnią unikającą miejskiego zgiełku. Syriuszowi zdecydowanie nie pasowało to do Jacqueline, której niezamożność była widoczna w każdym niedopasowanym ciuchu, donaszanym po kimś i każdym knucie wydawanym przez Rosmertę, które skwapliwie zbierała do małej portmonetki tak, jak sroka znosi błyskotki do gniazda. 

Krajobraz zmienił się diametralnie, jak tylko minęli mały kamienny kościółek, który chyba stanowił coś w rodzaju punktu granicznego. Od tego miejsca domy robiły się coraz to mniejsze, a otaczające je ogródki coraz mniej wymuskane, a wręcz dzikie.

Być może jednak przez te lata przyjaźni z Jacqueline coś do niego dotarło, bo od razu było dla niego jasne, gdzie w przebiegała granica między zwalczającymi się społecznościami. Jasne też było, że Jacqueline należy do tej mniejszej, wyraźniej biedniejszej części upchniętej, między przecinającą środek wioski szosą a brzegiem morza. Kiedy Colm zjechał z asfaltowej drogi na wąską kamienistą ścieżkę, Syriusz przez chwilę miał wrażenie, że wjechali do tunelu. Szpaler bujnie porośniętych bluszczem drzew, niemal stykał się gałęziami nad środkiem drogi, tworząc nad głową zielono–złoty sufit. Było naprawę pięknie, trochę dziko, ale zdecydowanie pięknie.

Po kolejnym skręcie na jeszcze węższą tym razem błotnistą drogę przecięli obszerne, porośnięte gładkim dywanem lśniącej trawy pastwiska a zza kolejnego skupiska drzew wyłonił się mały, bielony domek.

Syriuszowi przyszło do głowy, że to byłaby świetna kryjówka. Dom Jacqueline zdawał się leżeć dokładnie pośrodku niczego, otoczony drzewami, pastwiskami i morzem. Odgłos fal bijących o brzeg dało się słyszeć, jak tylko wysiedli z samochodu, choć z podwórka morza nie było widać. Budynek był bardzo mały, chyba parterowy, choć możliwe, że pod centralnym puntem spadzistego dachu dało się wcisnąć jakiś mały pokoik. Dom wraz z małym ogródkiem otaczał kamienny murek, w którym widniało kilka wyrw, w miejscach, gdzie kamień się skruszył.

Irish (bad) Luck [Syriusz Black x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz