66.Syriusz i Jacqueline cz.2

238 41 74
                                    




Syriusz przebudził się z płytkiego snu z dziwnym uczuciem, że czegoś mu brakuje. Szybko zorientował się, że brakującym elementem, była Jacqueline, która zasnęła z głową na jego piersi. Spędził wcześniej dłuższą chwilę, walcząc z ogarniającą go sennością, byle tylko dłużej na nią popatrzeć. Nigdy nie wydawała mu się bowiem równie śliczna, jak w tamtym momencie. Naga i wtulona w niego, z rozchylonymi ustami, nadal zarumienionymi policzkami i pojedynczymi kosmykami przy twarzy poskręcanymi od potu. Żaden sen nie mógłby się z tym równać.

Nie podejrzewał, że dojdzie między nimi do tego, do czego doszło, ale najwyraźniej nie docenił siły zarówno jej, jak i własnych uczuć. Kiedy usłyszał jej krzyki na peronie, wiedział, że już po nim. Że cokolwiek by się stało, nie będzie w stanie dłużej trzymać się od niej z daleka i udawać obojętności. Powrotu do tego, jak wyglądała ich relacja, definitywnie nie było, a to oznaczało, że jedyna droga prowadziła naprzód. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, stało się dla niego jasne, że i ona tak to wszystko zrozumiała, zupełnie jakby czytali sobie w myślach.

Przecierając powieki, zauważył, że Jacqueline stała w uchylonych drzwiach na balkon. Miała na sobie jego koszulę i najwyraźniej szukała nieco ochłody, bo zgarnęła włosy w koński ogon, by zimne powietrze dotarło do jej karku. Pierwszym spostrzeżeniem, które przyszło mu do głowy, było to, że zdecydowanie powinien oddać jej wszystkie swoje koszule, a jej własne ubrania spalić. Pomimo że różnica wzrostu między nimi, nie była bardzo duża, materiał zsuwał się z jej szczupłych ramion, zasłaniając dokładnie tyle, by idealną przestrzeń zostawić dla wyobraźni. Niewiele myśląc, wstał, wciągnął pętające się pod nogami bokserki i podszedł do Jacqueline, obejmując ją ramionami w talii i przytulając się do jej pleców.

– Obudziłam cię? Przepraszam – szepnęła cicho, przesuwając dłońmi po jego przedramionach.

– Nawet jeśli, to tym lepiej. Za nic nie przegapiłbym takiego widoku – mruknął jej do ucha.

Jacqueline zaśmiała się pod nosem i chyba trochę rozluźniła.

– Mmm, pożyczyłam sobie twoją koszulę.

– Możesz ją sobie zatrzymać i tak wyglądasz w niej lepiej niż ja.

– Mocne słowa – zaśmiała się ponownie Jacqueline i oparła nieco mocniej o jego tors.

– Wszystko w porządku? – mruknął, lekko całując ją w kark.

– Mhm. Chciałam się tylko trochę przewietrzyć.

– To było...

– Niespodziewane? – dokończyła za niego Jacqueline.

– Chciałem powiedzieć niesamowite.

– To też. – Jacqueline zaśmiała się, okręciła w jego ramionach i pocałowała go lekko.

– Ale nie żałujesz? – dopytał walcząc z gulą zdenerwowania, która nagle wyrosła mu w gardle.

– No co ty, oczywiście, że nie – powiedziała i zarzuciła mu ramiona na szyję. Syriusz chwycił ją za pośladki i uniósł do góry, a Jacqueline instynktownie oplotła go nogami w pasie. – Uważaj, bo się przyzwyczaję, że mnie nosisz na rękach – zaśmiała się, kiedy zaniósł ją z powrotem do łóżka.

– Proszę bardzo – oznajmił poważnie, wisząc nad nią na wyprostowanych ramionach. – Swoją drogą, chyba popełniłem wcześniej okropne faux-pas – dodał, zerknąwszy wcześniej na zegarek. O tym jak bardzo Jacqueline była w tym momencie oderwana od rzeczywistości, mógł świadczyć fakt, że spojrzała na niego nierozumiejącym wzrokiem, jakby nie miała pojęcia, o czym mówił. – Było już po północy... wszystkiego najlepszego z okazji urodzin – powiedział, pochylając się nad nią.

Irish (bad) Luck [Syriusz Black x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz