Jacqueline nie cierpiała przyznawać się do strachu, jakby samo odczuwanie tego uczucia, było wyznaniem słabości, ale teraz musiała sama przed sobą przyznać, że się bała. Do tej pory Mulciber ją irytował, drażnił i obrzydzał. Skóra jej cierpła, kiedy czuła jego zuchwały wzrok ślizgający się z twarzy, przez szyję i dekolt na biodra i nogi. Nie cierpiała go, jak zresztą większość zdrowo myślących uczniów w szkole, ale się go nie bała. Aż to teraz.Incydent na korytarzu uświadomił jej, chyba po praz pierwszy, że ten drań naprawdę mógłby spróbować jej coś zrobić. Wspomnienie dłoni zaciskającej się na karku jak imadło towarzyszyło jej podczas bezsennych nocy, a ciepły oddech tuż przy szyi prześladował w snach. Nie powiedziała nikomu o tym incydencie i domyślała się, że Remus również zgodnie z jej nieco szorstko wyrażoną prośbą, zachował scenę z korytarza dla siebie. Gdyby miała się zastanowić, dlaczego właściwie nie podzieliła się z nikim tym co się stało, chyba nie potrafiłaby jednoznacznie odpowiedzieć. Może dlatego, że gdzieś w zakamarkach jej umysłu, odzywał się cichy, ale natarczywy głos, brzmiący bardzo podobnie do napuszonych policjantów i polityków, których czasem widywała w telewizji, że może sama się jakoś się do tego przyczyniła, choć doprawdy nie miała pojęcia, jak miałaby to zrobić.
Przez kolejne kilka dni siedziała jak na szpilkach i jak najwięcej przebywała wśród innych uczniów, ale Mulciber nawet nie spojrzał w jej stronę. Jacqueline żywiła nieśmiałą nadzieję, że może ten incydent jego również nieco otrzeźwił i od tego momentu da jej spokój, jednak mimo wszystko przez większość czasu na korytarzach, czy błoniach trzymała dłoń w kieszeni szaty mocno zaciśniętą na różdżce.
Skupiona na tym incydencie, który jeszcze bardziej rozstroił jej i tak już wcześniej nieco skołatane nerwy, niemal nie zauważyła, kiedy większość szkoły opanowała atmosfera radosnego wyczekiwania na Walentynki. Zorientowała się, że najbliższe wyjście do Hogesmead wypada właśnie w tę sobotę, kiedy James z przekonaniem graniczącym z pewnością oznajmił im podczas kolacji, że gdyby nie pełnia, przez którą musieli darować sobie całe wyjście, to Lily już tym razem na pewno dałaby się zaprosić do Trzech Mioteł. Słuchając go, Jacqueline czasem naprawdę mocno zastanawiała się, czy to jeszcze optymizm czy już życie złudzeniami. Częściej skłaniała się jednak ku tej drugiej opcji.
Jeśli chodziło o nią to delikatnie, a przynajmniej taką miała nadzieję, spławiła Edwina Mulleta i miała nadzieję równie delikatnie spławić Alana Stewarta, który postanowił po numerologii zacząć zagadywać ją o plany na weekend, jednocześnie wciskając jej w ręce zgrabnie uporządkowane notatki. Jacqueline mogła się zżymać w duchu, ale musiała przyznać, że Syriusz mógł mieć trochę racji. Alan najwyraźniej chciał wkupić się w jej łaski głupimi notatkami. Najgorsze było w tym wszystkim, że naprawdę było jej teraz głupio go zbyć. Miała nadzieję, że jakoś uda jej się go spławić w drodze do biblioteki, ale Alan uparcie podążał krok za nią, opowiadając jakieś niby ciekawostki o Hogsmeade, które słyszała już tysiące razy.
Dotarli na korytarz, w którym mieściły się drzwi do biblioteki, kiedy Jacqueline usłyszała znajomy, przypominający nieco szczeknie psa śmiech oraz drugi, zdecydowanie wyższy i obcy. Syriusz opierał się o ścianę przy parapecie, na którym siedziała znajoma Jacqueline jedynie ze słyszenia Puchonka z szóstej klasy. Dziewczyna była irytująco ładna i jasnowłosa, co było oczywiste na pierwszy rzut oka, oraz również jak wiedziała Jacqueline irytująco czytstokrwista, oraz irytująco zamożna. Można by zaryzykować stwierdzenie, że wręcz była dokładną odwrotnością Jacqueline. Jedyne co pozostawało zagadką, to dlaczego wszystkie te cechy, na które przecież Puchonka nie miała żadnego wpływu, tak okropnie działały Jacqueline na nerwy. Być może chodziło po prostu o jej głośny śmiech, najwyraźniej wywołany słowami Syriusza. Jeśli powtarzał jej ten sam durnowaty kawał o wampirze i jadowitej tentakuli, który opowiadał przy śniadaniu, to jej rozbawienie było zdecydowanie przesadzone.
CZYTASZ
Irish (bad) Luck [Syriusz Black x OC]
FanfictionKrwawe Kłopoty w Irlandii Północnej i Pierwsza Wojna czarodziejów zaczynają się z początkiem lat siedemdziesiątych. Być może obie te wojny mają ze sobą więcej wspólnego, niż ktokolwiek się spodziewa? Oba konflikty poznaje Jacqueline O'Hara, która p...