29.Angielska czerwień

472 45 194
                                    


Przecież miało być łatwiej. Tak sobie powtarzała przez cały ten czas; że po pogrzebie będzie łatwiej. Wmawiała sobie, że jeśli tylko przetrwa te kilka dni, to będzie już z górki. Uczepiła się tej myśli, jak tonący brzytwy, a teraz i ten ostatni skrawek oparcia jaki sobie znalazła wymykał jej się z rąk. Nie pamiętała nawet czy ktoś jej to powiedział, czy sama sobie to wmówiła, żeby nie zwariować. W każdym razie odkrycie, że wcale nie było łatwiej, odczuła, jakby ktoś ją bezczelnie okłamał i jeszcze na dodatek splunął w twarz. Od powrotu do szkoły minęły dwa tygodnie, a ona nadal nie miała pojęcia, co robić. Wstawała rano, chodziła na lekcje, potem zaszywała się w bibliotece aż do jej zamknięcia, a następnie w kącie Pokoju Wspólnego otaczała się przyniesionymi stamtąd książkami, odgradzając od radosnego zgiełku.

Robiła to wszystko tylko dlatego, że nie wiedziała, co właściwie powinna teraz ze sobą zrobić. Cały czas miała wrażenie, jakby ktoś zapomniał jej czegoś wytłumaczyć, powiedzieć co ma robić. Przecież niemożliwe, żeby miała robić te same rzeczy co wcześniej, teraz kiedy wszystko się zmieniło. Jak to możliwe, że lekcje nadal się odbywały się zgodnie z ustalonym we wrześniu planem? Że posiłki nadal miały miejsce o tych samych porach? Że z początkiem grudnia świąteczne ozdoby okryły zamek zielenią iglastych girland, złotem bombek i srebrem sztucznego śniegu, kiedy tak naprawdę wszystko powinna spowić czerń?

Tak się jednak nie działo. Uczniowie Hogwartu chodzili po szkole radośni i pełni życia, oczekujący nadchodzących świąt i przerwy w nauce. Oczywiście wszyscy wiedzieli, co się stało... i jak to się stało. Doskonale wiedziała, co o niej mówią. Starania Jamesa i Syriusza, żeby uciszyć każdego, kto miał ochotę rzucić w jej stronę jakąś nienawistną uwagę, na niewiele się zdawały. Podejrzliwe spojrzenia towarzyszyły jej właściwie nieustannie – czy to na lekcjach, na korytarzach, czy w bibliotece. Wydawało się, że społeczność Hogwartu podążyła śladem reszty Wielkiej Brytanii, w której od jakiegoś czasu słowo „Irlandczyk" uosabiano ze słowem „terrorysta" i już każdy był przekonany, że zarówno Jacqueline, jak i jej mama zajmowały się głównie dręczeniem brytyjskich żołnierzy, a Deirdre dostała to, na co zasłużyła.

Tak było zresztą lepiej. Wolała już, że ludzie jej nienawidzą i się jej boją niż żeby mieli jej współczuć. Na nienawiść, kpiny i rzucane pod nosem wyzwiska mogła reagować chłodną pogardą, a na litość... Na to nie było odpowiedniej reakcji. Właśnie z tego powodu unikała Jamesa, Remusa, Petera i Eleny. O dziwo Syriusz zachowywał się trochę bardziej normalnie – pewnie dlatego, że w Irlandii zdążył się z tym wszystkim trochę oswoić – ale jego z kolei unikała z innych powodów.

Zresztą, przecież nie tylko o to chodziło. Dobrze widziała, że chłopcy się starają, ale nie mogła, ani nie chciała im tego robić. Narzucać im własnej żałoby, gasić ich radości życia własnym smutkiem. Lepiej było zaszyć się w książkach na długie godziny, a potem wrócić do dormitorium, kiedy wszyscy już spali i paść z wyczerpania z nadzieją, że kolejnego dnia słońce w końcu zrobi dla niej wyjątek i nie wstanie. Byłaby wdzięczna za chociaż jeden dzień w błogiej, bezpiecznej ciemności. Jeden dzień, który mogłaby po prostu przespać, nie wychodzić z łóżka i w końcu odpocząć. Była tak zmęczona, że aż chciało jej się płakać i nie opuszczało jej wrażenie, że nie zmieniłaby tego żadna ilość snu.

„Jutro też wzejdzie słońce" – Scarlett z tego jednego zdania czerpała siłę do nieustannej walki, ale dla Jacqueline brzmiało jak kpina. Owszem, słońce uparcie wstawało dzień po dniu, tylko po co? Jaki miało to sens, skoro dla niej było już za późno, żeby cokolwiek zmienić. Schrzaniła. Tak strasznie schrzaniła i już nigdy nie będzie w stanie naprawić tych błędów. Syriusz mógł sobie mówić, co chciał, Kieran to samo, ale przecież dobrze wiedziała, że zawaliła. Mama nie żyła przez nią. Przecież wiedziała, że tak będzie. Od dawna tego właśnie się obawiała i nie potrafiła temu zapobiec. Ta świadomość była w tym wszystkim najgorsza. Stała, niezmienna, nieopuszczająca jej ani na chwilę świadomość, że wszystko mogłoby wyglądać inaczej, gdyby tylko nie odpuściła.

Irish (bad) Luck [Syriusz Black x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz