4.Rodzina i Przyjaciele

631 73 248
                                    




Następnego dnia profesor Dumbledore przy śniadaniu poinformował szkołę o śmierci pana Barettsa którą uczcili minutą ciszy. Do czasu zatrudnienia nowej osoby opiekującej się biblioteką jej godziny pracy miały zostać skrócone, oczywiście większość uczniów nie poświęciło tej informacji zbyt wiele uwagi, Baretts był bardzo wiekowy a jako, że o udziale trójki Gryfonów nikt nie wiedział bardziej skupiano się na tym kto zostanie nowym bibliotekarzem lub bibliotekarką.

Podczas śniadania profesor McGonagall podeszła do stołu Gryfindoru poinformować, że jeszcze wczoraj dyrektor wysłał wiadomości do ich rodziców informując o incydencie i prosząc o spotkanie które prawdopodobnie odbędzie się w niedziele po południu. Syriusz i James wyglądali jakby woleli spędzić kolejny miesiąc w bibliotece niż omawiać całą sprawę z Dumbledorem i rodzicami ale Jacqueline uznała, że jej potencjalne spotkanie nie dotyczy więc spędziła większość soboty nabijając się chłopców i ich zbolałych min.

W niedziele po południu profesor McGonagall przyszła do pokoju wspólnego i „zaprosiła" ich do gabinetu dyrektora. Jacqueline która przegrywała w szachy z Remusem posłała Jamesowi i Syriuszowi kpiący uśmiech i nie ruszyła się z miejsca.

-Czeka pani na specjalne zaproszenie panno O'Hara? - zapytała profesor McGonagall.

-Słucham?Ja?

-Tak, pani, była pani obecna przy incydencie który dyrektor chce przedyskutować, nieprawdaż?

-Ale... mmm - zaczęła ale nie wiedziała co powiedzieć więc resztę zdania wymruczała pod nosem i podniosła się z miejsca idąc za Jamesem i Syriuszem.

-I kto teraz wygląda jak przestraszona kura? - zakpił Syriusz

-Spadaj - mruknęła

Jacqueline nie miała pojęcia po co jest im potrzebna w gabinecie skoro doskonale wiedziała, że jej mama nie może nawet zobaczyć Hogwartu a co dopiero do niego wejść.

Nie uśmiechało jej się coś co wyobrażała sobie jako samotną konfrontację z rodzicami Jamesa i Syriusza. Kiedy weszli do gabinetu Dumbledore'a Jacqueline nawiedziła absurdalna myśl, że przez pół roku nie wiedziała nawet gdzie jest gabinet dyrektora a teraz jest tu drugi raz w ciagu trzech tygodniu co nie wróżyło dobrze na przyszłość.

Po wejściu do gabinetu Jacqueline jako pierwszych zauważyła parę starszych czarodziejów, w wieku raczej odpowiednim żeby mieć w Hogwarcie wnuka niż syna, którzy jak się domyślała byli rodzicami Jamesa. Jego ojciec był tak samo chudy i kościsty a matka miała identyczne oczy w barwie ciepłego brązu. Ich twarze rozjaśniły się na widok syna w taki sposób, że Jacqueline była pewna, że nie mieliby mu za złe nawet gdyby James własnoręcznie zadusił Barettsa we śnie.

Co innego rodzice Syriusza, ci wyglądali jakby mieli mu za złe każdy oddech. Oboje byli ciemnowłosi i wysocy i w pewien dziwny sposób podobni do siebie. Ojciec Syriusza był bardzo przystojnym mężczyzną o zimnych, przebiegłych oczach z nitkami siwizny na skroniach które dodawały mu charakteru.

Jego matka w swojej zapiętej pod szyję czarnej szacie czarownicy wyglądała jak uosobienie złej królowej z bajki o królewnie śnieżce. Może kiedyś i była piękna ale z jej twarzy biła taka niechęć do całego świata, że samo patrzenie na nią było nieprzyjemne. Jacqueline skojarzyła się z meduzą z legendy, człowiek bał się na nią spojrzeć żeby nie zamienić się w kamień.

Zaaferowana obserwowaniem obcych czarodziejów dopiero po chwili zauważyła ostatniego gościa.

Kieran siedział nieco na uboczu przy biurku Dumbledora z rękami w kieszeniach. Jako jedyny był ubrany po mugolsku w swój niedzielny wełniany garnitur i białą koszulę. Jacqueline nie wiedziała ile Kieran miał dokładnie lat, podejrzewała, że już jakiś czas temu przekroczył trzydziestkę a mimo to w tym towarzystwie wyglądał jak chłopiec, zwłaszcza kiedy niesforne jasne włosy opadały mu na oczy.

Irish (bad) Luck [Syriusz Black x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz